Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Bieszczadzkie Pendolino", czyli wsiąść do pociągu nie byle jakiego...

Wojciech Zatwarnicki
Wojciech Zatwarnicki
"Bieszczadzkie Pendolino", bo tak ostatnio nazywana jest Bieszczadzka Kolejka Leśna ma się dobrze. 22 stycznia skończyła 117 lat.

W ubiegłym roku przewiozła ponad 102 tys. turystów. To jej rekord. Kursuje też zimą. Zarówno kolejce jak i pasażerom nie straszny mróz i śnieg. W każdym wagonie jest piecyk opalany drewnem i duży termos herbaty.

- Szanowni podróżni, ze względu na obfite opady śniegu, grupa pasażerów mająca podróżować razem z nami, utknęła i nie może dotrzeć do stacji. Dlatego wyruszymy z 10-minutowym opóźnieniem. Prosimy o cierpliwość i wyrozumiałość - słychać głos z peronowego głośnika.

- Dziesięć minut opóźnienia w taką pogodę to nic w porównaniu z PKP - śmieją się pasażerowie. - Oczywiście, że poczekamy - mówią zgodnie.

Większość wybiera otwarte wagoniki zaopatrzone w piecyki opalane drewnem. To tak zwane "kozy".

- Nie zapłaciłem za bilet, by jechać w normalnym wagonie - mówi podniesionym głosem jeden z podróżnych. Słowa kieruje do żony szukającej schronienia przed gęsto padającym śniegiem. - Jedziemy w otwartym, za to właśnie zapłaciłem - stanowczo kończy sprzeczkę.

Parowóz z "małymi kołami"

Oczekiwanie na "spóźnialskich" przeciąga się. Zapada decyzja.

- Zabierzemy ich po drodze. Są w Żubraczu - mówi Mariusz Wermiński, prezes zarządu Fundacji Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej, który jedzie razem z nami. - Dzwonili, by ich nie zostawiać. W trakcie zimy kursujemy tylko raz w tygodniu. Jak można by było o nich nie pamiętać ? Dbamy o swoich pasażerów.

Rozlega się przeciągły gwizd. Kłęby pary i dymu pochłaniają cały skład, który powoli rusza ze stacji. Ciągnie go chluba BKL, lokomotywa Kp-4. Nazywana jest parowozem z "małymi kołami".

-To dlatego, że ich średnica jest nietypowa. Ma zaledwie 60 cm. "Parowozik" z charakterystycznym kominem może rozwinąć zawrotne 35 km/h. Ale nie ma takiej potrzeby. Na trasie przejazdu obowiązuje ograniczenie do 15.

Narodziny legendy

Naszym celem jest Balnica w gminie Komańcza. To rzut kamieniem od Słowacji. W okresie zimowym BKL kursuje tylko tam. Podróż w jedną stronę potrwa około godziny. By doszła do skutku, kilkanaście osób musi solidnie się napracować. Przy odśnieżaniu torów, odkuwaniu lodu, przygotowaniu składu i wspomnianego parowozu.

- Jesteśmy na takie warunki przygotowani. Wozimy turystów zimą już od trzech lat. Mamy kolejowy pług śnieżny i odpowiednie warunki w wyremontowanej parowozowni - zapewnia Mariusz Weremiński.

- Zimowe kursy traktujemy jako formę promocji BKL. Chcemy turystom odwiedzającym ten region dostarczyć atrakcji również zimą. A tych w Bieszczadach i Beskidzie Niskim nadal brakuje. Szczególnie o tej porze roku.
Pasażerowie nie mogą narzekać na brak wrażeń. Przepiękne widoki, rozmowy, wspólne zdjęcia i opowieści obsługi sprawiają, że podróż jest niezapomnianym przeżyciem. A wpadający do wagonów śnieg i kłęby dymu dodają jej uroku i niepowtarzalnego klimatu.

Nikt z tego powodu nie narzeka. Choć są i tacy, którzy podróż spędzają "dziergając" na drutach szaliki i rękawiczki, a to, co dzieję się dookoła niewiele ich interesuje. Kolejką podróżują nie tylko turyści z Polski. Są również miejscowi amatorzy bieszczadzkiej kolei.

