Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Licealiści z Rzeszowa stworzyli postać żołnierza wyklętego, której nigdy nie było, a ludzie dali się nabrać. Tak właśnie powstają fake newsy

Kinga Dereniowska
Kinga Dereniowska
Licealiści przedstawili się w internecie jako Rzeszowskie Towarzystwo Historyczne, które chce upamiętnić weterana walk
Licealiści przedstawili się w internecie jako Rzeszowskie Towarzystwo Historyczne, które chce upamiętnić weterana walk FB licealistów
Z lekko rozmazanego historią zdjęcia spogląda na nas młody człowiek w żołnierskim mundurze. Zapewne fotografia została zrobiona przed wyruszeniem na front. Widnieje na nim Wiktor Adam Pysz, pseudonimy „Poeta”, „Witek”. Oficer Wojska Polskiego, żołnierz AK, więzień polityczny. Tajemnicze stowarzyszenie postanowiło upamiętnić jego postać. Finał tego upamiętnienia jest dla nas wszystkich pouczającym doświadczeniem.

Weteran walk urodził się w 1911 roku w Łączkach w ówczesnej Galicji. Był jednym z pięciorga dzieci. Jedynym dziedzicem Marianny i Stanisława Pyszów. Ukończył szkołę Orląt w Dęblinie, ożenił się i zamieszkał w Przemyślu. Jego żona zmarła po porodzie, a Wiktor przeniósł się do Rzeszowa. Tu zaciągnął się do wojska.

Szybko, bo w zaledwie cztery lata, awansował do stopnia kapitana. Po wybuchu II wojny światowej walczył w kampanii wrześniowej, jako członek 3. plutonu kawalerii dywizyjnej XIV dywizji Armii „Prusy”. Zdobył stopień majora, ale w październiku 1939 roku jego pluton rozwiązano. Pysz przeszedł więc do konspiracji. Późniejsze losy dzielnego żołnierza nie są znane. Wiadomo jedynie, że w 1944 r. brał udział w walkach o wyzwolenie Rzeszowa w ramach akcji „Burza”.

Komunistyczny reżim aresztował mężczyznę w 1950 r. Został oskarżony o działalność konspiracyjną i spiskowanie przeciwko władzy radzieckiej. Co stało się z majorem? Nie wiadomo. Władza zatarła wszelkie ślady jego działalności. Być może został zamordowany przez UB latem 1950 roku. Ciała nigdy nie odnaleziono.

Jedno wielkie kłamstwo

Taka oto historia majora pojawiła się w sierpniu w niektórych rzeszowskich mediach. Inicjatorem „przywrócenia pamięci bohaterowi” było Rzeszowskie Towarzystwo Historyczne. Tyle tylko że Wiktor Pysz nigdy nie istniał. Postać bohaterskiego majora wymyśliła grupa licealistów z I LO w Rzeszowie.

- Stworzyliśmy fikcyjny biogram majora Pysza. Żołnierza wyklętego, który rzekomo po wojnie miał udzielać się w różnego rodzaju akcjach konspiracyjnych na terenie Rzeszowszczyzny - opowiada Jakub Kłodowski z I LO w Rzeszowie. - Zdjęcie majora to tak naprawdę zdjęcie mojego dziadka z roku 1959 r. Czyli jest to prawdziwe zdjęcie, ale przedstawiające zupełnie inną osobę.

Zdjęcie rzekomego majora to tak naprawdę zdjęcie dziadka licealisty (pochodzi z 1959 r. )
Zdjęcie rzekomego majora to tak naprawdę zdjęcie dziadka licealisty (pochodzi z 1959 r. ) archiwum rodzinne licealisty

Prowokacja, jak mówią o swojej inicjatywie licealiści z grupy Posteritas, była dobrze zaplanowanym eksperymentem. Uczniowie chcieli w ten sposób pokazać, jak łatwo jest wprowadzić w błąd niektóre media, a także - za ich pośrednictwem - opinię publiczną i jak groźna może być dezinformacja.

- Jest to wątpliwe moralnie, ale doszliśmy do wniosku, że to najlepszy sposób, aby uzmysłowić wszystkim skalę zjawiska, jakim jest kłamstwo i dezinformacja - opowiada Kuba. - Posłużyliśmy się fałszem, by zdemaskować fałsz. Użyliśmy tej samej broni. Naszą akcję konsultowaliśmy z Instytutem Pamięci Narodowej. To wszystko było od początku kontrolowane. Nie było tak, że wyskoczyliśmy z naszą akcją, zastanawiając się później, jak to się potoczy - podkreśla Kuba.

Jak młodzi ludzie chcieli podejść internautów?

