Dzikie pola nad Soliną

Zdaniem Krasickiego, tylko część osób buduje nielegalnie domki letniskowe na terenach dzierżawionych od ZEW. Reszta nie ma żadnych umów.
- Po prostu znajdują sobie atrakcyjne miejsce i przystępują do budowy - twierdzi prezes. - Wytropienie kogoś takiego nie jest łatwe, wokół jeziora istnieją wysepki i cyple porośnięte drzewami, mały domek można łatwo ukryć.
Są tacy, którzy z góry przewidują, że kiedyś mogą zostać ukarani za budowanie bez pozwolenia. Stawiają więc domki w taki sposób, by w każdej chwili można je było w całości przenieść w inne miejsce, bez konieczności demontażu.
- Mieliśmy kilka takich przypadków - mówi Jan Demko, szef Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Ustrzykach Dolnych. - Na nasze pytania, dlaczego budowali w niedozwolonym miejscu, odpowiadali, że nic o tym nie wiedzieli.
Przed trzema laty, kiedy istniał w Bieszczadach jeden powiat, na wniosek ZEW powołano specjalną komisję, która penetrowała brzegi jeziora. Nie tyle pod kątem nielegalnych budowli, co lokalizacji domków letniskowych będących własnością ośrodków wypoczynkowych.
- Okazało się, że wiele z nich nie posiada oczyszczalni ścieków, a nieczystości odprowadzane są wprost do zalewu - mówi Demko. - Po podziale powiatu na leski i bieszczadzki komisja przestała działać. Szkoda, bo mogłaby teraz wychwytywać tych, którzy łamią prawo prowadząc nad jeziorem "lewe" inwestycje.
Ryszard Krasicki zapowiada, że wytropi nieuczciwych dzierżawców i w trybie natychmiastowym rozwiąże z nimi umowy. Nadzór budowlany nałoży na nich kary finansowe.