Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak kiedyś obchodzono Boże Narodzenie?

Michał Okrzeszowski
Chodzenie z kolędą zaczynało się na św. Szczepana, a kończyło na Trzech Króli.
Chodzenie z kolędą zaczynało się na św. Szczepana, a kończyło na Trzech Króli. Dariusz Danek
Przed świętami na wsi nie było już prac polowych, za to wiele roboty w domu. Sprzątanie, bielenie ścian wapnem (by je odkazić), pranie, a na końcu gotowanie. Do dzieci należało przygotowanie ozdób na choinkę.

Drzewko ubierano w wigilię

- Mikołaj przynosił prezenty 6 grudnia. - opowiada Stanisława Piekło, etnograf z Łańcuta. - Prezentami były orzechy, czerwone jabłuszka, które przed wojną uchodziły za rarytas, cukierki zawinięte w błyszczące papierki, czasem nawet bańki na choinkę. Dzieciom "obskubać" drzewko ze słodyczy wolno było dopiero po świętach. Co ciekawe, na Podkarpaciu choinkę ubierano (dopiero w samą wigilię) nie z myślą o dzieciach, ale o pannach na wydaniu. Jeżeli w domu nie było panny, to chatę zdobiło się żywymi, zielonymi gałązkami, bibułowymi kwiatkami, "pająkami".
Drzewko kupowano (rzadko) albo wycinano w lasie.

- Słyszałam tragiczną historię związaną z choinką - wspomina pani Stanisława. - Pan Łątka, który przed wojną łowił ryby i sprzedawał je Żydom, siedział nad brzegiem Wisłoka w Czarnej. Przez lód szła dziewczyna (nie było wówczas mostu). "Dokąd idziesz? Przecież widzisz, że lód cienki!" - zawołał. "Do lasu po choinkę. Jestem już narzeczoną, i to będzie moja ostatnia choinka" - odpowiedziała. Dziewczyna nie wróciła z lasu. Dopiero na wiosnę w Woli Małej (lub Woli Dalszej) woda wyrzuciła ją na brzeg. Utonęła, gdy wracała z choinką. Rozpoznano ją po butach.

Na początek - barszcz

Kulminacyjnym punktem świąt była wigilia. W niektórych miejscowościach wieczorami chłopcy zapalali słomę na obrzeżach wsi. To znak, że czas zacząć święta.

Nie przypadkowo na datę Bożego Narodzenia wybrano 25 grudnia. Po tej nocy, uważanej za najdłuższą w roku,
następowały "narodziny światła", dnia stopniowo przybywało. Wierzono, że w tym czasie dusze zmarłych odwiedzają krewnych. Dlatego wieczerza wigilijna była w zasadzie ucztą na cześć zmarłych. Na stole stawiano z myślą o nich dodatkowe nakrycie. - Menu było archaiczne, należało podawać to, co smakowało przodkom - mówi etnograf. - U nas zawsze był żur z fasolą, natomiast w Cierpiszu k. Łańcuta, gdzie lepiej zachowała się tradycja, jada się żur z gotowanym bobem. Z dodatkiem suszonych grzybów, jest pierwszym, podstawowym daniem. Drugie danie to pierogi z kapustą i z grzybami, choć są miejscowości, gdzie grzybów nie stosowano. Potem podawało się kapustę z grochem i dania słodkie: mogły być pierogi z powidłem, powinna być kasza jaglana ze śliwkami. Dawniej jadano jeszcze smażone na oleju racuchy lub pączki.

Bywały też inne potrawy. - Moja mama opowiada, że gdy była dzieckiem, czyli ok. 80 lat temu, na wigilię pieczono cebularze - dodaje pani Stanisława. - To ciasto drożdżowe, na które kładziono duszoną cebulę. Nazywało się to "cymbałki".

