Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Małgosia została stutysięczną rzeszowianką [ZDJĘCIA]

Szymon Jakubowski
Małgorzata Bielenda przyszła na świat 23 grudnia 1976 roku o godzinie 23 w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Rzeszowie. Ustalenie, że to właśnie ona jest mieszkanką miasta numer 100 000 zajęło władzom kilka tygodni.

W komedii „Cesarskie cięcie” z 1987 roku - z udziałem takich gwiazd polskiego filmu jak Bożena Dykiel, Krzysztof Kowalewski, Roman Kłosowski czy Wojciech Malajkat - w pewnym województwie ma przyjść na świat milionowy obywatel. Kandydatek liczących na apanaże z tego tytułu jest kilka, a i lokalne władze robią wszystko, by narodziny nastąpiły „po linii” i zgodnie z ich wolą. To powoduje szereg zabawnych sytuacji.

Tak było w filmie. W Rzeszowie wszystko wskazuje na to, że 46 lat temu rzeczywiście zadecydowała sucha statystyka i kolejność urodzeń.

Ustawki nie było

- To było dla nas ogromne zaskoczenie. O tym, że Małgosia została uznana za stutysięczną rzeszowiankę, dowiedzieliśmy się kilka tygodni po jej narodzinach. Nie mamy pojęcia, kto o tym decydował, na pewno nie było tu żadnego ustawiania - zapewniają Rozalia i Antoni Bielendowie, rodzice Małgosi.

Dla ówczesnych władz lokalnych formalne przekroczenie przez Rzeszów progu 100 tysięcy mieszkańców było symbolem, ale bardzo istotnym. Podkreślało dynamiczny, powojenny rozwój miasta, wzmacniało jego metropolitalne aspiracje. Było się czym chwalić i co świętować.

Ustalenie, kto jest stutysięcznym mieszkańcem, zajęło jednak władzom trochę czasu. Jeszcze 6 stycznia 1977 roku, a więc dwa tygodnie po narodzinach Małgosi, „Nowiny” w tekście o planach rozwojowych miasta pisały:

„W niedługim czasie Rzeszów osiągnie liczbę 100 tys. mieszkańców. W roku 1980 ulegnie ona zwiększeniu o następne paręnaście tysięcy. Niezależnie od tego w obrębie miasta zamieszkuje około 50 tysięcy osób zameldowanych na pobyt czasowy - w większości są to studenci, uczniowie szkół ponadpodstawowych”.

Ale już 10 lutego gazeta w tekście o poszerzeniu Rzeszowa o tereny Wilkowyi, Zalesia, części Białej, Miłocina, Przybyszówki i Słociny, informowała, iż „przed paroma tygodniami, zgodnie z oceną Głównego Urzędu Statystycznego, Rzeszów przekroczył liczbę 100 tysięcy mieszkańców”.

Wybranka

Rozalia i Antoni Bielendowie pobrali się w 1976 roku. Rozalia pracowała w Międzywojewódzkim Biurze Planowania Przestrzennego, kierowanym przez słynnego architekta i urbanistę Władysława Henniga. Antoni był traserem na wydziale 82 Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Rzeszowie. Oboje jednocześnie studiowali wieczorowo budownictwo na Politechnice Rzeszowskiej. Z braku własnego mieszkania, jak wiele innych młodych małżeństw, mieszkali w domu rodzinnym Rozalii przy ul. Lenartowicza.
Antoni Bielenda pamięta, że kilka tygodni po narodzeniu Małgosi został wezwany do szefa wydziału WSK.

- Pomyślałem: o co chodzi, dlaczego mnie wezwano? Szef kazał mi iść do kadr. Tam usłyszałem, że nasza córka została wytypowana na stutysięczną obywatelkę Rzeszowa. Zapytano mnie, czy zgadzam się na uroczyste nadanie imion. Porozmawiałem z żoną, zgodziliśmy się. Bo czemu nie? Do dzisiaj nie mam pojęcia, dlaczego akurat nas wybrano - wspomina pan Antoni.

Oficjalną uroczystość nadania córce imion Małgorzata Olga zorganizowano z wielką pompą w rzeszowskim ratuszu w piątek, 18 lutego 1977 roku. Prowadził ją ówczesny kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Rzeszowie, Henryk Kostoń. Becik dziewczynki przystrojony był niebieską szarfą z wyhaftowanym srebrną nitką herbem miasta i cyframi 100 000. Nie zabrakło najważniejszych ówczesnych oficjeli: I sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR Juliana Krochmala, prezydenta miasta Edwarda Biluta, wojewody rzeszowskiego Henryka Stefanika i dyrektora Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Józefa Rokoszaka.

Relacja z uroczystości ukazała się na pierwszej stronie „Nowin”, obok informacji o posiedzeniu prezydium rządu i wizycie I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR Edwarda Gierka w ówczesnym województwie bialskopodlaskim. Autor tekstu w gazecie, będącej wówczas organem Komitetu Wojewódzkiego PZPR, zgodnie z duchem czasu i ówczesnej propagandy wyjaśniał, czemu i komu miasto ma zawdzięczać rozwój, a Małgosia może nawet swoje przyjście na świat:

„Mało kto jednak dostrzegał, podkreślał ogrom wysiłków, kosztów, które poniosła władza ludowa, aby w Rzeszowie, którego tradycje miejskie sięgają 1354 roku, mogło – w warunkach w niczym nie przypominających tych z pierwszych lat po wyzwoleniu - zamieszkać właśnie 100 tysięcy osób. Przypomnieć wypada, że w 1946 roku miasto liczyło zaledwie 29 400 mieszkańców. To także mówi o dynamice rozwoju”.

