Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bardzo długa droga do szczęścia. Czy adopcja osoby pełnoletniej będzie w Polsce możliwa?

Andrzej Plęs
Andrzej Plęs
Dwa tygodnie po osiemnastych urodzinach Marty prawnicy powiedzieli: w naszym systemie prawnym nie ma pojęcia adopcji dorosłego człowieka – wspomina Anna. Ale obie zapowiadają, że nie zrezygnują ze starań o możliwość adopcji Marty przez Annę i jej męża.
Dwa tygodnie po osiemnastych urodzinach Marty prawnicy powiedzieli: w naszym systemie prawnym nie ma pojęcia adopcji dorosłego człowieka – wspomina Anna. Ale obie zapowiadają, że nie zrezygnują ze starań o możliwość adopcji Marty przez Annę i jej męża. Andrzej Plęs
Marta i Anna marzą, by Marta formalnie stała się córką Anny. Marta ma 25 lat, od prawie dziesięciu mówi do Anny „mamusiu”. Polskie prawo nie pozwala na adopcję dorosłego człowieka. Czy kiedyś to się zmieni?

Nim Marta w wieku 12 lat trafiła do prowadzonej przez siostry zakonne placówki wychowawczej, przeszła niewyobrażalny koszmar dzieciństwa. Tak potworny, że do dziś nie ma odwagi o tym mówić. Jeśli istnieje piekło dla dzieci, to na pewno wygląda tak jak dzieciństwo Marty. Anna powie więcej, ale nigdy przy „przyszywanej” córce, bo Marta kurczy się w sobie przy każdej wzmiance o przeszłości. Wie, że matce (biologicznej – dodaje stanowczo) odebrano prawa rodzicielskie, choć nie wie za co. I wiedzieć nie chce. Wie, kto jest jej ojcem biologicznym, raz nawet spotkała się z tym człowiekiem, i więcej nie chce. Opiekę nad Martą sprawował partner matki i jego ojciec, główni sprawcy jej gehenny. Poszli do więzienia za to, co jej robili.

Marta nie chce pamiętać tamtego okresu swojego życia, ale rzeczywistość nie daje jej o nim zapomnieć. W każdym urzędzie pada pytanie o imię i nazwisko. Kiedy stała się dorosła, zmieniła jedno i drugie, żeby przynajmniej to nie wiązało jej z przeszłością. Gorzej, że na urzędowych formularzach powtarza się: imię ojca i matki, nazwisko panieńskie matki. A trzeba podać to, co stoi w akcie urodzenia. U niej wciąż stoi, że jest córką ludzi, którzy zgotowali jej piekło. Z każdą taką sytuacją koszmar powraca i nijak się od niego nie można uwolnić. Na nic lata psychoterapii, wystarczą trzy linijki w urzędowym formularzu, żeby sesje wzięły w łeb. Do dziś pamięta zadanie szkolne, a mieszkała już w Głogowie Małopolskim: narysuj swoje drzewo genealogiczne. Najpierw szok, potem przerażenie, a w końcu płacz nie do opanowania.

Zaniedbania z powikłaniami

Kiedy 11 lat temu Anna z mężem pojechali do ośrodka sióstr zakonnych i zobaczyli 14-letnią Martę, to było niemal jak miłość od pierwszego wejrzenia: to będzie nasza córka. Napisali do ośrodka adopcyjnego prośbę o właśnie takie przysposobienie Marty. Dostali odpowiedź, że sytuacja kwalifikuje się do tego, aby pełnili funkcję rodziny zastępczej.

I wtedy zaczęły się schody.

– Lata zajęło, nim wydobyliśmy z Sądu Rejonowego w Kolbuszowej potwierdzenie, że biologiczna matka została pozbawiona praw rodzicielskich, a ojcostwo zostało ustalone sądownie, więc oboje nie mieli prawa decydowania o losach dziecka – podkreśla Anna. – Niczyja była, nawet opiekuna prawnego nie miała. Adopcja wtedy nie była prawnie taka trudna, gdybyśmy tylko wiedzieli, jaki jest status prawny Marty… Ale położyliśmy nacisk na emocje, na jej rozwój, zabezpieczenie, na ochronę w przypadku, gdyby ci dwaj zbrodniarze czegoś od niej chcieli po wyjściu z więzienia. Albo gdyby biologiczna matka przypomniała sobie, że ma biologiczną córkę. A formalności adopcyjne – wydawało nam się – mogą poczekać.

A przecież bywali u nich kontrolerzy, którzy badali, czy właściwie opiekują się Martą. I kurator z sądu, i panie z PCPR, i z MOPS.

