Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorota Latos: Zdarza mi się zaszaleć

Marcin Kalita
Marcin Kalita
Rozmowa z Dorotą Latos, odtwórczynią głównej roli w filmie "Szaleństwa panny Ewy".

Jako nastolatka, jeszcze pod nazwiskiem Dorota Grzelak, zagrała główną rolę w uwielbianych od pokoleń "Szaleństwach panny Ewy". Swojej przyszłości nie związała z aktorstwem, ale w dorosłym życiu pojawiła się na ekranie w serialach: "Gorzka miłość", "Klan", "Samo życie" i "Plebania". Jest absolwentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Ma dwóch synów: 18-letniego Kajetana i o trzy lata młodszego Samuela.

- Spotykam się z gwiazdą…

- … a napisz tak, to znów zrobię się… szalona (śmiech)!

- Właśnie o to chciałem zapytać. Czy odtwórczyni tytułowej roli w "Szaleństwach panny Ewy" - filmie, na którym wychowało się kilka pokoleń - nadal prowadzi szalony tryb życia?

- No właśnie, od tamtego czasu mnóstwo osób myślało, że jestem dokładnie taka jak Ewa, czyli zwariowana i szalona. Wiele z nich, kiedy mnie poznawało, było wręcz zawiedzionych. Ale przez pewien czas zdarzało mi się reagować na obydwa imiona. Kiedy ktoś wołał na ulicy Ewa, oglądałam się. Zresztą do dziś niektórzy, jeśli mnie rozpoznają, mówią do mnie pani Ewo.

- Bardzo ci to przeszkadza?

- Teraz już nie, to jest nawet bardzo miłe. Ale kiedy byłam nastolatką i walczyłam o własną tożsamość, momentami mnie irytowało. Ciągle musiałam powtarzać, że nie jestem panną Ewą, tylko Dorotą. Rozsądną, ustatkowaną i wywarzoną dziewczyną. Przynajmniej tak mi się wówczas wydawało (śmiech). Zresztą reżyser Kazimierz Tarnas w tych szaleństwach poszedł w zupełnie innym kierunku. Nie chodziło przecież o to, że Ewa parę razy wyskoczyła przez okno, tylko o miłość do ludzi i obronę pewnych wartości w tym zaganianym świecie. Więc jeśli o to chodzi, to rzeczywiście nadal jestem szalona!

- Jak reagowali na twoją popularność koledzy ze szkoły?

- "Szaleństwa" kręciliśmy na przełomie mojej podstawówki i liceum. Bałam się, żeby moja nowa klasa nie brała mnie za jakąś zadufaną w sobie gwiazdkę. I tutaj pomógł mi reżyser, który zaprosił wszystkich uczniów do udziału w scenie balu karnawałowego. Bardzo mi to pomogło w relacjach z koleżankami i kolegami ze szkoły.

- Po niej myślałaś o tym, żeby zostać aktorką. Dlaczego stało się inaczej?

- Zastanawiałam się, czy to tak naprawdę jest dla mnie. Ale pomyślałam, że jeśli nie spróbuję, to będę tego żałować przez całe życie. Poszłam więc na egzaminy i… więcej tam nie wróciłam. Spróbowałam i to mi wystarczyło. Choć zawsze marzyłam o byciu na scenie, jeszcze bardziej interesowało mnie samo tworzenie teatru. Szybko złożyłam więc papiery na kulturoznawstwo na teatrologii i w tym się odnalazłam. Przez wiele lat zajmowałam się teatrem. Pisałam scenariusze, grałam i reżyserowałam w teatrach offowych, prowadziłam teatralne audycje radiowe, byłam instruktorem oraz koordynatorem projektów teatralnych.

- A jak w ogóle znalazłaś się w filmie?

- W gazecie było ogłoszenie o zdjęciach próbnych do "Szaleństw panny Ewy". Wtedy do głowy mi nie przyszło, że mogłabym wziąć w nich udział. Przeszedł więc pierwszy etap. Trafiłam dopiero na drugi, po tym jak ktoś z produkcji przyszedł na mój spektakl do grupy teatralnej w Pałacu Młodzieży. Po nim, mnie i moją koleżankę zaproszono na przesłuchania.

