Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamil Gawrzydek: Byłem coś winien MOSiR-owi Krosno

Tomasz Ryzner
Kamil Gawrzydek bardzo sobie chwali pobyt w USA.
Kamil Gawrzydek bardzo sobie chwali pobyt w USA. archiwum
Rozmowa z KAMILEM GAWRZYDKIEM, nowym koszykarzem I-ligowego MOSiR-u Krosno

- Parę lat temu wystawił pan MOSiR do wiatru.
- Dlatego po powrocie z USA podpisałem z nim kontrakt.

- Wyrzuty sumienia?
- Czułem, że mam dług wobec klubu, jestem mu coś winien. Cztery lata temu działacze MOSiR-u mieli powody czuć się rozczarowani. Byliśmy już po słowie, ale nie zagrałem w Krośnie.

- Trudno się dziwić, skoro mógł pan wyjechać do USA.
- Kiedy negocjowałem z MOSiRem wyjazd wcale nie był pewny. Kiedy udało się jednak załatwić formalności, postanowiłem ruszyć za wielką wodę.

- Warto było?
- Oczywiście. Drugi raz podjąłbym taką sama decyzję.

- Ameryka to ziemia obiecana dla koszykarzy?
- Ja skorzystałem dużo, wiele się nauczyłem, jestem lepszym zawodnikiem. Przyswojenie języka angielskiego to też jakiś kapitał.

KAMIL GAWRZYDEK

KAMIL GAWRZYDEK

URODZONY: 9.09.1987 rok; WZROST: 211 cm; POZYCJA: center; KLUBY: MKS MOS Pruszków, Znicz Pruszków, Maine Central Institute Huskies, North Platte CC (junior college), Idaho State University, MOSiR Krosno

- Dlaczego nie szukał pan pracy w PLK?
- Myślałem o tym, ale po rozmowie z agentem doszedłem do wniosku, że na tę głębszą wodę skoczę później. Może za dwa lata, a może za rok.

- Jest pan niewiadomą. Pewni możemy być tylko, że nowy center MOSiR-u będzie silny, bo w USA każdy zawodnik zasuwa w siłowni.
- Ja z tym nawet przesadziłem i w ostatnim roku miałem przepuklinę. Siłownia to był mój drugi dom, trener miał nawet pretensje, że za długo w niej przesiaduję, zamiast ćwiczyć podkoszowe ruchy.

- Jakie elementy pan wniesie do gry krośnieńskiej drużyny?
- Siłę, walkę na tablicach, zbiórki. W Ameryce gra się ostro, na kontakcie, łokcie, barki ciągle są w ruchu. Boje się tylko, czy sędziowie mi teraz pozwolą na taką grę.

- A co z trafianiem do kosza?
- Strzelcem nie jestem, ale spod dziury, z dobitek, krótkiego półdystansu umiem zdobywać punkty. Oczywiście rzut muszę ciągle szlifować, ale przydam się drużynie.
- Na uniwersytecie w Idaho za wiele pan nie grał.
- Dlatego nie skończyłem studiów. Został mi rok na kierunku sportowego menedżmentu, ale marnowałem czas jako zawodnik. Trener miał swoich pupili, a ja grałem ogony. Pięć minut to nie jest granie.

- Zaistniał pan za to w internecie. Na you-tube jest filmik z pańskim rzutem wolnym. Porównano go do słynnych golfowych patów Tigera Woodsa. Piłka stoi na obręczy i nie chce wpaść do kosza.
- W końcu wpadła (śmiech). Rzeczywiście miałem swoje piec minut, ale w internecie. Nie o to mi chodziło. Mam już 24 lata i nie mogłem dłużej grzać ławki.

- Ten wolny pomógł wam w meczu?
- Nie bardzo. Graliśmy wyjazdowy mecz z Utah State. Oni wtedy przez 3 lata u siebie przegrali bodaj trzy razy. Nam też dali radę.

- Przez te 4 lata poznał pan Amerykę?
- Jeździłem po Stanach dużo, ale jak to sportowiec, za wiele się nie nazwiedzałem. W paru ciekawych miejscach jednak byłem. Na przykład w Las Vegas. Niesamowite miasto.

- Jak poszło w kasynie?
- Nic nie wygrałem, ani nie przegrałem, bo nie mogłem zagrać. Miałem 20 lat, a do ruletki czy stołu z kartami można podejść po skończeniu 21.
- Pana klubowy kolega Maciej Ustarbowski też grał w USA. Narzekał, że amerykanie to uśmiechnięci dwulicowcy.
- Ma rację. Ameryka robi wrażenie, ale to nie jest raj na ziemi. Ludzie też mają tam wady. Fałszywych spotkałem sporo, ale miałem wąską grupę przyjaciół, na których mogłem liczyć.

- W USA nie tęskni za panem jakaś dziewczyna?
- (śmiech) Serce mnie nie boli. Spotykałem się z pewną Amerykanką, ale rozstaliśmy się. Można powiedzieć, że stało się to w samą porę.

- Słowo o początkach. Był pan skazany na koszykówkę?
- Pochodzę z Teresina. Ani rodzice, ani siostry nie mają za wiele wspólnego ze sportem. Mój wzrost robił swoje, ale do koszykówki długo się przekonywałem.

- Wcześnie pan zaczął treningi?
- Gdy miałem 13 lat namówił mnie na nie Mieczysław Kuczyński, trener MKS-u Pruszków. Wytrzymałem 3 miesiące. Po 3 latach skoczyłem w górę. Miałem już 197 centymetrów.

- I trener Kuczyński znów dał o sobie znać?
- Dokładnie. Pomyślałem, że trzeba te centymetry jakoś wykorzystać. W końcu polubiłem basket.

- Nowych koszykarzy MOSiR-u pytam czasem o pobliskie Bieszczady, zamiłowanie do górskich wędrówek.
- O, to źle pan trafił. Na połoninach trudno będzie na mnie trafić (śmiech). To nie jest moje hobby. Wole się pocić na boisku albo w siłowni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24