Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jubileusz Nowin. Co ten chochlik nabroił!

Andrzej Plęs Współpraca: zbig, kas
Nowiny rodzą się w bólu twórczym. Najpierw boli autora, potem redaktora prowadzącego, czasem zaboli redaktora naczelnego. Przeczytaj o największych wpadkach naszych dziennikarzy.

Nowiny rodzą się w bólu twórczym. Najpierw boli autora, potem redaktora prowadzącego, korektorki też boli (czytanie), czasem zaboli redaktora naczelnego. Złośliwi twierdzą, że naszych Czytelników też boli. Lektura. Złośliwym wiary nie dajemy.

Średnia długość życia żurnalisty w Polsce to 56 lat. Przedwcześnie zabijają przewlekły stres, niezdrowy tryb życia, paroksyzmy śmiechu albo apopleksja. To, co Państwo czytają w Nowinach rano, to efekt finalny. Czasem niedoskonały, bo w niedoskonałym świcie żyjemy i my nie jesteśmy bez wad. A na co dzień przychodzi nam się toczyć boje z oporną materią ludzką, z zawodną techniką, z upływem czasu, z niespodziewaną zmiennością wydarzeń.

Dłuuuuga droga do drukarni

W latach 1949-1967 Nowiny Rzeszowskie drukowano w piwnicach kamienicy przy ul. 3 Maja 2 (obecnie jest tu bank PKO BP). Było ciasno, a kontakt z redaktorami bywał utrudniony. Bo niedaleko siedziby redakcji (mieściła się przy ul. Gałęziowskiego) przy Lenina, była słynna "Jutrzenka", a po drodze z redakcji do drukarni, przy Kościuszki - jeszcze słynniejsza "Rzeszowska".

Redagowanie tekstów na owych postojach bywało czasami długie, ale pierwszą wpadkę miał... drukarz. Władek Nycz tak poprzestawiał pierwsze litery w tytule, które miały "iść na kolor", że zamiast NOWY ROK, poszło ROWY NOK. Część nakładu z błędem wydrukowano.

Umarł Kosygin, pochowaliśmy Gromykę

3 lipca 1989 r. Staszek Sienkowski robi pierwszą stronę. Pogrubiony tekst o śmieci Aleksieja Nikołajewicza Kosygina, wieloletniego premiera ZSRR, makietuje na dole strony. Do tego gruba rama i duże zdjęcie, bo przecie naród w żalu pogrążony. Po paru godzinach gazeta pojechała w świat.

Następnego dnia, od rana, potworna awantura. Okazało się, że zamiast Kosygina ukazało się zdjęcie Andrzeja Andriejewicza Gromyki, ministra spraw zagranicznych ZSRR, który - jak się później okazało - żył jeszcze 9 lat. Może dlatego, że myśmy się pospieszyli? A może, że nie jadł grzybów...?

- Moja wina, bił się w piersi Staszek. - Ale oni na tych wyretuszowanych zdjęciach są do siebie podobni, niczym bracia...

Zabrali Staszkowi premię, coś wpisali do akt.

Siła w prasie

Drzewiej prasa często bywała "w domu i zagrodzie" na froncie robót polowych, a i Nowiny częściej trafiały pod strzechy. Choć nie wszędzie, o czym miał nieszczęście przekonać się red. Jan Niebudek, kiedy zawitał pod strzechę właśnie.

- Dzień dobry, jestem z prasy - wypalił od progu i już-już miał zagaić coś o "latoś obrodziło", kiedy gospodyni odkrzyknęła:

- O jak dobrze, właśnie się popsuła.

- Co się popsuło? - zapytał niepewnie zbity z pantałyku redaktor.

- No, prasa do słomy się popsuła.

Siła w nazwisku

W mediach dobrze jest "mieć nazwisko". I tylko czasem to bywa kłopotliwe, a w minionych czasach nazwisko Biskup kłopotliwe bywało bez przerwy. Kiedy towarzysze z wiodącej siły narodu poprosili red. Bogdana Biskupa o publikacje na temat laickiego wychowania młodzieży, zastrzegli od razu: - Redaktorze, wy ten temat ładnie rozwiniecie, ale wybaczcie - nie podpisujcie się Biskup.

I nie był to pierwszy raz, bo red. Biskup wizytował wcześniej jeden z rzeszowskich zakładów pracy. Wszystko poszło gładko, tekst też. Tylko dyrektor przedsiębiorstwa zatelefonował do naczelnego: - Wy tam redaktorów nie macie? To biskup musi do nas przyjeżdżać?

Błogosławieństwo nazwiska bywa jego przekleństwem. Bo kiedy na biurku red. Ryszarda Ważnego zadzwonił telefon, ten szarpnął słuchawką i rzucił odruchowo:
- Nowiny, Ważny.

I po chwili usłyszał: - Taka ważna to i ja jestem, proszę pana!

Nieobecny serdecznie pozdrawia

Na poważną uroczystość kombatancką do Przemyśla miał przyjechać gen. Zygmunt Berling, a w tamtych czasach to było nazwisko - legenda. Toteż przemyski oddział Nowin postawiono w stan gotowości bojowej.

Żurnaliści sprawę potraktowali nader poważnie, przygotowali nawet umiarkowanie obszerną relację ze spotkania, jak to pan generał przybywa, zaszczyca, pozdrawia i przebieg spotkania, który zawsze przy takich uroczystościach był identyczny. Na samo spotkanie nie pofatygowali się już, bo to zawsze wyglądało tak samo. Dzień po spotkaniu porywająca relacja "poszła" do gazety. I tylko kombatanci byli zaskoczeni, bo… pan generał nie dotarł na przemyskie spotkanie.

