Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gienek Loska: Jestem cholernym nastrojowcem

kmularz
Fot. Sony Music
Z Gienkiem Loską rozmawia Marcin Kalita.

- Gienku, gdzie jest Twój dom, w Polsce czy na Białorusi?

- Jest takie powiedzenie, że dobrze tam, gdzie nas nie ma. A ja myślę dokładnie odwrotnie. Opuszczając Białoruś, zabrałem ze sobą klimaty, które w Polsce cały czas w moim charakterze i głowie się krystalizują. Za wcześnie wyjechałem z rodzinnego domu, żeby wszystko pamiętać, ale też za późno, by nie pamiętać niczego. Na szczęście w Polsce nie brakuje mi, co pewnie zabrzmi jednocześnie wzniośle i banalnie - miłości. Cały czas staram się ją pielęgnować.

- Nie szkoda było Ci zostawiać za sobą tych młodzieńczych lat, najbliższych?

- Byłem za młody, by myśleć w kategoriach, w jakich postrzegał to mój ojciec. Dziś postąpiłbym zupełnie inaczej. Wtedy szukałem przygód, byłem próżny i pusty. Do końca życia będę się odwdzięczał swoim rodzicom. Nawet kiedy ich zabraknie, podświadomie wszystko będę robił dla nich.

- Nie mają do Ciebie żalu?

- Dziś już nie. Regularnie ich odwiedzam. Kiedyś było inaczej. Przyjeżdżając do Polski, zerwałem z przeszłością na długich pięć lat. Nie dawałem znaku życia. Ojciec nawet przyjechał za mną i szukał moich śladów. Bali się o mnie.

- Myślałeś o tym, żeby wrócić na Białoruś?

- Miałem takie plany, ale szybko zweryfikowały je pierwsze zarobione pieniądze. Początkowo potrafiłem się tylko drzeć, wrzeszczeć na pół miasta. W końcu moje wycie przerodziło się w śpiew, za który ludzie chcieli płacić. Czynnik finansowy zdecydował o tym, że postanowiłem zostać w Polsce. Ale jak to w życiu bywa, kasa szybko przychodziła i równie szybko jej nie było.

- Twoja nowa płyta nosi tytuł "Dom". Gdzie jest ten, o którym śpiewasz?

- Mam względem niego zarysowane wizje. Z pewnością będę bardzo uważnie dobierał ludzi, którym zagwarantuję w nim przestrzeń, ale będzie to też miejsce, do którego każdy, bez skrępowania, będzie mógł wpaść i z nami po prostu pobyć.

- Nie rozumiem dlaczego jest ona uważana za Twój drugi album? Przecież wcześniej też nagrywałeś.

- Zgadza się. To pomyłka. Gdybym zliczył wszystkie single, epki i krążki nagrane z zespołem Seven B uzbierałaby się pokaźna ilość materiału. W Grodnie nagrywaliśmy jeszcze kasety.

- Podejrzewam, że większość postrzega Twoją twórczość na tą przed i po "X-Factorze". Podzielasz tę opinię?

- Spodziewałem się tego pytania. Udział w tego typu programie znacznie zawęża pole działania. Wzrastają natomiast wymagania wobec ciebie, którym nie zawsze jesteś sprostać - jakim kozakiem byś nie był.

- Nie odnosisz wrażenia, że po zwycięzcy tego typu programu wymaga się wykonywania muzyki, która trafi do szerszego grona publiczności?

- Zawsze śpiewałem i nadal śpiewam to, co lubię. Nawet jeśli nie jest to moja piosenka, staram się ją wykonywać tak, żebym czuł do niej sympatię. Jedno uległo zmianie. Dziś już nie wystarczy samo wydzieranie się na scenie. Teraz jest to już moja robota. Dlatego przed każdym utworem dużo o nim opowiadam, żeby wszyscy zrozumieli co chcę przekazać. A moje kawałki są tak zróżnicowane, jak ja sam. Jestem cholernym nastrojowcem.

- Co Cię w ogóle skłoniło do udziału w audycjach w stylu "talent show"? Jakoś nie pasujesz mi do wizerunku osób, które idą do nich po to, żeby zostać popowymi idolami.

- Masz rację. Zawsze powtarzano mi, że jestem zajefajny, że mam dobry wokal. Mógłbym wydawać płyty codziennie, ale i tak nic by z tego nie wynikało. I pewnie nadal grałbym w knajpach za dużo mniejsze pieniądze, gdybym nie spróbował uwiarygodnić tego co robię i sprawdzić, czy to będzie dobrze przyjęte. Do "Mam talent" wypchnęła mnie znajoma. Poszedłem tylko po to, żeby sobie pograć, a okazało się, że przeszedłem swoją kategorię wagową (śmiech). Z kolei po eliminacjach w "X-Factorze", odnotowałem ponad 500 tysięcy odsłon na You Tube.

- O taką popularność chodziło anonimowemu muzykowi ulicznemu?

- Nie dalej, jak wczoraj grałem na ulicy. Zarobiłem i poszedłem do knajpki naprzeciwko na kawę (uśmiech). Nie narzucam się ludziom. Moja obecność na rynku czy w mediach nie jest chyba nader natarczywa. Każdy ma prawo wybrać, czy chce mnie słuchać, czy też nie. Tak naprawdę, ludzie sami sobie mnie wykreowali. Zapamiętali, bo byłem pierwszym zwycięzcą "X-Factora". I powiem ci, że zabawne jest to, za kogo mnie mają. Myślą, że jestem totalnie poważnym ponurakiem, a mną naprawdę targają uczucia. Kiedyś mnie to wkurzało, dziś śmieję się z tych opinii.

- Czy teraz, kiedy jesteś już znany, nie potraktujesz Polski, jako przystanku w dalszej karierze? Nie śni Ci się sława na zachodzie?

- Nie, nigdzie nie mam zamiaru wyjeżdżać. Przytoczę tutaj zabawną sytuację sprzed lat, kiedy zaczynaliśmy z Andrzejem Makarewiczem w Polsce. To on chciał wyemigrować do Stanów. Pożyczyłem mu nawet 250 dolców na ten cel.

- I co?

- Zgadnij! Wszystkie pieniądze, jak zwykle, błyskawicznie się rozeszły, a ponieważ Makar miał 1 kwietnia urodziny, powiedziałem, że daruję mu tę kasę w prezencie.

- Możesz teraz powiedzieć, że to był Prima Aprilis i żeby Ci ją jednak oddał.

- Masz rację (śmiech). Nie pomyślałem o tym. Jutro na próbie mu to powiem!

- Więc co z tym Zachodem?
- Został już dawno podbity (śmiech). A na serio… Nie czuję się tam potrzebny. Choć myślę, że może nie byłbym tam na straconej pozycji Ale nie czuję takiej potrzeby. Tutaj jestem w domu. O to mi chodziło i na razie nie zamierzam się stąd ruszać!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24