– Nigdy nie było żadnych zastrzeżeń, ale też nikt z nich nigdy nie podpowiedział, że przecież możliwa jest adopcja – mówi z żalem Anna. – A mieli pełną dokumentację Marty, do której my nie mieliśmy dostępu. Mieli wiedzę o jej sytuacji prawnej, o którą biłam się kilka lat, i to bezskutecznie.

Marta przyznaje, że uciekała z domu przed każdą wizytą kontrolerów.

– Ze strachu, że przyszli mnie zabrać od mamusi - potwierdza. Dziś – z lekkim uśmiechem rozbawienia, ale wtedy nie było jej do śmiechu.

Walka z przeszłością o przyszłość

Tak na poważnie poczęli ubiegać się o pełną adopcję Marty nim osiągnęła pełnoletność. Nawet prawnicy nie zniechęcili ich twierdzeniami, że to przed sądem może potrwać lata.

– Kiedy rodzice zapytali mnie, czy chcę być ich córką, odpowiedziałam, że nie jestem pewna – opowiada Marta. – Wciąż nie wierzyłam, że ktoś może mnie pokochać, że mogę być z nimi bezpieczna. Żebym mogła odpowiedzieć „tak”, musiało minąć trochę czasu. Aż poczuję się bezpieczna.

Kiedy Marta miała iść do bierzmowania, księdzu były potrzebne jej papiery. Jak Anna z Martą zaczęły grzebać w dokumentacji przeszłości, wylazł z niej kompletny chaos. Marta w jednych dokumentach miała rodziców biologicznych, w innych nie miała, raz miała w nich ojca, w innych było napisane, że ojciec nieznany. Trzeba było to wyprostować, żeby w przyszłości nie było problemów formalnych.

– To było dwa tygodnie po osiemnastych urodzinach córki – pamięta Anna. – Prawnicy powiedzieli: w naszym systemie prawnym nie ma pojęcia adopcji dorosłego człowieka.

Wyjściem, ich zdaniem, było prosić sąd o przywrócenie terminu. Czyli o prawny powrót do sytuacji, kiedy Marta była niepełnoletnia i można było ją adoptować. Co też Anna z mężem uczynili. W odpowiedzi na ich wniosek w listopadzie 2018 roku Sąd Rejonowy w Rzeszowie orzekł: odrzucić prośbę. Z uzasadnieniem: terminy prawa materialnego nie podlegają przywróceniu. Sąd przypomniał też, że przysposobienie osoby pełnoletniej w świetle kodeksu rodzinnego jest niemożliwe.

W styczniu 2019 roku napisali do Sądu Okręgowego w Rzeszowie zażalenie na tę decyzję, motywując, że działają za zgodą i dla dobra Marty. A dobro polega na tym, że nie będąc formalnie córką Anny i jej męża, nie może być objęta ich ubezpieczeniem zdrowotnym. A przede wszystkim – że dopełniona adopcja „pomoże jej odnaleźć i ugruntować swoją tożsamość”. Ponadto przysposobiona będzie mogła po nich dziedziczyć. Sąd Okręgowy nad decyzją długo się nie pochylał, bo już w kwietniu tego samego roku zażalenie oddalił: „Ustawodawca zezwala na przysposobienie wyłącznie osoby małoletniej”. Sądowe ubieganie się o adopcję dorosłej już Marty przestało mieć sens. Najpierw trzeba by zmienić prawo. I to tak, by można było dokonać adopcji dorosłego człowieka. Pani Anna z mężem zaczęli więc batalię tam, gdzie prawo się tworzy, a nie egzekwuje.

Pielgrzymka po biurach poselskich

Zaczęli od Rzecznika Praw Obywatelskich, do którego napisali pełną rozpaczy i nadziei prośbę o interwencję. Adam Bodnar napisał do ministra sprawiedliwości wniosek o podjęcie inicjatywy celem zmiany prawa w kwestii adopcji dorosłego. Powołał się na rzymski system prawny, na którym do dziś opiera się system europejski (i nie tylko), zaznaczając, że Rzymianie dopuszczali adopcję osób dorosłych. „Nie tylko w obcych kulturach prawnych (jak np. japońska), ale też w Republice Federalnej Niemiec czy w niektórych stanach USA, możliwe jest przysposobienie osób dorosłych” – napisał Rzecznik do ministerstwa. „Nie wydaje się, aby wprowadzenie do polskiego systemu prawnego możliwości przysposobienia osób pełnoletnich było celowe” – odpisał mu w styczniu 2020 roku minister Zbigniew Ziobro. Uzasadniał, że motywem adopcji mogłaby być chęć uzyskania spadku po „nowych” rodzicach albo świadczeń.