Do SB za brak litery

W słusznie minionym okresie ludzie byli przez Służbę Bezpieczeństwa nękani za różne przewiny. Domniemane lub rzeczywiste.

- Pamiętam pewne zdarzenie z początku lat 50. - opowiada ówczesny dziennikarz Nowin Stanisław Prażuch. - Na stronie mutacji przemyskiej publikowano listę kandydatów na posłów. Podczas obróbki tekstu popełniono błąd i listę opatrzono tytułem "Kandydaci na osłów". Dziennikarz, który pełnił w tym dniu dyżur, był potem przesłuchiwany przez UB.

A czytelnicy pewnie zszokowani, że w reżimowej prasie (innej nie było) przeczytali to, co "duch narodu" myśli.

Naczelny niedysponowany

Podczas narady aktywu partyjnego z okazji "Dni Leninowskich" jeden z naczelnych redaktorów Nowin miał wygłosić przemówienie. Niestety, nie przygotował się jak należy. Albo może przygotowywał asię zbyt intensywnie, bo wyraźnie był "przemęczony".

Chwiejnym krokiem dotarł do mównicy, wspiął się na nią z trudem i - jąkając się - zdołał wyrzucić z siebie tylko tyle: - Towarzysze, Lenin to był wieeeeelki człowiek.

Takiej zniewagi wodza rewolucji partia nie mogła puścić płazem. Naczelny przestał być naczelnym i wkrótce całkiem wypadł z dziennikarstwa. Nie wiadomo, czy na trzeźwo pozostał przy opinii o "wieeelkim człowieku".

Nowa władza, stary problem

Przyszło nowe, Nowiny przestały być "organem PZPR", polityka została. Wahadło polityczne przehuśtało się na druga stronę, czego doświadczyła red. Anna Sawa.

To była pierwsza i jedyna wizyta Jana Pawła II w Rzeszowie, wyjątkowe wydarzenie w dziejach miasta, wyjątkowo winno być przez Nowiny potraktowane. I zostało. Zupełnie poprawna relacja z przebiegu wizyty i tylko to zdjęcie… Tekst opatrzono fotografią… kichającego papieża. Pastorał w dłoni, tiara papieska na głowie, otwarte usta i twarz komicznie wykrzywiona. To miała być "ludzka twarz" papieża, tymczasem Anna Sawa omal nie traciła przez nią pracy.

Szatański wynalazek - komputery

Maszyny do pisania odchodziły już do lamusa, druk linotypowy zamieniano na offset. W redakcji Nowin zaczynały rządzić komputery. Tylko czwórka redaktorów z całej załogi otrzymała od redaktora naczelnego dożywotnie zezwolenie na niedotykanie klawiatury tego szatańskiego wynalazku. Specjalnie dla nich pozostawiono "na stanowisku" jedną maszynistkę, która przenosiła ich twórczość z papieru na dokument WORD. Nazwiska "bandy czworga" litościwie pomińmy.

Trzykrotnie zmartwychwstały

Do tekstu o turystach w Iwoniczu "poszło" zdjęcie wypoczywającego mężczyzny. Żadnych uwag. Dwa miesiące później do podobnego w treści tekstu "poszło" to samo zdjęcie. I redakcja odbiera telefon od żony owego pana na zdjęciu: - Ale mój mąż nie żyje od dwóch tygodni.

Redakcja się pokajała, ale miesiąc później do kolejnego tekstu przez roztargnienie to samo zdjęcie. I znów telefon od wdowy. Redakcja się pokajała. Miesiąc później identyczna sytuacja. Redakcja pokajała się skutecznie. Fotografia już nie trafiła na łamy.

Jak załatwiliśmy Pekinowi olimpiadę

Koniec lat 90., Nowiny drukują jeszcze na linotypie, red. Tadeusz Szylar w redakcji sportowej z zapartym tchem czeka na decyzję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, gdzie będą najbliższe igrzyska: w Sydney czy w Pekinie. Już późny wieczór, w drukarni zaczynają się denerwować, a Szylar na nasłuchu radiowym. Decyzji jeszcze nie ma, ale wszystko wskazuje na Pekin. I tak poszło w tytule.

- Wyszedłem z redakcji, a po jakimś czasie dowiaduję się, że igrzyska będę w Sydney - opowiada Szylar. - To pędzę do drukarni, wpadam i ryczę: maszyny STOP.

Maszyny zrobiły stop, tytuł informacji udało się zmienić. Tyle że część nakładu "poszła" już ze starym tytułem. W ten sposób Bieszczady dowiedziały się, że olimpiada 2000 r. będzie w Pekinie. Reszcie regionu Nowiny obwieściły, że w Sydney.

Błąd, który wyszedł na dobre

Czasami porażka zamienia się w sukces.

- Pilnujcie, żeby nie pomylić ceny gazety -naczelny regularnie przypomina redaktorom prowadzącym. Ale pomyłki się zdarzały. Ostatnia w 2008 roku. Do wydania poniedziałkowego daliśmy cenę nieco droższego wydania piątkowego. - Czemu nie poinformowaliście o zmianie - narzekali niektórzy Czytelnicy. Ale gazetę kupowali.

Na drugi dzień w gazecie przeprosiny i obietnica - nadwyżkę przekażemy na cele charytatywne. I tak narodziła się nasza pomoc dla Podkarpackiego Hospicjum. Akcję kontynuujemy do dziś.

***

Złośliwy chochlik nie odpuścił nam nawet w miniony wtorek w jubileuszowym wydaniu. Ukradł jedną literkę z nazwiska Józefa Szuberta. Za tę wpadkę i wszystkie inne serdecznie przepraszamy. Za wyrozumiałość i słuszną krytykę dziękujemy. Obiecujemy, że staniemy na głowie, by w końcu tego wstrętnego chochlika z redakcji przepędzić na cztery watry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24