Piernik powinien dojrzewać trzy tygodnie

Po wieczerzy na stół trafiały ciasta. Nie sernik, ale makownik i piernik królowały na wigilijnym stole. Miodownik, czyli piernik na miodzie to jedno z najstarszych ludzkich ciast, był znany już w starożytnym Egipcie. - Są przepisy, które nakazują dodać proszku do pieczenia. To po prostu zbrodnia! - oburza się nasza rozmówczyni. - Prawdziwy piernik powinien dojrzewać 3 tygodnie i zawierać miód, przyprawy, ewentualnie sodę oczyszczoną.

Wigilijnym ciastem był też makownik - mak uważano za symbol żałoby oraz błogiego snu. Podawano także inne ciasta drożdżowe, np. z powidłem. Ciasto robiło się tak, jak na pizzę - bez jajek. Jeżeli ktoś chciał, żeby było żółte, to dodawano szafran. Menu na święta Bożego Narodzenia było odmienne niż na Wielkanoc, bo zimą brakowało nabiału i jajek. Dawniej w zimie krowy się nie "doiły", a kury się nie "niosły".

Wigilia bez ryby

Może się dzisiaj wydawać czymś niewyobrażalnym. Jednak przed wojną na wsi raczej nie jadało się ryb. Trzeba było je kupić, co uważano za rozrzutność. Chyba, że ktoś sam złowił rybę.

- Tradycyjna polska wigilia jest jarska - mówi pani Piekło. - Wierzono, że wtedy następuje przenikanie się świata ludzkiego i zwierzęcego, "radość wszelkiego stworzenia", ogólne pojednanie. Dlatego nie należało jeść mięsa, ryba była wyjątkiem. Tłuszczu zwierzęcego też nie używano, potrawy maściło się olejem lnianym. Każdy naród ma swoje zwyczaje. Niemcy spożywają gęś, Francuzi indyka, a Szwedzi pieczonego prosiaka.

Po wieczerzy zaczynało się świętowanie. Poza pracami koniecznymi nie wolno było nic robić, a używanie ostrych narzędzi, np. igły, uważano za grzech. Wigilię i Boże Narodzenie spędzali domownicy tylko w rodzinnym gronie. Dopiero na św. Szczepana zaczynało się życie towarzyskie. W drugi dzień świąt panna musiała świtem wyrzucić na podwórze sianko i zboże, które leżało pod wigilijnym obrusem. Gdy tego nie zrobiła, cała okolica wiedziała, że jest "śpioch, leń, i nie nadaje się na żonę". Kawaler, który chciał się oświadczyć, siadał na podwórku na tym sianie. Jeżeli kandydat pasował na zięcia, to gospodarz domu - ojciec lub dziadek dziewczyny wychodził z wódką, częstował, i zapraszał na śniadanie. Uznawano, ze młodzi są zaręczeni.

Idą kolędnicy

Były 2 rodzaje kolędników. Dzieciaki, tzw. "szczodraki", wygłaszały życzenia: "Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok…" Dostawały drobne pieniądze, ale na ogół łakocie. Starsi kolędnicy przychodzili z muzyką (ze skrzypcami, z akordeonem) do domów, gdzie były młode dziewczyny. Śpiewali dla panny specjalną kolędę, a ona miała obowiązek "zapłacić", dać jakiś prezent. Kolędnikom wolno było oberwać coś z choinki. - Opowiadało się, jak to jedna uboga panna nie miała za co kupić cukierków, więc w papierki pozawijała kawałki buraka. Nie chciała wyjść na "dziadówkę" - wspomina pani Stanisława.

Kolędnicy byli przepasani powrósłami, mieli czapy z plecionej słomy, chodzili z cepami. W naszym regionie mówiło się na nich: "draby". Chodzenie z kolędą zaczynało się na św. Szczepana, a kończyło na Trzech Króli.

- Dla naszych przodków Boże Narodzenie miało być "przedsmakiem raju". Myśleli wtedy: "jesteśmy syci, jesteśmy w cieple, jesteśmy razem, nie musimy pracować". Dawniej ludzie przez cały rok nie dojadali. I dawniej, i dziś zachodzi pewien świąteczny paradoks: ludzie życzą sobie spokojnych świąt. A przecież święta mają być niespokojne! Ma być radość, zamieszanie, gwar i muzyka - podsumowuje nasza rozmówczyni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24