Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław "Carlo" Kalinowski: Nie wiemy co czeka za zakrętem

Miłosz Bieniaszewski
W Rajdzie Dakar chciałbym wystartować w 2018 roku - mówi Jarosław "Carlo" Kalinowski
W Rajdzie Dakar chciałbym wystartować w 2018 roku - mówi Jarosław "Carlo" Kalinowski Archiwum Jarosław Kalinowskiego
Rozmowa z JAROSŁAWEM „Carlo" KALINOWSKIM, rzeszowianinem obecnie mieszkającym w Sztokholmie, którego celem jest start na quadzie w Rajdzie Dakar.

Jesteś samotnikiem?
Chodzi o to, że w rajdach, w których biorę udział jedzie się samemu?

Dokładnie tak...
Po części na pewno tak. Dużo czasu potrafię spędzić sam i dobrze się z tym czuję.

Jadąc taki kawał drogi samemu nie ma monotonii?
Nie ma na nią czasu. Trzeba cały czas czytać roadbooka (urządzenie zamontowane na kierownicy quada, które na przewijanych rolkach papierowych wskazuje drogę w terenie), koncentrować się przy dużych prędkościach na trudnym terenie i uważać, aby nie zrobić sobie krzywdy.

Gdzie są najładniejsze widoki?
Na podziwianie okolicy czasu za bardzo nie ma, ale najładniejsze widoki są w Hiszpanii i we Włoszech. Czasami aż szkoda, że nie możemy się zatrzymać i pooglądać okolicę. Gdybym jednak się zatrzymał to organizator automatycznie wysyła sygnał, abym potwierdził, że wszystko jest w porządku. W innym wypadku wysyłani są od razu medycy helikopterem. Lepiej się więc nie zatrzymywać (śmiech).

Jak to się stało, że żużlowiec z Rzeszowa nagle zaczął jeździć w Szwecji na quadzie?
Na żużlu jeździłem w latach 1996-1999. Licencję zdałem w roku 96 w Inter Polanie Rzeszów. Po tym jeździłem w Lublinie, a następnie przez dwa lata w Krośnie. W 1999 roku podpisałem kontrakt ze Stalą Rzeszów, ale Inter Polan nie dopełnił formalności i dostałem karencję. Nie mogłem startować przez rok i nie wróciłem już do żużla. W 2005 roku wyjechałem do Szwecji, a w 2012 zacząłem się przygotowywać do rajdów z myślą o Rajdzie Dakar.

Już wtedy myślałeś o tym rajdzie?
O nim myślałem od zawsze (śmiech). Na quadzie pierwszy raz spróbowałem jazdy jeszcze w Polsce w 2004 roku. Później w ogóle nie jeździłem aż do wspomnianego wcześniej 2012 roku. Wtedy zorganizowałem się z pomocą rzeszowskiej Yamahy. Na tym sprzęcie przygotowywałem się do Rajdu RMF Morocco Challenge, ale on się ostatecznie nie odbył. W końcu udało się zadebiutować i wystartowałem w Rajdzie Baja Carpathia.

Z quadem to była miłość od pierwszego...jeżdżenia?
Po przygodzie z żużlem jeździłem tylko na motocyklach, później kolega kupił dwa quady, często z nim jeździłem i tak się w to wciągnąłem. Dla mnie jest bezpieczniejszy, bo w żużlowych czasach miałem operacje kolan.

Karierę żużlową zapewne nie tak sobie wyobrażałeś?
Liczyłem na dużo więcej. Miałem w Rzeszowie podpisany kontrakt, z czego bardzo się cieszyłem. Wszystko układało się super, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Trudno, pewnie tak miało być.

Przygodę ze sportem zaczynałeś jednak od kajakarstwa...
Wychowałem się przy ul. Hetmańskiej w Rzeszowie, do stadionu miałem bardzo blisko. Byłem na każdym żużlu i wiedziałem, że będę jeździł na torze. Już jako dzieciak mówiłem sobie, że muszę dbać o sprawność fizyczną i dlatego uprawiałem kajakarstwo na Lisiej Górze. W podstawówce trenowałem kajakarstwo siedem razy w tygodniu, wtedy organizm nie wytrzymał i nabawiłem się poważnej kontuzji kolana. Żeby zacząć jeździć na żużlu musiałem poddać się operacji. Lekarze twierdzili, że nie mogę iść nawet do szkoły samochodowej ze względu na stan zdrowia, ale ja udowodniłem, że jednak mogę więcej (śmiech). Ci, którzy twierdzili, że nie powinienem jeździć, później mnie operowali po żużlowych wypadkach (śmiech).

