Były godziny wczesno popołudniowe, gdy trener Dariusz Marzec po kilku dniach przerwy zameldował się przy Solskiego 1. Miał nadzieję porozmawiać o swojej przyszłości. W klubie zastał jedynie członka rady nadzorczej i po kilkunastu minutach wiedział już, że on więcej drużyny nie poprowadzi. Jego współpraca z PGE Stalą Mielec skończyła się 31 lipca.
Jeszcze kilka dni wcześniej wszystko wydawało się być takie kolorowe. Historyczny sukces, awans do PKO BP Ekstraklasy po 24 latach przerwy okraszony pierwszym miejscem w Fortuna 1 Lidze. Dwie fety – pierwsza spontaniczna po przyjeździe piłkarzy z Sosnowca, druga tydzień później, już zorganizowana po ostatnim meczu w sezonie.
Świętowali kibice, świętowali piłkarze, ale świętował również trener, który niedługo później usłyszał, że nie będzie już więcej prowadził drużyny. – To była taka droga z nieba do piekła – mówił w rozmowie z Nowinami. Spotkaliśmy się z nim na tarasie domu w Mielcu, który wynajmował. Teraz zostało mu już jedynie pakowanie walizek i ogromny żal.
O tym, że to wszystko może tak się potoczyć świadczyło już spotkanie z zarządem, które odbyło się dzień po wygranej z Chojniczanką. Trener przedstawił swoje warunki, również finansowe, ale także te związane z przygotowaniami do nowego sezonu oraz ze swoim sztabem. I tutaj miała być ta kość niezgody. Zarząd chciał by do sztabu dołączył trener drugiego zespołu – Maciej Serafiński – i z tym Dariusz Marzec nie miał problemu.
Problem był z tym, że miał on miał zastąpić Janusza Świerada, asystenta, który razem z Marcem przychodził do Mielca we wrześniu 2019 roku.
- Nie zgodziłem się na to, nie mogłem się na to zgodzić. Mam swoje zasady – przyznaje dziś Marzec. Co jednak ważne w całej historii – Janusz Świerad nie miał pojęcia o takim postawieniu sprawy przez zarząd.
- Powiedział, że gdyby wiedział, że mam przez to odejść, to sam by się wycofał. Nie mówiłem mu o tym właśnie dlatego. On również był współtwórcą tego sukcesu. Awansowaliśmy razem, więc chciałem w tej ekstraklasie pracować również z nim– wyjaśnił Marzec.
To oficjalna wersja wydarzeń. Ta mniej oficjalna mówi o tym, że były pewne rozbieżności, jeśli chodzi o pozyskiwanie zawodników na nowy sezon. Trener Dariusz Marzec dobrze wiedział, że nie uda się zatrzymać Bartosza Nowaka, Michała Żyro i bramkarza Jakuba Wrąbla, podobnie zresztą jak władze klubu i na temat wzmocnień prowadzono rozmowy o bardzo wysokiej temperaturze dyskusji. Tu nie osiągnięto pełnego porozumienia.
Nie jest tajemnicą, że klub mocno współpracuje z jedną agencją menedżerską. Władze mają do niej wieloletnie zaufanie, oparte również na wielu udanych transakcjach. Z drugiej jednak strony ktoś może zarzucić, że jest to uzależnienie się akurat od jednego źródła piłkarzy. To również była kość niezgody pomiędzy trenerem i władzami, oczywiście ta mniej oficjalna i wszystko wskazuje na to, że także nie decydująca o całym rozstaniu.
Trenera Marca boli to, że po burzliwej dyskusji z władzami przeprowadzonej w niedzielę (26 lipca), nikt przez kilka dni nie utrzymywał z nim kontaktu. Wtedy jego los był już jednak przesądzony, a on oficjalnie dowiedział się o tym w piątek – 31 lipca. W tym samym czasie dogadywano już wszystkie szczegóły umowy z nowym trenerem, Dariuszem Skrzypczakiem.
Piłka nożna. Architektoniczne cacko - stadion Czuwaju Przemy...
Dariusz Marzec w szczerym wywiadzie po odejściu z PGE Stali Mielec: takie rozstania naprawdę bolą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?