Jego żona Cecylia, z domu Majcher, była kuzynką Beresia.
Porucznikowi Michałowi Beresiowi ps. "Bem", dowódcy Placówki ZWZ-AK Słocina, wiosną 1944 roku komendant AK Inspektoratu Rzeszów, mjr Łukasz Ciepliński ps. "Pług", zlecił specjalnym rozkazem zorganizowanie i kierowanie grupą dywersyjną, która miała zlikwidować dwóch rzeszowskich gestapowców: Flaschkego i Pottenbauma (akcja miała kryptonim "Kośba").
Do wykonania zadania na ochotnika zgłosili się trzej młodzi AK-owcy, mieszkańcy Krasnego: Władysław Skubisz ps. "Pingwin", Władysław Leja ps. "Trznadel" i Henryk Kunysz ps. "Szczygieł". Ich nazwiska znajdują się na tablicy pamiątkowej na jednym z budynków przy ul. Batorego w Rzeszowie, w pobliżu miejsca zamachu. Na tablicy sygnowanej przez ŚZŻAK, a odsłoniętej 25 maja tego roku, nazwiska Beresia nie ma.
Placówka AK
Michał Bereś urodził się na Staromieściu 19 lutego 1911 roku jako syn Józefa i Józefy z domu Szala. Przed wojną pracował kilka miesięcy jako nauczyciel Szkoły Powszechnej w Piotrowicach Frysztackich na Zaolziu. Zmobilizowany 26 sierpnia 1939, brał udział w obronie Warszawy. Udało mu się uniknąć niewoli niemieckiej. 8 października wrócił do Rzeszowa.
W lutym 1940 roku został przyjęty do ZWZ; złożył przysięgę przed Łukaszem Cieplińskim. Początkowo był oficerem do zleceń dowódcy obwodu, a następnie organizatorem i dowódcą placówki kryptonim 33, a później 84 w Słocinie.
Zamach
Tadeusz Ludera, mąż kuzynki Michała Beresia, mówi, że o przebiegu akcji "Bem" opowiedział mu po wojnie osobiście. Ranek 25 maja 1944 roku, a także poprzedzającą noc, Flaschke i Pottenbaum spędzili w budynku koszarów kolejowych przy ul. Batorego. Bereś jeździł w pobliżu na rowerze i obserwował budynek.
- Umówili się ze Skubiszem, że gdy gestapowcy będą wyjeżdżali, to on podniesie rękę do góry, dając znak do rozpoczęcia akcji. Tak też się stało - opowiada Ludera.
Było południe. Wyjeżdżających dorożką Flaschkego i Pottenbauma zaatakowali Skubisz, Leja i Kunysz. Bereś ubezpieczał ich z tyłu. "Rozległy się krzyki Niemców, spłoszone konie spychały >>Trznadla<< na płot przy ulicy - czytamy we wspomnieniu Michała Beresia, opublikowanym w książce Kazimierza Wilka "Armia Krajowa w Staromieściu".
- Na odsłoniętej jezdni leżał na brzuchu Pottenbaum i strzelał przed siebie, choć tam nikogo nie było. Flaschke poderwał się z bruku, wbiegł na chodnik, gdzie napotkał >>Szczygła<<, do którego mierzył z pistoletu, ale seria tamtego położyła gestapowca, mimo jego błagalnego okrzyku >>daruj!<<".
Pottenbaum strzelał i krzyczał do zamachowców: "Kameraden!", ale padł po serii z karabinu Skubisza. Bereś zauważył jeszcze, jak Leja jednym strzałem dobił gestapowca, po czym zabrał jego rewolwer i czarną teczkę.
Odwrót
Po akcji rozpoczął się dramatyczny odwrót zamachowców w kierunku miasta. Niemcy zaczęli ich ostrzeliwać. Wtedy Leja został ranny. Pierwszy odłączył się Kunysz. Skubisz z Leją dołączyli do Beresia przed budynkiem stacji kolejowej. Pogoń za nimi już się rozpoczęła. Bereś kazał Skubiszowi uciekać przez kładkę nad torami w kierunku Staromieścia. Niemcy podnieśli krzyk. Leja nie wytrzymał nerwowo, wyrwał Beresiowi rower i próbował jechać chodnikiem. Ludera: - Szedł tam żołnierz niemiecki z pustymi menażkami. Gdy się zorientował o co chodzi, rzucił się na Leję, upadli na chodnik. Widząc to, Bereś dobiegł do nich i ugodził tego Niemca bagnetem w szyję.
