Już po strajku na kolei. Za tydzień kolejny

Bożena Kubiak z Sosnowca na dworcu w Rzeszowie spędziła wczoraj 2,5 godziny.

- Słyszałam w lokalnym radio o strajku, ale myślałam, że pociągi przewozów regionalnych kursują tylko po Podkarpaciu, więc utrudnienia nie będą mnie dotyczyć - opowiada.

Dopiero na dworcu okazało się, że zaplanowany na 11.10 kurs do Katowic jest odwołany. Na następny trzeba było czekać prawie 2,5 godziny.

- Nie zdenerwowałam się, bo rozumiem, że to walka o wyższe zarobki. Sama zaczęłabym strajkować, ale pracuję w służbie zdrowia i nie mogę odejść od łóżek pacjentów - dodaje.

Z podobną wyrozumiałością reagowała większość podróżnych. Ze spokojem czekali na inne pociągi albo szukali połączeń autobusowych. Przy punkcie obsługi przewozów regionalnych kolejek po zwrot pieniędzy za bilety też nie było. Dodajmy, że podróżni mają na to 30 dni. Ci, którzy wykupili bilety miesięczne lub kwartalne rekompensatę za odwołane pociągi w dniu strajku, dostaną po wygaśnięciu ważności biletu. W przypadku miesięcznych będzie to 1/31 wartości.

Jak poinformowała PAP Justyna Sokołowska z biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego, zarząd województwa nie podjął jeszcze decyzji czy wystąpi do PR o odszkodowanie za każdy pociąg, który nie wyjechał w trasę. W podpisanej umowie wysokość takiej kary została wyznaczona na 1 tys. zł za każdy pociąg.

- Z naszych szacunków wynika, że Podkarpacki Zakład PR straci na tym jednym dniu strajku ok. 100 tys. zł - powiedziała Sokołowska.

Podkarpacki Urząd Marszałkowski zapłacił w tym roku PR 38 mln zł za świadczenie usług transportowych w regionie.

To prawdopodobnie nie koniec strajku na kolei. Za tydzień związkowcy zapowiadają kolejny protest.