Lech Poznań. Mariusz Rumak: Moim największym sukcesem w Lechu było to, że ludzie chcieli nas oglądać
W takim razie, jak trener uważa, dlaczego teraz są takie wahania tej frekwencji?
Mi jest ciężko mówić o Lechu w kontekście, co jest problemem, bo ostatni raz na żywo drużynę widziałem w Zabrzu w meczu z Górnikiem i kilka razy w telewizji. Wiem, jak ja myślałem o tamtym Lechu i nie chcę się odnosić do teraźniejszości. Jest tam cały sztab, który to buduje i to oni za to odpowiadają.
Zanim rozpocząłem pracę z pierwszym zespołem, to w klubie pracowałem od 2000 roku i pamiętam, jak Lech był na zapleczu ekstraklasy, a potem walczył o utrzymanie. Później budowa stadionu, zawirowania finansowe, czy zmiana władzy. Byłem jak Kolejorz rósł w siłę i miał fenomenalne mecze w europejskich pucharach - wszystko to przeżyłem w tym klubie. Natomiast jedno się nie zmieniło, od czasów mojego przyjścia do klubu – kibice chcą określonego zespołu. Określonego zespołu, który u siebie gra wysoko, dużo biega i walczy, tworzy sytuacje oraz zostawia serce i pasję. Będąc trenerem, nie wyobrażałem sobie, żeby na przedmeczowej odprawie powiedzieć piłkarzom, że bronimy nisko i gramy z kontrataku.
Czasami za to płaciliśmy, a szczególnie pamiętam przegrany mecz u siebie z Legią 1:3. Bartek Ślusarski miał trzy "setki" i żadnej nie trafił. My graliśmy wysoko, a Legia rzuciła trzy piłki za nasze plecy i przegraliśmy. Nawet z Legią nie wyobrażałem sobie, żeby można było grać nisko. Tamten mecz skończył się 3:1, ale to spotkanie świetnie pokazało, jaką cenę płaci się za grę wysoko i za brak wyrachowania. My stworzyliśmy wtedy sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy i do przerwy może byłoby 3:3. Dla mnie to było widowisko, które przyciągnie ludzi na Bułgarską. Mając świadomość poruszania się tyle lat po Poznaniu, oglądania setek meczów Lecha i pracy z młodzieżą, to nie wyobrażałem sobie, żeby Lech mógł grać inaczej.
Czytaj dalszą część wywiadu ---->