Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kuźmakówka". Jeden budynek, wiele historii i krwawe tajemnice

Andrzej Plęs
W rekonstrukcji "Kuźmakówki" pomogła pamięć miejscowych i wyobraźnia architekta
W rekonstrukcji "Kuźmakówki" pomogła pamięć miejscowych i wyobraźnia architekta Wojciech Zatwarnicki
Złośliwi twierdzą, że w "Kuźmakówce" generał Karol Świerczewski "Walter" wypił ostatnią setkę w życiu, a wypić lubił. Sześć kilometrów od tego miejsca, w marcu 1947 roku, zginął w zasadzce ukraińskich nacjonalistów.

Dzieje baligrodzkiej "Kuźmakówki" są daleko bardziej interesujące, niż incydentalny epizod z kontrowersyjnym generałem Wojska Polskiego.

Włodzimierza Kuźmaka w Baligrodzie pamiętają do dziś, w końcu przed wojną lekarz w takiej miejscowości to była persona. I wystawił taki budynek, jakich w Bieszczadach przed wojną się nie budowało. I wyjątkowy człowiek był, Ukrainiec z pochodzenia, między Polakami i Rusinami w Baligrodzie żył w spokojnych, przedwojennych czasach i wojennych niespokojnych i tuż powojennych - szczególnie niebezpiecznych dla jednej i drugiej nacji.

Z daleka trzymał się od ukraińskiego nacjonalizmu. Z końcem lata 1944 roku część polskich mieszkańców Baligrodu uciekła przez nacjonalistycznym terrorem do Leska, ale uspokojeni przez miejscowego dowódcę OUN postanowili wrócić do Baligrodu. I wtedy dr Kuźmak, Ukrainiec w końcu, radził Polakom, aby nie wierzyli w te zapewnienia i mieli się na baczności. Miał rację. Tydzień później oddział UPA zamordował w Baligrodzie ponad 40 Polaków.

Pamiętają tu o doktorze Kuźmaku, bo był również współzałożycielem i współwłaścicielem przedwojennej linii autobusowej z Baligrodu do Leska. Autobus spółki "Jowicz, Kuźmak, Zamer" kursował regularnie.

Pierwsze życie "Kuźmakówki"

[obrazek2] W 1953 w "Kuźmakówce" kręcono film o gen. Świerczewskim. (fot. Archiwum / rep. W. Zatwarnicki)Mieszkał tu doktor Kuźmak z rodziną, była tu siedziba sądu, po wojnie doktor wyjechał, budynek został, więc na tym niespokojnym terenie w "Kuźmakówce" zainstalowały się wojska Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nawet ppłk. Jan Gerhard, autor "Łun w Bieszczadach", które na lata ukształtowały świadomość Polaków o burzliwych, powojennych losach tego skrawka Polski.

W 1953 w "Kuźmakówce" kręcono film o gen. Świerczewskim i choć może on sam nie jest bohaterem baligrodzkiej ziemi, to przecież nieopodal, pod Jabłonkami, zginął. I niektórzy mówią, że ta śmierć była pretekstem do rozpoczęcia Operacji "Wisła", która wciąż ciąży na relacjach polsko - ukraińskich. Starsi baligrodzianie dalecy są od tego, żeby błogosławić pamięć o Świerczewskim, ale mówią o nim, jako o człowieku, który próbował zatrzymać bratobójczy rozlew krwi wśród kolorowej etnicznie ludności Bieszczadów.

Zobacz także: W Bieszczadach retorty gasną. Ludzie też

A dzieje "Kuźmakówki" oddają całą złożoność tych problemów: sam doktor - obywatel polski, pochodzenia ruskiego - jak niegdyś tu mówiono, wpisany do rejestru członków Lwowskiej Izby Lekarskiej, Ukrainiec, który przez ukraińskimi nacjonalistami przestrzegał braci Polaków, który starostwu w Sanoku skarżył się na oddziały NKWD krzywdzące miejscowych i Polaków i Rusinów. Który w końcu przeniósł się z rodziną do Sanoka. Najstarsi baligrodzianie wspominają, że w domu Kuźmaka przed wojną na krótko zainstalował się sąd grodzki, niektórzy z nich są pewni, że nawet areszt.

W pierwszych powojennych latach "Kuźmakówka" żyła krwawo. Życiem Korpusu Bezpieczeństwa Bezpiecznego.

- Budynek i najbliższe otoczenie było raczej zamknięte dla cywilnej ludności, co najwyżej sprzątaczka miała tam wejście - wspomina Jan Kaczmar, pracownik baligrodzkiego nadleśnictwa. - A i wojsko nieczęsto kontaktowało się z miejscowymi.

- Podpułkownik Gerhard też nie miał styczności z ludnością - zapewnia Witold Szybowski, pochodzący z Baligrodu leśniczy w Leśnictwie Czarna. - To była enklawa, zajęte przez wojsko budynki, ogrodzone i strzeżone. W "Kuźmakówce" mieli sztab.

Świerczewski przyjechał tu na inspekcję, wbrew radom i sugestiom podwładnych uparł się, żeby jechać do Cisnej na inspekcję jednostki ochrony pogranicza. "Kuźmakówka" była ostatnim miejscem postoju, "Walter" wyruszył stąd na inspekcję i zginął w zasadzce sześć kilometrów dalej. We wciąż niewyjaśnionych do końca okolicznościach. okolicznościach.