- Jeździłam już ciuchcia nie raz. Ale nigdy zimą - mówi Ania Padamczyk z Nowego Łupkowa. - Postanowiłam z rodziną tak właśnie spędzić sobotę. To niesamowite przeżycie, zupełnie odmienne od tego w lecie. Widać o wiele więcej. Żałuję tylko, że nie można - tak jak kiedyś - dojechać do Nowego Łupkowa. Ale może kiedyś historia zatoczy koło.

To właśnie z Nowego Łupkowa 22 stycznia 1898 roku wyruszył pierwszy skład osobowo - towarowy, ciągnięty przez parowóz firmy Krauss oznakowany literą U. Pokonując 24-kilometry dotarł do stacji w Majdanie. Data ta oficjalnie otwiera ponad stuletni okres funkcjonowania kolejki.

Balnica - miejsce magiczne

Po pokonaniu ostrego zakrętu skład gwałtownie zwalnia. Jest tu ograniczenie do 5 km/h. Po lewej stronie strome zbocze. Przez jego środek biegnie granica ze Słowacją.

- Gdybyśmy wypadli z torów, to wylądujemy właśnie tam - dowcipkuje jeden z pasażerów.

Ale kiedyś żartów nie było. W 1918 roku po wytyczeniu granicy polsko-czechosłowackiej kilometrowy odcinek torów między Balnicą a Solinką znalazł się na terytorium Czechosłowacji. Dlatego każdy jej przejazd był eskortowany przez Straż Graniczną. Dopiero po zmianie granic w 1938 roku cały szlak znalazł się w granicach Polski.

Z ciemnego lasu Kp-4 wtacza się na rozległą polanę. Jesteśmy na miejscu. To Balnica.

Miejscowość założono jako wieś królewską na prawie wołoskim w 1549. Dokonano tego na podstawie przywileju wydanego przez starostę sanockiego Piotra Zborowskiego, Iwanowi, synowi Stecza, kniazia z Woli Michowej. Wieś początkowo nazywała się Bannica.

Przed II wojną światową mieszkało tu blisko 500 osób. Po jej zakończeniu, w 1947 w ramach Akcji Wisła ludność pochodzenia łemkowskiego wysiedlono na tereny województwa szczecińskiego. Wieś zamarła. Dziś stoi tu jeden dom. Gospodarzami są Dorota i Wojciech Juda. Chcą z Balnicy zrobić miejsce magiczne. Miejsce, do którego zawsze chce się wrócić. I to im się od 15 lat udaje. Prowadzą w domu niewielki sklep, można też u nich wynająć pokój.

- Wtajemniczeni zawsze mogą tam znaleźć słowackie piwo - mówi mi szeptem "konduktor", co nigdy biletów nie sprawdza. Odpowiadam, że to już nie jest tajemnica. Bo wiedzą o niej w całej Polsce.

Kolejowi spotterzy

Niestety obchodzimy się smakiem. Nieodśnieżone obejście wskazuje, że gospodarzy nie zastaliśmy w domu. Ktoś puka do drzwi. Bez skutku. Czas ruszać w drogę powrotną.

- Przed nami prawie 10-kilometrowy zjazd po szynach - mówi prezes. Trasa do Balnicy prowadziła pod górę, teraz będziemy z niej zjeżdżać. - To dlatego w każdym z wagoników jest hamulcowy. Nasz parowóz nie utrzymałby składu na oblodzonych szynach.

Bogata historia kolejki zachwyca kolejne pokolenia turystów i mieszkańców. Mogliśmy się o tym przekonać w sobotę. Tam, gdzie to tylko było możliwe, towarzyszyli nam "kolejowi spotterzy", robiący zdjęcia i film. Każdy przejazd kolejowy i nasyp był przez nich oblegany. Co zrobić by kolejka przetrwała kolejne 117 lat? Wybrać się nią w podróż. Kolejna szansa już w sobotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24