Elżbieta Łukacijewska: w Internecie jestem oblewana pomyjami

- W ubiegłym tygodniu Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie Polski. Natychmiast po jej ogłoszeniu na europosłów, którzy ją poparli, spadła fala internetowego hejtu. Spadła także na panią, bo głosowała pani za tą rezolucją. Jak pani to odebrała?

- Przykro mi, że moja rodzina, moje dzieci, moi znajomi czytają i widzą, jak jestem traktowana, oblewana pomyjami. Określenia „volksdeutsch”, „ogolone głowy”, słowa na „p”, „ch”, „k”, „powieszenie”, „zabicie” - to najłagodniejsze z określeń, które są wypisywane. Zakładano w celu umieszczania tych wpisów fikcyjne konta, by nas wyzywać. Potem te konta likwidowano. To była zorganizowana akcja. Oczywiście, wszystko anonimowo, bo nie mają odwagi, żeby się pod czymś takim podpisać. To jest zwykłe świństwo. A przecież ta rezolucja w ani jednym stwierdzeniu nie jest przeciwko Polakom i Polsce. Jest przeciwko rządowi. Zwraca uwagę na wnioski Komisji Weneckiej i wzywa rząd do ich realizacji.

- Do czego może doprowadzić taka fala hejtu?

- Na pewno nie prowadzi to do niczego dobrego. Pokazuje, że ktoś z premedytacją napuszcza Polaków, by atakowali tych, którzy dzisiaj w Europie upominają się o prawa Polski i Polaków, o to, żeby Polska tak jak do tej pory była w pierwszej lidze państw Europy. To świadczy także o hipokryzji, bo nie mogę zrozumieć, dlaczego dzisiaj ciwszyscy, którzy wysyłają setki maili do wszystkich posłów od prawa do lewa, którzy poparli rezolucję, milczeli wtedy, gdy posłowie PiS-u autentycznie mówili źle o Polsce, przygotowywali wysłuchania publiczne w Parlamencie Europejskim.

- Czy ma pani zamiar zareagować na te wpisy? Zawiadomi pani prokuraturę?

- Nie chcę odpowiadać formalnie na to chamstwo. Choć oczywiście przykro mi, że ciężko pracując na rzecz Polski, jestem obsypywana takimi epitetami. Ale uważam, że nie ma sensu składać doniesień. Nie mam sobie nic do zarzucenia, chodzę z podniesioną głową.