Pościg stracił ich z oczu. "Nakazałem >>Trznadlowi<< wycofać się przez tory w kierunku na Budy, był jednak zbyt słaby, by uciekać na własną rękę, trzymał się więc kurczowo mnie - wspominał Bereś. - Nie było innej rady, jak razem wycofywać się wzdłuż toru, obok bloku nastawczego, przez dziurę w kolejowym płocie - w stronę drewnianych domków".
Przeskakując płoty, znaleźli się "na domkach". Bereś postanowił zmylić pogoń i biec w kierunku czoła pościgu, ulicą równoległą do Podwala. "To samo powinien zrobić >>Trznadel<<. Rozglądałem się, zwolniłem bieg, ale >>Trznadla<< nie było" - wspominał Bereś.
"Trznadel", czyli Leja, ulokował się w przygodnej komórce, a wystraszone dzieci, bawiące się na podwórku, pokazały Niemcom jego kryjówkę. Widząc, że nie ma szans, odebrał sobie życie.
W tym samym czasie Bereś, uciekając ulicą Kołłątaja i Bernardyńską, znalazł się na tyłach pościgu. Na Grunwaldzkiej oddał koleżance płaszcz, obawiając się, że może być po nim rozpoznany. Następnie udał się w kierunku Staroniwy, a potem Staromieścia, gdzie swoim kuzynkom, Zofii i Cecylii Majcher, polecił ukryć wszystkie dokumenty. "Zadanie to wykonały bardzo skutecznie" - wspominał Bereś.
Ludera: - Cecylia Majcher, moja obecna żona, przyniosła mu marynarkę i okulary. Michał Bereś czekał na nią ukryty w pobliskim zbożu. Potem poszedł w kierunku Zaczernia, gdzie znalazł schronienie u Mariana Czecha, żołnierza AK, zamieszkałego w browarze.
Trójmiasto
"Bem", zagrożony aresztowaniem, został przeniesiony na zastępcę komendanta Podobwodu AK Sędziszów w Obwodzie Dębica. Uczestniczył w akcji "Burza", organizował dywersję na szosie i torach kolejowych na trasie Rzeszów-Dębica. We wrześniu 1944 roku wrócił do Rzeszowa i objął obowiązki drugiego zastępcy komendanta Rzeszowskiego Obwodu AK.
14 listopada 1944 został aresztowany przez NKWD. Zwolniono go podczas - kontrolowanego przez Sowietów - formowania się dywizji AK. Gdy Łukasz Ciepliński rozszyfrował prawdziwe intencje tej organizacji, "Bem" podjął decyzję o pozostaniu w konspiracji. Nękany przez UB, opuścił Rzeszów i w maju 1945 roku pod "lewym" nazwiskiem zamieszkał w Sopocie. Zaangażował się w działalność WiN.
Więzienie
Na początku 1947 roku został zatrzymany przez UB. 30 czerwca tego roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku skazał go na 8 lat więzienia. Karę, zmniejszoną na mocy amnestii o połowę, "Bem" odsiadywał we Wronkach, które opuścił w lutym 1951 roku. Pracował w różnych rzeszowskich zakładach. Szykanowany przez UB, pozbawiany pracy, w 1963 roku przeprowadził się do Olsztyna. W 1976 roku przeszedł na emeryturę. Gromadził materiały do historii AK na Rzeszowszczyźnie. W 1991 roku przekazał swoje archiwum bibliotece KUL.
Zmarł 24 lutego 1996 roku w Olsztynie. Został pochowany w grobowcu rodzinnym na rzeszowskim cmentarzu Pobitno.
Tablica
Tadeusz Ludera uważa, że Michał Bereś po udanym zamachu na gestapowców mógł się wcześniej ulotnić. Został jednak, by ubezpieczać Leję.
- Gdyby Michał nie ugodził bagnetem tego Niemca, to by złapali i jego, i Leję. To było bohaterstwo. Tym bardziej jest mi przykro, że jego nazwiska nie ma na tablicy przy ul. Batorego.
[email protected]
17 867-22-16
.
WE WTOREK: Wspomnienia łączniczki AK Marii Szczyrek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Czy to Edzia z "Królowych życia" pomogła w obnażeniu Dagmary? Jest jeden szczegół
- Jak mieszka Paulina Sykut-Jeżyna? Ma balkon o powierzchni nowej kawalerki [ZDJĘCIA]
- Popek na tronie z pustaków. Tak żyje po odejściu z "Pytania na Śniadanie" [ZDJĘCIA]
- Narożna przeszła poważną operację. Latami ukrywała dolegliwości po porodzie