- Pamiętasz, ile dziewcząt ubiegało się o tę rolę?
- Na drugim etapie zebrano tylko… trzysta (uśmiech). Później było jeszcze pięć etapów z udziałem aktorów. W ostatnim brało już udział pięć dziewcząt.

- I dlaczego Tarnas zdecydował się właśnie na ciebie?

- Kiedyś o tym rozmawialiśmy, ale szczerze mówiąc już nie pamiętam. Podobno zwrócił na mnie uwagę już w drugim etapie. Może dlatego, że byłam jedyną dziewczyną z krótkimi włosami, które ścięłam tuż przed przesłuchaniem (śmiech). W filmie warkocze miałam doczepiane, włosy farbowane, bo moje naturalnie były ciemne, a piegi domalowywane.

- Wiesz, że do roli Ewy startowała też Justyna Sieńczyłło, obecna żona twojego filmowego partnera Emiliana Kamińskiego?

- Wtedy z innymi dziewczynami nie miałyśmy bliższego kontaktu. Dowiedziałam się o tym kilka lat temu z jednego z wywiadów prasowych.

- Na planie zetknęłaś się z całą plejadą prawdziwych gwiazd ekranu, m.in. Piotrem Fronczewskim, Anną Seniuk, Barbarą Rachwalską, Anną Milewską, Ewą Wencel, Leonem Niemczykiem, wspomnianym Emilianem Kamińskim, ale także z nieżyjącym już niestety artystą rzeszowskiego teatru Zdzisławem Kozieniem.

- Nie miałam z nim zbyt wielu ujęć. Ale pamiętam scenę, w której jego bohater, już po swojej przemianie się wzrusza. Nigdy nie zapomnę, że po jej nakręceniu mocno mnie przytulił i podziękował. Tak, jakby wtedy w ogóle nie grał, jakby chodziło o jego prywatne wzruszenie. Inna scena, która zapadła mi w pamięć to jedna z ostatnich w filmie, kiedy on leży w łóżku i opowiada o swojej przeszłości ze łzami w oczach. Kręciliśmy wtedy ze trzy albo i cztery duble. Pan Kozień za każdym razem płakał. Było to dla mnie niesamowite, bo nie sądziłam, że można płakać ot tak na zawołanie. To świadczyło o wielkim warsztacie tego wspaniałego aktora. Byłam szczęśliwa, że dane mi było być tak blisko niego.

- Pamiętasz jakąś szczególnie zabawną sytuację z planu?

- Było ich całe mnóstwo. Ale może po latach zdradzę jedną z tajemnic, na które można sobie pozwolić tylko w świecie filmu. Chodzi o to moje słynne wyskakiwanie przez okno. Otóż na parapet wskakiwałam w Warszawie, ale z okna wyskakiwałam już w Milanówku, gdzie kręcone były sceny domu Zawidzkich.

- Zdarza ci się dziś zasiadać przed telewizorem, kiedy lecą powtórki "Szaleństw"?

- Tak i to z ogromnym sentymentem. Ale nigdy nie udaje mi się obejrzeć całego filmu. Domowe obowiązki wzywają (uśmiech).

- Kręci się łezka w oku?

- Zdarza się. Ale raczej wspominając to, co działo się poza ekranem.

- Pamiętasz, co sobie kupiłaś za pieniądze zarobione w filmie?

- Część oddałam rodzicom. A sama kupiłam sobie moje wymarzone pierwsze skórzane oficerki i bardzo modny wówczas kożuszek, których oczywiście od dawna już nie mam.

- Dziś też pozwalasz sobie na jakieś szaleństwa?

- Nieustannie (śmiech). Zresztą ja lubię tak żyć! Lubię ryzykować, stawiać na niepewne. Zawierzać intuicji, a niekoniecznie rozsądkowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24