Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak dostałam fartuch "MasterChefa" Agnieszka zdradza nam kulisy

Beata Terczyńska
Dla Agnieszki Sulikowskowskiej-Radi numerem jeden jest kuchnia włoska.
Dla Agnieszki Sulikowskowskiej-Radi numerem jeden jest kuchnia włoska. TVN
Pochodząca z Rzeszowa Agnieszka Sulikowska-Radi walczy w kulinarnym show o tytuł "MasterChefa" i 100 tysięcy złotych. Co najbardziej przeżywała podczas nagrania programu?

MasterChef po raz pierwszy wyemitowany został na antenie BBC1 ponad 20 lat temu. Dziś produkowany jest w 36 krajach, emitowany w ponad 200. Ma widownię ponad 250 mln osób na świecie. W Stanach Zjednoczonych gospodarzem programu jest słynny Gordon Ramsay.

W programie mamy jeszcze jednego uczestnika związanego z Podkarpaciem. To 34-letni Idir Makoudi, który urodził się w Rzeszowie, choć większość życia spędził w Algierii.

Z Agnieszką umawiam się na pogaduchy w kawiarni przy herbatce. Akurat przyjechała z Włoch do rodzinnego miasta na wesele. Jestem ciekawa, dlaczego zamieniła Rzeszów na włoskie Tavulli?

- Podczas studiów, tuż przed obroną, wyjechałam na półroczne stypendium do L'Aquila - opowiada 30-latka, z wykształcenia nauczycielka fizyki. - Tak mi się ten kraj spodobał, że zaraz po dyplomie wróciłam do Italii. Tym razem na Elbę, gdzie jako animator przepracowałam na campingu całe wakacje. Podczas tej letniej pracy wpadł mi do głowy szalony pomysł, by nauczyć się arabskiego. Znalazłam we włoskim Pesaro kierunek angielski z arabskim. Zapisałam się na 3-letnie studia, znalazłam pracę.

Śmieje się, że studia włoskie różnią się od naszych. Nie trzeba zdawać wszystkich egzaminów w semestrze. Można wybierać i studiować w nieskończoność. Tyle że nauka jest płatna.

Wyjeżdżając pierwszy raz, Agnieszka nie znała języka: - Myli się ten, kto myśli, że dzięki angielskiemu da radę się porozumieć. Musiałam szybko nauczyć się włoskiego i po pięciu miesiącach zdać egzamin. Dużo czytałam, spisywałam słówka. Nie było łatwo, ale to przecież nie chiński.

Roberto wymyślił... pola oliwkowe

Zanim została rolnikiem na 3,5 - hektarowym polu oliwkowym, pracowała jako kelnerka w restauracji, a potem asystentka i tłumacz w firmie importującej z Niemiec samochody.

- Po dwóch latach życia na walizkach, czego wymagała ta praca, kiedy w dodatku rynek samochodowy odczuł kryzys, stwierdziliśmy z mężem, że mamy dość. Roberto wymyślił... pola oliwkowe. To było wyzwanie, bo nie mieliśmy o uprawie pojęcia. Spróbowaliśmy jednak, pobierając nauki u doświadczonych plantatorów. Tylko z daleka rolnictwo wydaje się łatwe: zasiać, zebrać i nic więcej nie robić. A tak nie jest.

Najwięcej obowiązków ma z mężem jesienią, zimą i wiosną. Wiosną muszą przyciąć drzewa w kielichy, aby każdy liść wypieściło słońce i oliwka ładnie się rozwijała. Lato to czas koszenia traw i obserwowanie, czy roślin nie atakują szkodniki. Jeśli tak, organizuje system łapania ich do pułapek, bo nie pryska drzew "środkami masowego rażenia".

Oliwki rosną w rzędach, w odległości 6 metrów od siebie. Jak się je zbiera?

- Rozkładamy na ziemi bardzo gęste sieci, o niewidocznych wręcz oczkach. Oliwki wyczesuje się grabkami elektrycznymi lub na sprężone powietrze. Owoce spadają na sieć - opisuje. - Następnie zbieramy je do skrzynek i wieziemy do młyna.

Zbiory zaczynają się w połowie października i trwają czasami do końca grudnia, zależnie od pogody.

- Mamy z mężem zielone i czarne oliwki. Mieszając kilka odmian, można otrzymać bardzo dobry smak.

Czym oczarować jurorów

Uczestniczka MasterChefa kojarzy się niektórym z bohaterką książki i filmu "Pod słońcem Toskanii".

- Książka jest trochę przekoloryzowana - uśmiecha się 30-latka. - Wiem, jak się kupuje nieruchomość we Włoszech, ile to wymaga biurokracji, jak się ją remontuje.

Pomysł na udział w pierwszej polskiej edycji popularnego na świecie formatu zrodził się przypadkiem.

- Po obejrzeniu amerykańskiej wersji pomyślałam, jaki to fajny program. Deklarowałam nawet koleżance, że gdyby był w Polsce, to się zgłoszę. Minęły dwa tygodnie, a tu niespodzianka: ogłoszenie o naborze do polskiej edycji. Zgłosiłam się na precasting w Gdyni. Wcześniej, urządzając kolację dla znajomych, aby podpowiedzieli, którym daniem oczarować jurorów.