Pierwsza strona Nowin z 19 lutego 1977 roku z informacją o uznaniu Małgosi Bielendy za stutysięczną mieszkankę Rzeszowa
Pierwsza strona Nowin z 19 lutego 1977 roku z informacją o uznaniu Małgosi Bielendy za stutysięczną mieszkankę Rzeszowa Archiwum

Oczywiście, jak to w takich sytuacjach bywa, nie brakowało tradycyjnej niestety ludzkiej zazdrości. - O, dostali mieszkanie! - mówili zawistnicy. Owszem, nawet w okresie gierkowskiej prosperity na klucze do własnego „M” trzeba było czekać kilka ładnych lat, więc przyspieszony przydział mieszkania był dla rodziny spełnieniem marzenia. Według oficjalnych danych, w Rzeszowie przybywało wówczas rocznie 1600 mieszkań, ale w kolejce czekało 14 tysięcy rodzin. Władze zapewniały, że głód mieszkaniowy zostanie zaspokojony do 1990 roku. Jak wiemy, rzeczywistość przekreśliła te optymistyczne plany.

Przydział przydziałem, ale mieszkanie za darmo nie było. Dla młodych rodziców był to duży wysiłek finansowy.

- Musieliśmy uiścić cały wkład. Trochę dołożyli moi rodzice, ja wziąłem pożyczkę w WSK, którą spłacałem później kilka lat - wspomina Antoni Bielenda.

Oprócz przydziału mieszkania rodzice dostali trochę innych prezentów: pamiątkowy obraz, lodówkę i sokowirówkę z zakładu pracy Rozalii. Pan Antoni dostał z WSK nagrodę nieco przekraczającą wysokość ówczesnej miesięcznej pensji. Do tego doszła jeszcze polisa ubezpieczeniowa - tzw. „posagowe”, i książeczka oszczędnościowa PKO dla córki.

Miłe wspomnienie

W kolejnych latach cała ta historia, poza rodziną Bielendów, nie była zbytnio znana. W 2013 roku artykuł o stutysięcznej mieszkance Rzeszowa znalazł się w III tomie wydanej przez Towarzystwo Przyjaciół Rzeszowa publikacji „Sylwetki Rzeszowian” autorstwa Józefa Kanika, Romana Małka i Stanisława Rusznicy. Ostatnio historia Małgosi została przypomniana na facebookowej grupie „Rzeszów wczoraj, dziś i jutro”.

- Nigdy z tego powodu nie czułam się jakąś gwiazdą, nikim wyjątkowym, na pewno w żaden sposób nie wpłynęło to na moje życie. Ale to oczywiście miłe, rodzinne wspomnienie, do którego czasem w gronie najbliższych powracamy - mówi Małgorzata, dzisiaj Bielenda-Mazur.

Małgosia Bielenda w wieku 4 lat
Małgosia Bielenda w wieku 4 lat Fot. arch. rodzinne

Uroczystości nadania jej imion oczywiście nie ma prawa pamiętać. Z relacji rodziców wie, że grzecznie ją przespała. Szarfa, którą była owinięta w czasie uroczystości, okazjonalne prezenty i zdjęcia oraz pożółkłe już czasopisma, gazety lokalne i ogólnokrajowe, pozostały bezcennymi pamiątkami rodzinnymi. Książeczka oszczędnościowa i polisa „posagowa” straciły na wartości po przemianach ustrojowych: gdy Małgorzata dorosła, za równowartość wkładów można było kupić co najwyżej kilka kilogramów owoców.

Małgorzata ukończyła w Rzeszowie Szkołę Podstawową nr 16, IV Liceum Ogólnokształcące oraz Marketing i Zarządzanie tutejszej filii Uniwersytetu Marii Curie- Skłodowskiej w Lublinie, natomiast w Krakowie dwuletnie Studium Podyplomowe na Uniwersytecie Ekonomicznym. Później los rzucił ją do Ameryki Północnej. Tam ukończyła m.in. Truman College i Wright College w Chicago.

Zdecydowała się ułożyć swoje życie za oceanem.

Małgorzata Bielenda-Mazur z mężem, dziećmi i ukochaną suczką - Zuzią.
Małgorzata Bielenda-Mazur z mężem, dziećmi i ukochaną suczką - Zuzią. Fot. arch. rodzinne

W Stanach związała się z Marcinem Mazurem – rzeszowianinem, kolegą jeszcze z okresu studiów w Rzeszowie. Mają trzech synów (13, 10 i 6 lat). Rodzina mieszka w Park Ridge koło Chicago. Małgorzata od 2006 roku pracuje w dziale powierniczym U.S. Bank. Mimo długoletniego pobytu za oceanem, podkreśla, że nadal czuje się rzeszowianką. Ciągnie ją do rodzinnego miasta, chętnie tu powraca, kiedy tylko czas pozwala.

Czekamy na dwustutysięcznego rzeszowianina

W ciągu 46 lat od narodzenia stutysięcznej rzeszowianki miasto rozwinęło się ogromnie. Kilkakrotnie powiększyło swoją powierzchnię. Zbliża się moment, gdy będziemy świętować pojawienie się dwustutysięcznego mieszkańca lub mieszkanki. Według ostatnich danych, Rzeszów liczy dzisiaj około 196 tysięcy zameldowanych mieszkańców. W rzeczywistości na pewno jest znacznie więcej. Sporo osób mieszka bez meldunku, dziesiątki tysięcy to studenci, pojawiło się wielu uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy. Ale na przekroczenie oficjalnej bariery 200 tysięcy musimy jeszcze trochę poczekać.

- Na bieżąco monitorujemy dane. Na pewno nie przegapimy osiągnięcia kolejnego progu w rozwoju Rzeszowa – zapewnia sekretarz miasta Marcin Stopa.

Kiedy to nastąpi? Wiele wskazuje na to, że za jakieś dwa lata.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24