MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak Toskańczyk zbudował lotniczą fabrykę w Sędziszowie

Stanisław Siwak [email protected] Fot. Krzysztof Kapica
Prezes Ryszard Łegiewicz w swoim zakładzie
Prezes Ryszard Łegiewicz w swoim zakładzie
Codziennie nad naszymi głowami latają z Frankfurtu do Singapuru największe samoloty pasażerskie świata, airbusy A-380. Zabierają na pokład nawet 800 pasażerów. Części do tych olbrzymów powstają w Sędziszowie Małopolskim.

Szefowie Boeinga podziękowali

Ryszard Łegiewicz, prezes HIspano - Suizy w Sędziszowie Małopolskim z dumą pokazuje stojący na biurku model odrzutowca B737-800. - Przywiózł go wiceprezes koncernu Boeinga. Specjalnie przyleciał ze Seattle podziękować nam za to, że powódź, jaka nas dotknęła latem nie odbiła się na terminach dostaw części do Boeinga nawet o jeden dzień - podkreśla.

Tegoroczna powódź była najbardziej dramatycznym momentem krótkiej, 9-letniej historii firmy Hispano-Suiza w Sędziszowie Małopolskim.

Ryszard Łęgiewicz został prezesem tej firmy w 2001 roku. Był wtedy jedynym pracownikiem firmy, która dziś zatrudnia prawie 400 osób i ciągle się rozwija.

- Aby uzyskać zaufanie inwestora zachodniego trzeba mieć trochę dorobku na swoich plecach, bo nikt nie powierzy grubszego kapitału osobie, której nie zaufa. A po drugie, która nie jest na tyle doświadczona, by ryzyko zwrotu z kapitału było minimalne – ocenia pan Ryszard.

Nie znaleźli go żadni hakerzy ani łowcy głów, którzy bez przerwy penetrują nasz rynek menedżerski. Zarekomendowała go Francuzom pewna osoba z Rzeszowa ceniona w środowisku przemysłu lotniczego, jej nazwiska nie ujawni. Powiedziała Francuzom: - Postawcie na tego człowieka, on ma doświadczenie i wystarczającą wiedzę i wizję, aby to pociągnąć.

Niewątpliwie pomocny był fakt, że wcześniej pan Ryszard przez 10 lat pełnił funkcje kierownicze w rzeszowskiej WSK, był m. in. dyrektorem ds. rozwoju i członkem zarządu tej lotniczej fabryki. Dziś przyzna, że był trochę stremowany przed pierwsza rozmową z przyszłym szefem. – Prezes spółki właścicielskiej osobiście spotkał się ze mną. Rozmowa była przyjemna, nie rozczarowałem się ani jego osobą, ani pytaniami. Decyzja na tak zapadła błyskawicznie, dla mnie była łatwa - ocenia.

Francuzi przez kilka miesięcy obserwowali podkarpacki rynek pracy, zanim podjęli decyzje o lokalizacji fabryki w Sędziszowie. W tym czasie nie funkcjonował jeszcze Park Naukowo Technologiczny w Jasionce ze swoimi ulgami i preferencjami.

- W Rzeszowie była ostra konkurencja, jeśli idzie o pracowników. Obawialiśmy się, że zainwestujemy w przygotowanie ludzi i zaczną nam uciekać. A Sędziszów jest położony trochę dalej od metropolii, tu jest spokój i stabilizacja, pracownicy pochodzą przeważnie z najbliższej okolicy a i place są wcale nie gorsze niż w Rzeszowie - wylicza.

Liczyła się tez przychylna postawa miejscowych władz, które zapewniły inwestorowi zwolnienia z podatków od nieruchomości oraz przyjazny klimat w załatwieniu wszystkich spraw związanych z dużą inwestycją.

Klucz do sukcesu

Twierdzi, że kluczem do sukcesu w biznesie jest odpowiedni dobór ludzi. – Najpierw w Sędziszowie byłem sam. A jeśli jesteś sam i myślisz o długoterminowym zespole, który ma udźwignąć wizję, którą masz w głowie, musisz otoczyć się ludźmi, którym ufasz - zaznacza.

Jądro przyszłego kierownictwa stworzył w oparciu o ludzi, z którymi już pracował i znał, a ich potencjał oceniał jako wystarczający do osiągnięcia celu. Po odpowiednim przeszkoleniu i przygotowaniu powierzył im budowanie mniejszych zespołów.

Pamięta prezes pierwszą rekrutację pracowników. Poszedł wówczas z innymi członkami kierownictwa firmy do pośredniaka w Ropczycach, gdzie przedstawiono im grupę 60 bezrobotnych. Po rozmowach, 20 osobowej grupie zaproponowali pracę. – Z tej pierwszej dwudziestki wykruszyło się zaledwie trzech a pozostali pracują z nami do dziś i są bardzo dobrymi pracownikami. Czyli z bezrobotnych można wyłowić solidnych i rzetelnych pracowników, tylko trzeba dać im szansę – ocenia.

Innym sposobem szukania dobrych pracowników jest stworzona przed kilku laty szkoła operatorów obrabiarek. – Mamy taką jednostkę w Ropczycach, którą sponsorujemy. Oni prowadzą kursy non stop, a my najlepszym spośród nich proponujemy pracę. Niektórzy ją akceptowali, inni nie – przyznaje. Inna metoda pozyskiwania nowych pracowników oparta jest na kontaktach własnych pracowników. W razie nagłych potrzeb rekrutują na własne konto wśród grona przyjaciół, znajomych.

Na samym początku, gdy podpisywał Łęgiewicz umowę z szefem Hispano-Suizy, usłyszał: - Panie prezesie, za trzy lata masz pan w Sędziszowie produkować 5 tysięcy kół zębatych do silników lotniczych.