Ponieważ Aga lubi nietypowe połączenia, podała grillowanego bakłażana z czekoladą i konfiturą z papryki. Na precastingu Agnieszka poznała Basię Ritz.

- Kiedy zadzwoniłam do niej z radosną wieścią, że mam zaproszenie na casting główny, usłyszałam śmiech, że do niej też już dzwonili z TVN. Obu nam udało się dostać fartuch "MasterChrfa".

Casting był w Krakowie, w lipcu.
- Nie ukrywam, że stres był duży, bo przecież po raz pierwszy poznaliśmy jurorów. Michel Moran od razu zrobił wrażenie sympatycznego. Anna Starmach także, z racji podobnego wieku, nie stwarzała bariery. Największy strach, wiadomo, był przed Magdą Gessler.

Zaserwowała krem z bobu i melisy z grillowanym ananasem i serem gorgonzola.

- To autorski pomysł. Śmiałam się, że jakimś trafem zapisałam przepis, bo zazwyczaj eksperymentuję i lubię zmieniać składniki. Z przepisów tylko piekę.

Finałowa "14" zakwaterowana została w hotelu: - Spędzając z sobą 24 godziny na dobę, bo odcinki były nagrywane dzień po dniu, z krótką tylko przerwą, bardzo się zżyliśmy. Wieczorami spotykaliśmy się w restauracji lub u kogoś w pokoju, rozmawialiśmy, typowaliśmy nowe zadania, dzieliliśmy się doświadczeniami.

Gdzie te miksery, gdzie miski?

Każdy odcinek to nowe zadania do wykonania. Kucharze - amatorzy zmierzą się jeszcze z daniami weselnymi, wegetariańskimi, azjatyckimi, afrodyzjakami, dla ukochanego. Wyzwaniem zawsze są zakupy w spiżarni MasterChefa.

- Ktoś może się dziwić, dlaczego nie ugotowaliśmy tego, czy tego. Niech wpadnie do marketu i w dwie i pół minuty zrobi zakupy, nie zapominając o garnkach - proponuje. - Poza tym zmieniało się ustawienie produktów na półkach, by było trudniej. I chociaż raz narysowaliśmy sobie mapę, nic to nie dało. Do tego te najbardziej pasujące do konkursowego dania składniki najtrudniej było wyszperać, albo ich w ogóle nie dawano, by uniknąć banalnych połączeń w potrawach.

Agnieszka opowiada, że wpadała do spiżarni z konkretnym pomysłem, ale nie znajdując produktów, musiała szybko zmienić przepis.

- Gdy robiliśmy desery czekoladowe, w ostatnim momencie sięgnęłam po dwa wielkie gary. Wychodząc, zobaczyłam Monię taszczącą mikser i miski. Pomyślałam: Boże, ja nie mam nic. Gdzie były miksery i miski?

Dla rzeszowianki dotychczas numerem jeden była kuchnia włoska.

- Nie przepadam za mięsem i prawie go nie jem. Raczej próbuję, kiedy jest składnikiem potraw, których dotąd nie jadłam. Na moim talerzu goszczą zazwyczaj świeże owoce morza i warzywa z własnego, ekologicznego ogródka. O piątej rano jeżdżę po ryby do portu i kupuję je prosto z kutra. Ogólnie moja kuchnia może być określana jako sezonowa.

Włochom ciężko przekonać się do nowych składników, smaków. Nie sprzeda się im ani kapusty, ani ogórków kiszonych:
- Mąż przez lata nie mógł patrzeć, jak jem wędzoną makrelę, ale kiedy spróbował, jest wielkim fanem. Zje też np. pierogi i barszcz czerwony.

Kto wygra?

Mówi, że warto było wziąć udział w telewizyjnym show. Chociażby ze względu na fantastyczne znajomości i otworzenie się na nowe smaki: - Nie mogę o nikim powiedzieć nic złego. Wiele się od siebie nauczyliśmy, w różnego rodzaju sprawach nadal sobie pomagamy. Planujemy odwiedziny u Miłosza w Brazylii. Niedawno część ekipy spotkała się w Zakopanem.

Przyznaje, że miała kryzysowe momenty: - Nie jestem chyba tak silna psychicznie, jak mi się wydawało.

Agnieszka nie zdradza, kto wygra i kto dotrwa do półfinału w Hiszpanii: - Powiem tylko tyle, że ten ktoś jest gotów na to, by otworzyć restaurację.

Zaznacza, że jej przygoda kulinarna jeszcze się nie zakończyła.

- Marzy mi się agroturystyka łącząca wakacje we Włoszech z kursami włoskiej kuchni, języka i kultury - zdradza. - Na razie wszystko jest na dobrej drodze. Kto wie, może już na przyszłe wakacje będzie można do nas przyjechać. Chciałabym stworzyć domową atmosferę, aby turyści sami mogli zebrać i wytłoczyć oliwki, wziąć udział w zbieraniu trufli, czy nauczyć się kilku podstawowych dani z kuchni włoskiej. Planujemy wycieczki do winnic, producentów serów, wędlin.... Krótko mówiąc, takie "Włochy od kuchni".

***

Stawką w kulinarnym show jest tytuł "Mistrza Kuchni", 100 tys. zł i kontrakt na wydanie książki kulinarnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24