Na quadzie startujesz od 2013 roku. Jakie masz największe sukcesy?
W 2015 roku jako team Bernat Sport zdobyliśmy tytuł drużynowego mistrza Europy w klasyfikacji sponsorskiej. Ja w klasyfikacji Q2, czyli quadów napędzanych na jedną oś zdobyłem drugiego wicemistrza Europy. Spadłem z pierwszego miejsca na trzecie ze względu na kontuzję. Z tego też powodu nie zdobyłem żadnego trofeum w Pucharze Świata. Pomimo tego zostałem powołany w 2016 do Kadry Narodowej i to dało mi jeszcze większą motywację do działania na najbliższe możliwe starty.

Jak doszło do tej ciężkiej kontuzji?
Wypadek był w lipcu ubiegłego roku podczas Rajdu Baja Aragon w Hiszpanii. Ja nie pamiętam odcinka pomiędzy 80 a 100 kilometrem. Po rozmowach z kibicami i organizatorami udało się ustalić, że było bardzo wąsko, był zakręt 90 stopni w lewo, a ja pojechałem prosto i spadłem ze skarpy piętnaście metrów. Musiałem jechać w dużym zakurzeniu i przedobrzyłem. W helikopterze byłem intubowany, później przez jakiś czas pozostawałem w śpiączce farmakologicznej. M.in. doznałem otwartego złamania kości udowej.

Nie odstraszyło to od uprawiania tego sportu?
To zdecydowanie najcięższa kontuzja jakiej doznałem, ale to mnie motywuje do dalszej – jeszcze bardziej intensywnej pracy. Każdy dzień jest treningiem i rehabilitacją. Bardzo dużo czasu poświęcam temu, aby jak najszybciej wrócić. Na pewno mnie nie odstraszyło. Nigdy po kontuzjach nie miałem blokady, aby wrócić na quada.

Opowiadając o tej kontuzji najlepszej reklamy temu sportowi nie robisz...
(śmiech) Faktycznie, nie jest to bezpieczny sport.

Co na to rodzina?
Mama od zawsze była przeciwna moim pomysłom na życie. Narzeczona jest natomiast przy mnie, wspiera mnie. Była ze mną przez dwa tygodnie w szpitalu w Hiszpanii, zorganizowała mój powrót do Polski. Brat też zawsze mnie wspierał.

Kiedy powrót do ścigania?
Lekarze stwierdzili, że do końca tego roku będę sprawny i w przyszłym roku będę mógł jeździć. Ja wierzę i robię wszystko w tym kierunku, aby jakiś Rajd Baja w Polsce treningowo przejechać już w tym roku. W następnym roku planujemy już rajdy nie w cyklu Baja, tylko w Afryce Cross-Country.

Jakie zagrożenia przede wszystkim czyhają na quadowca na trasie?
Na wszystkich czyhają takie same. Rajdy polegają na tym, że wyjeżdżamy z punktu A i punkt B jest oddalony o powiedzmy 100 km. Nie wiemy, co jest za każdym zakrętem, szczególnie w Rajdach Baja, które są szybszym odłamem Cross-Country. Aby się tam pościgać o wysokie lokaty, musimy w każdy zakręt wejść na pełnym „ogniu”. Teren, po którym jeździmy mocno się zmienia, jak przejadą po nim ciężarówki czy samochody.

Który z dotychczasowych rajdów był najtrudniejszy?
Zdecydowanie Rajd Baja Aragon. Jest najdłuższy i ma bardzo zmienny teren. Są góry, skały, piasek i woda. Jeździmy w terenie bardzo zróżnicowanym. W ciągu dwóch dni mamy do przejechania tysiąc kilometrów. W tym rajdzie udział bierze wielu zawodników, którzy startują w Rajdzie Dakar. W 2015 roku był nawet Ignacio Casale, który rok wcześniej wygrał Dakar. Można się na tym rajdzie sprawdzić.

Można powiedzieć, że jesteś uzależniony od prędkości i adrenaliny?
Chyba tak - od zawsze. (śmiech).

Na co dzień mieszkasz w Szwecji. Skandynawia to kolebka sportów motorowych, ale kojarzy się przede wszystkim z rajdami samochodowymi...
Jeśli chodzi o quady to tak naprawdę tam jest ciężko nawet o miejsca do treningów.

To jak sobie z tym radzisz?
Trenuję w Polsce z chłopakami z Krakowa. W Szwecji tez mam swoje miejsca, gdzie jeżdżę razem z motocyklistami.

Mieszkańców Skandynawii uważa się za świetnych kierowców. Faktycznie tak dobrze jeżdżą na drogach?
W sumie to nie wiem czy jeżdżą dobrze, ale na pewno większość z nich jeździ zgodnie z przepisami (śmiech).