Pani Anna z mężem napisali bezpośrednio do ministra. W odpowiedzi podziękował za „zainteresowanie się tematyką” i obiecał, że w razie podjęcia inicjatywy zmiany prawa argumenty rodziny z Głogowa zostaną wzięte pod uwagę. Więc rodzina ruszyła po pomoc do senatora Stanisława Ożoga, który zwrócił się do ministra sprawiedliwości. Senatorowi odpowiedział podsekretarz stanu Marcin Romanowski. „Ministerstwo Sprawiedliwości nie planuje w najbliższym czasie podjęcia prac legislacyjnych w kierunku zaproponowanym przez państwo” – można wyczytać w odpowiedzi z lutego 2020 roku.

W uzasadnieniu ministerstwo obszernie omawia obowiązujący stan prawny dotyczący instytucji przysposobienia i przypomina, że ma ono na celu dobro dziecka. Po czym zauważa, iż dorosły człowiek zyskuje pełnię praw obywatelskich, rodzice nie mają nad nim władzy, toteż „wątpliwe jest, aby w przypadku przysposobień osób dorosłych przesłanką było dobro przysposabianego dziecka. Nie jest wykluczone, że w takim przypadku na plan pierwszy mogą wysuwać się motywy materialne, takie jak chociażby uzyskanie prawa do spadku w przypadku śmierci przysposabiającego, czy też określonych świadczeń wynikających ze stosunku pokrewieństwa”.

Nie udało się w Ministerstwie Sprawiedliwości, spróbowali przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. Posłany tam przez nich we wrześniu 2021 roku wniosek o podjęcie inicjatywy legislacyjnej pozostał bez echa. Również Kancelaria Prezydenta RP nie odpowiedziała. Potem jeszcze Anna odwiedziła kilka biur poselskich. Parlamentarzyści wyrażali mniejsze lub większe zainteresowanie, obiecywali zorientować się w możliwościach, lecz nigdy nic z tego nie wynikło. – Jeden z posłów oświadczył mi wprost, że jest „za cienki, za krótki” i w ogóle nie ta opcja polityczna, żeby mógł coś zdziałać – wspomina pani Anna.

Jeszcze w 2020 roku trafili do Marcina Warchoła, podkarpackiego posła i wiceministra sprawiedliwości. Pani Anna mówi, że wyraził zainteresowanie i zrozumienie, więc zapaliła się w nich iskierka nadziei. Zgasła, kiedy usłyszeli komentarz, jaki na temat ich sytuacji wiceminister wygłosił dla TVP Rzeszów: – Zasługuje na uznanie wieloletni bój matki o to, żeby była matką zgodnie z prawem. To jest przykład tego, że można, ale czasami niestety prawo nie nadąża za potrzebami społecznymi. Czy tutaj dojdzie do zmian w prawie? To analizujemy. Chciałbym zwrócić uwagę, że takie przepisy w Niemczech już są.

Jedną, powtarzającą się propozycję, Anna pamięta do dziś i kiedy o niej mówi, słychać w jej głosie tłumiony gniew.

– Prawie u wszystkich, u których byliśmy, padała propozycja, żeby córkę ubezwłasnowolnić, wtedy zyskamy prawnie to, co moglibyśmy osiągnąć adopcją. Miałam ochotę odpowiedzieć: z takimi radami to spadajcie.

A może model niemiecki

Nie rezygnują. I zapowiadają, że nie zrezygnują. Wędrują między gabinetami decydentów, ślą prośby i apele „po wszystkich świętych”. Może w końcu poruszą kamyk, który uruchomi lawinę. Pełnoletnia Marta zmieniła nazwisko, teraz nosi takie samo jak jej prawdziwi, a nie biologiczni rodzice. Używa też nowego imienia, żeby i w ten sposób odciąć się od przeszłości. Metryki zmienić nie może, a w niej rodzicami formalnie są wciąż jej oprawczyni i człowiek, który nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Anna i jej mąż ślą gdzie się da apele i prośby o zmianę prawa adopcyjnego: „Nasza propozycja to model niemiecki, czyli – co do zasady przysposabia się osobę małoletnią, ale w wyjątkowych wypadkach sąd może pozwolić na adopcję osoby dorosłej”.

Kiedy jeszcze walczyli przed sądem, do dokumentów dołączali odręcznie napisany przez Martę list: „Kocham moją rodzinę zastępczą za to, że mnie wzięli do siebie i za to, że chcą mnie wychować na dojrzałą kobietę. Jestem szczęśliwa, że mam takich kochanych rodziców. Nie mam już nikogo, tylko ich. W końcu mogę żyć normalnie i jestem kochana przez moich rodziców”…
Imiona bohaterek reportażu zostały zmienione.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24