Andrzej D. Z Rzeszowa miał zginąć w miniony wtorek na budowie domu jednorodzinnego w Rudnej Małej k. Rzeszowa. W trakcie prac dorosłego mężczyznę zmiażdżyły tu pustaki spadające z palety.
Policja nie prosiła o identyfikację
W środę o tragedii policja poinformowała byłą żonę pana Andrzeja, mieszkająca w Rzeszowie. Ponieważ kobiety nie było w domu w trakcie wizyty funkcjonariuszy, dostała wezwanie na komendę, gdzie usłyszała tragiczną wiadomość. O śmierci od razu poinformowała panią Elizę - córkę, która mieszka w Warszawie. W czwartek kobieta przyjechała do Rzeszowa.
- Policja nie prosiła o identyfikację zwłok. Pytali jedynie mamę, czy zajmie się pogrzebem ojca. Nie przypuszczałyśmy, że mogło dojść do tak tragicznej pomyłki - mówi Eliza Dziekan - Kamińska.
Bliscy zmarłego od razu zajęli się formalnościami. Pani Eliza i jej mama wybrały ojcu trumnę, kupiły garnitur i buty, zamówiły wieńce.
- Chciałyśmy, aby na koniec wyglądał elegancko. Nawet mówiłam do mamy, że ojcu pewnie podobałby się ten strój - wspomina pani Eliza.
Ojciec nie lubił wąsów
Jak ustalili policjanci, zmarłym mężczyzną jest najprawdopodobniej 61-letni mieszkaniec Rzeszowa, współlokator Andrzeja D. Podczas okazania zwłok rozpoznał go omyłkowo uśmiercony człowiek a także daleka rodzina.
Pogrzeb miał się odbyć w sobotę o godz. 14. Pani Eliza zapragnęła jednak jeszcze pożegnać się z ojcem. Pojechała z mamą do prosektorium, skąd chwilę później zwłoki miały być przewiezione do cmentarnej kaplicy. Przeżyły szok.
- W trumnie leżało zmasakrowane ciało mężczyzny. Nie widziałam taty dość długo, ale od razu stwierdziłam, że nie to nie on. Ten człowiek miał wąsy i inne włosy. Zadzwoniłam na policję, ale ponieważ była sobota, panowie nie specjalnie garnęli się do pomocy - opowiada pani Eliza.
Tata żyje i ma się dobrze
Podczas gdy w kaplicy na cmentarzu Wilkowyja zbierała się rodzina i znajomi zmarłego, pani Eliza z matką pojechały na ul. Grodzisko, gdzie mieszkał jej ojciec. Chciały sprawdzić, czy przypadkiem nie doszło do pomyłki. Z rozmowy z sąsiadką wynikało, że pan Andrzej rzeczywiście nie miał wąsów. W mieszkaniu go jednak nie było. Kobiety wróciły więc do Rzeszowa. Pół godziny przed pogrzebem zadzwoniła do nich sąsiadka pana Andrzeja.
- Powiedziała, że tata wrócił właśnie do siebie i nic mu nie jest. Przeżyłyśmy kolejny szok, wpadłam w histerię. Przecież omal nie pochowałyśmy obcego człowieka. Ojciec mówi, że nic nie wiedział o swojej śmierci - mówi pani Eliza.
Nietęgie miny mieli też uczestnicy pogrzebu, których o pomyłce chwilę przed rozpoczęciem uroczystości poinformował pracownik zakładu pogrzebowego.
Przeprosiny nie wystarczą
Policjanci biją się w pierś. Paweł Międlar, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji obiecuje, że sprawa zostanie wyjaśniona, a winny ukarany.
- Komendant Wojewódzki już uruchomił kontrolę, która od soboty trwa w Komendzie Miejskiej Policji w Rzeszowie. Osoba, która popełniła błąd musi się liczyć co najmniej z odpowiedzialnością dyscyplinarną - mówi Paweł Międlar.
Rodzina pana Andrzeja zapowiada, że na przeprosinach jednak się nie skończy. Niewykluczone, że sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
- Nie odpuszczę, winny na pewno za to zapłaci. A rachunek z cmentarza prześlę pani prokurator albo policjantom - zapowiada pani Eliza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?