Przez poprzedni tydzień byłeś w Polsce. Widać dużą różnicę w tym względzie?
Ja widzę. Polacy za kierownicą są bardzo nerwowi. Szwedzi do wszystkiego podchodzą dużo spokojniej.

Już wcześniej wspominałeś, że twoim marzeniem jest start w Rajdzie Dakar...
To marzenie i mój cel zarazem. Mam nadzieję, że uda się to zrealizować.

Nie uważasz, że jest na to za wcześnie? Twoja przygoda z quadami za długa nie jest...
Nie jedziemy na ten rajd jutro (śmiech). Na pewno muszę jeszcze w kilku rajdach wystartować i zbierać nowe doświadczenia.

Rafał Sonik w jednym z wywiadów zapytany czy wiek w Dakarze nie jest przeszkodą, odpowiedział: „Jest zaletą. Tu nie jest potrzebny refleks jak w Formule 1, tylko doświadczenie, znajomość własnego organizmu. Młodzi ludzie tego nie posiadają, bo się dopiero uczą. Trzeba się wsłuchać w organizm, żeby się dowiedzieć, ile jeszcze można znieść".
Jak popatrzymy na rajdy Cross-Country to tam młodych zawodników jest bardzo mało. W fabrycznych teamach jeżdżą zawodnicy z dużym doświadczeniem i wielkimi sukcesami. Dakar nie jest rajdem, gdzie przez krótki czas ciśnie się duże prędkości. Tam jedzie się przez dwa tygodnie i trzeba kalkulować wszystko. Oszczędzać sprzęt, uważać na siebie.

Starasz się podpatrywać Rafała Sonika, który jest niekwestionowaną gwiazda tego sportu?
Podpatruję każdego zawodnika i patrzę jak sobie radzi w swojej karierze sportowej. Staram się uczyć od najlepszych.

Co ten Dakar ma w sobie, że wszyscy chcą tam startować?
Jeśli ktoś czuje, że rajdy długodystansowe są dla niego, to myśli o Dakarze, bo to najdłuższy i najtrudniejszy rajd.

Do tego najbardziej medialny...
Pod tym kątem nigdy nie patrzyłem. Raczej patrzę pod tym względem, że skończyć go, to naprawdę coś wielkiego. Faktem jest jednak, że Rajd Dakar zajmuje pierwsze miejsce w rankingu popularności medialnej rajdów, później dopiero F1, MOTO GP czy też WRC.

W Dakarze zdarzają się wypadki śmiertelne...
Przed każdym rajdem, w którym mam startować są jakieś obawy, ale chodzi o to, aby z tym walczyć i przesuwać te granice lęku. Oczywiście jak chcemy się liczyć w walce o wyższe lokaty. Czasami to się kończy tak jak w moim przypadku (śmiech).

Kiedy chciałbyś spełnić to swoje marzenie?
Jak się uda dopiąć budżet, to chciałbym pojechać w 2018 roku.

Do wystartowania w Dakarze potrzebne są niemałe pieniądze...
Odpowiada Sebastian Wanat, agent Jarosława „Carlo" Kalinowskiego: Przede wszystkim musimy Jarka wypromować. Wtedy łatwiej jest dotrzeć do sponsorów. Chcemy pokazać osiągnięcia Jarka, oraz zaprezentować jego ogromny potencjał. Zapraszamy na jego stronę internetową www.carlorally.com, na której można znaleźć wszystkie informacje na ten temat.

Jaki budżet jest potrzebny, aby wystartować w Dakarze?
SW: Przygotowania, sprzęt i sam start to minimum 1,2 mln złotych. Są to niemałe pieniądze, ale wierzymy, że jest to do zrobienia.

Wróćmy do Jarka. Sporo jeździsz po Europie. Gdzie podobało się tobie najbardziej?
Oczywiście Hiszpania. Mimo zeszłorocznego wypadku, którego skutki odczuwam do dziś, to właśnie Rajd Baja Aragon jest moim ulubionym. Najdłuższe odcinki specjalne w rajdach Baja w Europie, zróżnicowany teren, wysokie temperatury, które działają na mnie pozytywnie , no i duża konkurencja ponieważ startuje wiele teamów fabrycznych. Bardzo ciekawym terenem jest również Portugalia – tam odbywa się co roku rajd Baja TT Idanha-a-Nova.

A jak na urlop to gdzie?
Nie ma czasu na urlop, ale żal byłoby nie znaleźć chwili wolnego by skorzystać z uroków Hiszpanii, Włoch czy Portugalii. Zazwyczaj przed rajdem w Hiszpanii jedziemy kilka dni wcześniej by trochę się zrelaksować i przygotować. Łączę przyjemne z pożytecznym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24