Nie wyjaśniono też okoliczności śmierci płk. Jana Gerharda, który został zasztyletowany w 1971 roku tuż po tym, jak sformułowano raport o śmierci gen. Świerczewskiego po wznowionym śledztwie. Raport - o ile istniał - został wykradziony z sejfu przewodniczącego komisji śledczej. Gerhard - członek tej komisji - zginął tragicznie nie do końca wiadomo z czyjej ręki i z jakiego powodu. Świerczewski zginął tuż po wyjeździe z "Kuźmakówki". Jakby budynek mścił się na nieproszonych, krwawych lokatorach.

Wojsko odeszło, "Kuźmakówka" dostała się Lasom Państwowym, przez kilkanaście lat gościła Zasadniczą Szkołę Leśną, potem stała się hotelem robotniczym, w końcu siedzibą szkoły podstawowej, w końcu mieściła pomieszczenia socjalne. Aż w końcu nie nadawała się do niczego, bo każdy kolejny lokator korzystał, ale nie dbał. Niegdyś duma Baligrodu obracała się w ruinę, choć dla miejscowych wciąż pozostawała miejscem szczególnym, choćby ze względy na jej pierwszego właściciela.

Drugie życie "Kuźmakówki"

Wojciech Głuszko, obecny nadleśniczy w Baligrodzie, przez lata obserwował, jak "Kuźmakówka" popada w ruinę. I kiedy przed trzema laty objął baligrodzkie nadleśnictwo, pomyślał, by z sypiących się budynków nadleśnictwa przenieść instytucję do niegdysiejszej siedziby doktora. I nie tylko o przeprowadzkę chodziło, ale - może przede wszystkim - zachowanie pamięci o tym specjalnym miejscu i wyjątkowym człowieku.

Ale najpierw trzeba było budynek odrestaurować. A jeszcze wcześniej - zdobyć na to pieniądze, a to był problem podstawowy.

- Pierwszym pomysłem było pozyskanie dotacji unijnych, z uzasadnieniem, że w "Kuźmakówce" powstanie centrum świadomości ekologicznej - zaczyna nadleśniczy Głuszko. - Do pomysłu chcieliśmy nawet wciągnąć Słowaków. Nie udało się, bo na złożenie wniosku było zbyt mało czasu.

Czytaj również: O Żydach pomordowanych w Krościenku dziś przypominają kamienie

A potrzeba przeprowadzki nadleśnictwa stawała się coraz pilniejsza. Dostrzegały to i władze Lasów Państwowych, ale koszt remontu "Kuźmakówki" przerastał możliwości leśnego budżetu. Pomógł jeden rok, w którym koniunktura na drewno była bajeczna, wypracowany zysk ze sprzedaży drewna wyraźnie wzmocnił fundusz inwestycyjny nadleśnictwa. Zdecydował, że fundusz pójdzie na nową siedzibę nadleśnictwa.

- Miałem już gotowy projekt, bo każda rozmowa o finansowaniu zaczyna się od pytania: co chcesz zrobić i za ile - tłumaczy nadleśniczy.

Obawiał się też reakcji lokalnej społeczności, bo choć obiekt popadał w ruinę, to wciąż traktowany jest przez miejscowych, jako miejsce specjalne. Przez pamięć dla doktora Kuźmaka i przez swoją architektoniczną urodę. I nie pomylił się, bo pierwsze prace remontowe (częściowa rozbiórka stropu) miejscowi potraktowali jako próbę wyburzenia. Zrobił się dym, miejscowym trzeba było tłumaczyć i uspokajać, że to nie koniec tego magicznego miejsca, ale nowy początek.

Łatwo nie było: obiekt objęty jest ochroną konserwatorską i choć nie figuruje w rejestrach zabytków, to zakres remontów trzeba było uzgodnić z konserwatorem.

Łatwo nie było w dwójnasób: żadnej dokumentacji technicznej budynku, powyżej parteru - tylko ruina, powojenni lokatorzy pozwolili sobie na zmiany, powybijali otwory okienne, wstawili luxfery, jeden wielki bałagan architektoniczny. Nawet nie bardzo wiadomo, kiedy dokładnie budynek powstał, ale źródła wspominają o latach 20. minionego wieku. Jaka powinna być nowa "Kuźmakówka"? Ano dokładnie taka, jak ta przedwojenna - zarządził konserwator zabytków. Z przedwojennych czasów zachowały się dwa zdjęcia budynku - jedyna podstawa do restauracji. Można było wychwycić detale architektoniczne i których otworów w ścianach przed wojną nie było. W rekonstrukcji pomogła pamięć miejscowych i wyobraźnia architekta. Kiedy ekipa remontowa weszła na strop budynku, pod ludźmi omal nie zapadła się zbutwiała drewniana podłoga. Poczwórna, bo poprzedni właściciele na jedną zniszczoną warstwę nakładali drugą.

Dziś - szerokie schody z granitowych płyt prowadzą do budynku, dachówkę - zupełnie jak przedwojenna - trzeba było sprowadzać z Niemiec, bo tylko tamtejsza i jedyna firma produkowała "przedwojenny" typ dachówki. Ogrodzenie z palonej ręcznie cegły - niech wpisze się w estetykę tego miejsca. Wewnątrz - sala edukacyjna o florze i faunie bieszczadzkiej, wokół obiektu - ogród, w którym rosnąć będzie roślinność typowa dla Bieszczadów. I ten ogród też ma mieć walor edukacyjny. Wręcz nieprawdopodobne, że całkowity koszt "reanimacji" tego budynku zamknął się kwotą 1,9 mln zł.

Miejscowi "Kuźmakówce" pamiętają doktora Kuźmaka. Przyjezdni w "Kuźmakówce" widzą miejsce ostatniego postoju gen. Świerczewskiego. Jest całe pokolenie leśników, którzy w "Kuźmakówce" widzą kilka lat swojej edukacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24