Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dopingowałam na Łużnikach Malinowskiego

Tomasz Ryzner
Barbara Wojnar-Baran dziś pracuje w okręgowym związku
Barbara Wojnar-Baran dziś pracuje w okręgowym związku Archiwum
- Na igrzyskach było pełno milicji - mówi Barbara Wojnar-Baran, była lekkoatletka Resovii, uczestniczka konkursu skoku w dal igrzysk w Moskwie.

Widziała pani na żywo gest Kozakiewicza?
Widziałam. Byłam na trybunach stadionu na Łużnikach. Oglądałam też, jak srebro zdobywał Jacek Wszoła. Kiedy po złoto biegł Bronek Malinowski, akurat miałam konkurs i omal przez niego nie wyleciałam z finału. Prowadził już, miał z 200 metrów do mety. Podbiegłam do bieżni i dopingowałam go. Sędzia, który nas wywoływał na rozbieg pogroził mi czerwoną chorągiewką. Nie wolno mi było tego robić.
W tamtych czasach w Związku Radzieckim Polacy handlowali, przywozili złoto w dobrej cenie. Pani też dorobiła do stypendium.
Nic z tego. Byłam w Moskwie ze cztery dni, ale nie było mowy o wyjściu na miasto, zwiedzaniu. Jeździliśmy tylko z hotelu na stadion, wokół były kordony milicji.
A życie towarzyskie w miasteczku olimpijskim.
Śladowe. Nie mieliśmy kontaktu z innymi reprezentacjami. Do tego nasza miała tak zwanego opiekuna, który cały czas nas obserwował. Nazywaliśmy go gumowym uchem. Zresztą na innych zagranicznych wyjazdach też zawsze jechał z nami taki ktoś.
W Moskwie wystąpiła pani w finale. Była satysfakcja.
Nie do końca. Pojechałam do Moskwy z niedoleczoną kontuzją. Musiałabym pobić rekord życiowy (6,61 m przyp. red.). Wtedy nie było mnie na to stać.
Dlaczego pani kariera nie rozkwitła w latach 80.?
Organizm nie wytrzymał. Początek był obiecujący. Wszystko szybko się toczyło. Na igrzyska pojechałam, gdy miałam tylko 20 lat. Niestety, wtedy trenowało się na rosyjską modłę. Czyli ostro. Kto wytrzymywał, szedł w górę, reszta odpadła z gry. Było dużo biegania w górach. Właśnie tam złamałam stopę. Poza kadrą opieka lekarska była żadna. Dziś mam duże problemy z kręgosłupem.
Bojkot igrzysk w Los Angeles był dramatem dla wielu sportowców.
Dla mnie nie, bo miałam kontuzję. Potem próbowałam wrócić do formy. Nie tylko skakałam w dal, ale miałam też niezłe wyniki w sprintach, biegu przez płotki. Na ten wyższy szczebel nie weszłam. W 1989 roku skończyłam ze sportem.
Jak się pani odnalazła za metą?
Lekko nie było. Nie miałam studiów wyższych. Był problem z pracą. Rękę wyciągnął do mnie Leszek Oppenauer (b. lekkoatleta Resovii - prz. red.). Rozpoczęłam pracę w okręgowym związku i trwa to do dziś.
Anna, pani córka, uczyła się w USA, krótko grała w AZS-ie Rzeszów. Co u niej słychać?
Już nie gra w kosza. Mieszka w USA. Zrobiła już trzeciego mastera, czyli magistra. Pracuje w firmie transportowej.
Czym różni się dzisiejszy młody sportowiec od tego sprzed lat?
Myśmy mieli bliskie relacje między sobą. Byliśmy ciekawi, co słychać u drugiego. Dziś młody człowiek w wolnej chwili patrzy w telefon komórkowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24