I ten wynik osiągnęli z nawiązką. Tłumaczy prezes, że w biznesie liczy się wiarygodność. Jeśli wykonałeś zadanie w terminie, ktoś ci powierzy następne.

- Ale wiarygodność w biznesie to nie jest coś darowanego, należy ją pielęgnować. To jest jak ze zdrowiem, na co dzień musisz pokazywać, że jest coraz lepsze – śmieje się.

Planuje dalsze etapy rozwoju firmy. A jest to wizja żywa i cały czas pojawiają się nowe szanse. Jeśli ich nie wykorzysta, będzie miał do siebie żal.

Twierdzi, że niekoniecznie warunkiem rozwoju biznesu jest ciągłe powiększanie zatrudnienia. Może to być również oddawanie części prostszej i łatwiejszej pracy na zewnątrz do mniejszych firm. Sam koncentrujesz się na następnych, jeszcze trudniejszych wyzwaniach.

A tworzenie bazy kooperantów wokół dużej firmy, to jedna z idei, która przyświecała dyrektorom największych fabryk lotniczych w regionie w chwili powoływania Stowarzyszenia Dolina Lotnicza. Obok Marka Dareckiego, prezesa WSK PZL-Rzeszów, pan Ryszard był jednym z założycieli Doliny.

- Uznaliśmy, że jeśli będziemy razem działać, to nasz glos będzie mocniejszy w gremiach rządowych, Europie, środowisku przemysłu lotniczego. Jeśli jesteś silniejszy, świat się z tobą bardziej liczy – ocenia.

Przeżył tąpnięcie

Powódź, która latem dotknęła zakład była prawdziwym dramatem. Zwłaszcza dla załogi. Ludzi drżeli o swoje miejsca pracy, ale wykazali się ofiarnością, ratowali swój zakład.

Ten dramat udało się załodze przeobrazić w sukces, bo nikt sobie nie wyobrażał, że w tak krótkim czasie można z powrotem postawić firmę na nogi. A co istotne, najpoważniejsi klienci, czyli Boeing i Airbus, którzy obawiali się, że kłopoty sędziszowskiej fabryki spowodują zatrzymanie ich linii produkcyjnych, w ogóle tego nie odczuli.

- Dostaliśmy w łeb, ale podnieśliśmy się tak szybko, że nigdzie w świecie nie zatrzymaliśmy montażu – podkreśla Łegiewicz.

W korzystnym klimacie

Firma działa w korzystnym klimacie. W Sędziszowie cieszy się dużą przychylnością, gdyż jest uważana za największą i bardzo nowoczesną. Hispano-Suiza rewanżuje się ze swej strony różnymi działaniami na rzecz środowiska. Sponsoruje i wspiera przedsięwzięcia kulturalne, otwiera się na lokalną społeczność. Jeśli tylko któraś okolicznych szkół zgłosi, że chce pokazać uczniom jak dziś wygląda światowa technika lotnicza, nigdy nie spotyka się z odmową.

Nie odczuwa zawiści

Odnosi Ryszard wrażenie, że wśród prezesów firm Doliny Lotniczej, a z nimi spotyka się najczęściej, nie ma niezdrowej rywalizacji. Mimo, że firmy są ostrymi konkurentami na rynku, jako koledzy nie okazują sobie tego w codziennym życiu, są dla siebie życzliwi. – Nawet, jeśli gdzieś tam w wielkim świecie nasi właściciele się boksują, to my tutaj musimy sobie pomagać – zaznacza.

Nie spotyka się, na co dzień z przejawami zawiści, polskiego piekiełka itd.

- Jeśli nie pielęgnujesz w sobie uczuć, które mogą kogoś dotknąć, to nawet, jeśli ktoś stara ci się coś takiego okazać można tego nie zauważać - zastanawia się prezes.

Dodaje, że lepiej ignorować takie złe sygnały z zewnątrz, choć czasami może się to okazać nieostrożne. Bo… sam w dawnych latach przeżył takie przykre doświadczenie życiowe, ale ma taki charakter, że woli zawiści, na co dzień nie zauważać.

Tylko Morze Śródziemne

Jedyne hobby, na które w nawale codziennych obowiązków prezes Łęgiewicz znajduje czas, to szeroko rozumiana kultura Morza Śródziemnego. Pielęgnuje je od wielu lat

– Wychowałem się w kulturze Morza Śródziemnego, moja mama jest Włoszką. Mam w sobie połowę krwi toskańskiej, a połowę polskiej. Tato, żołnierz generała Andersa wracał spod Monte Cassino i spotkał moją mamę - wspomina Ryszard.

A kultura Morza Śródziemnego jest pojęciem bardzo szerokim. Przecież to i antyk i epoka odrodzenia, wspaniale muzea, malarstwo, rzeźba. No i owoce morza, które Ryszard wprost uwielbia.

W ostatnich latach zwiedzał wyspy. Poczynając od greckich, przez Cypr, Sycylię. Zawsze wyjeżdża z żoną, przywożą różnorakie pamiątki. Uwielbiają zbierać morskie kamienie.

Urodził się w Gubinie, przy zachodniej granicy. Przyjechał przed wielu laty do Rzeszowa, bo w czasie studiów we Wrocławiu poznał swoją żonę, rzeszowiankę, która nie wyobrażała sobie życia poza miastem rodzinnym. – To ona była tym magnesem, który mnie tu sprowadził – przyznaje.

Pan Ryszard zna cztery języki: francuski, włoski, angielski, rosyjski. To także pomogło mu odnieść sukces i zbudować pozycję zawodową.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24