- Miało być niewiele informacji na temat bohatera. Główną informacją była relacja podstawionej siostrzenicy majora, w którą wcieliła się nasza nauczycielka ze szkoły - tłumaczy Kuba. - I ta „siostrzenica” zdecydowała się po wielu latach opowiedzieć o swoim przodku. Staraliśmy się także uwiarygodnić ten przekaz dzięki wypowiedziom historyka, profesora Grzegorza Ostasza.

Wiele osób nabrało się na akcję Rzeszowskiego Towarzystwa Historycznego. Nie sprawdziły, że takie towarzystwo wcale nie istnieje. Nie figuruje chociażby w KRS. Nikt też nie słyszał o takim towarzystwie w Instytucie Pamięci Narodowej. Nie zgadza się też wiek fikcyjnej siostrzenicy majora. Gdyby wszystko grało, powinna już dobiegać osiemdziesiątki (a do niej jej daleko). Major mógłby awansować w cztery lata, ale wyłącznie w teorii.

- Jedna osoba wypunktowała nam nieścisłości oraz zauważyła, że zdjęcie naszego bohatera to fotomontaż - przyznaje Kuba. - Większość jednak chciała upamiętnić bohatera, którego nigdy nie było.

Po zakończeniu akcji, grupa wydała oświadczenie, w którym poinformowała, że cała akcja była eksperymentem w ramach szkolnego projektu.

Fake news, czyli sposób na władzę

Fake newsy to nieprawdziwe informacje, często o charakterze sensacyjnym, publikowane w niektórych mediach z intencją wprowadzenia odbiorcy w błąd. Idealne narzędzie do siania propagandy i chaosu. Bardzo często celem takiej dezinformacji jest osiągnięcie konkretnej korzyści. - Jeśli ktoś specjalnie nas wprowadza w błąd, robi to w jakimś konkretnym celu. Dla zarobku, władzy lub nawet dla rozrywki - zauważa Kuba.

Dodaje, że fake newsy stają się coraz bardziej dopracowane, a przez to coraz bardziej groźne. Dezinformatorzy i manipulanci robią wszystko, by fałszywe informacje były odbierane jako prawdziwe.

- Łapią się wszyscy. Jeśli ktoś jest nieświadomym użytkownikiem internetu, już jest narażony. Nieważne, czy jest nastolatkiem, czy jest w wieku emerytalnym. To nie ma większego znaczenia. Najważniejsze, czy potrafimy wybrać to, co wartościowe i weryfikować informacje. Bo informacja to potężne narzędzie. Kto ma informację, ten rządzi - stwierdza 18-latek.

Dziennikarzu pomóż

Kto jest najbardziej narażony na fake newsy? Dziennikarz. Co więcej, to na nim spoczywa największa odpowiedzialność, aby wyłapywać i weryfikować nieprawdziwe informacje.

- Coś, co usłyszymy od dziennikarza, częściej weźmiemy za wiarygodne, niż to, co usłyszymy od przypadkowo spotkanej osoby. Na pewno na dziennikarzach ciąży duża odpowiedzialność, ale też coraz częściej na każdym użytkowniku internetu - zauważa licealista.

Bo, jak się okazuje, najwięcej nieprawdziwych informacji pojawia się w mediach społecznościowych - przoduje Twitter, potem Facebook i YouTube.

- Często jest tak, że dziennikarz ma niesprawdzoną informację. Wtedy powinien bardzo wyraźnie zaznaczyć, że jest to domniemanie czy pogłoska. Jeśli zaczyna się naginanie informacji w celu np. kliknięć, czyli tak, aby jak najwięcej użytkowników weszło na stronę internetową, to jest to jawne wprowadzenie w błąd społeczeństwa i robienie ludziom krzywdy. Jak się okazuje, ci są skłonni do wierzenia we wszystko, co zobaczą - mówi Kłodowski.

Cóż zatem może zrobić każdy z nas, aby obronić się przed niebezpieczeństwem dezinformacji?

- Sprawdzaj. Im więcej, tym lepiej. Jeśli coś budzi twoje wątpliwości i zapala ci się czerwona lampka, absolutnie sprawdzaj. Nie wierz we wszystko, co usłyszysz. Bierz pod uwagę, że ktoś może się mylić, taka samo jak ty. Poznaj źródła, z których korzystasz - radzi lider grupy Posteritas. - Najprościej wpisać informację do internetowej wyszukiwarki i potwierdzić w dwóch, a nawet w trzech źródłach.

Chcemy wiedzieć, jak nas chcą oszukać

Swoją prowokacją licealiści chcieli przekazać jednak coś więcej, niż tylko zwrócenie uwagi na problem fake newsów. Mówią, że szkoła nie podpowiada i nie uczy, jak być bezpiecznym w internecie. A przecież oni w sieci prowadzą swoje drugie życie.

- Brakuje edukacji w tym zakresie - zauważa Jakub Kłodowski. - Szkoła w zasadzie nie zwraca uwagi na problemy ludzi w moim wieku. To jest temat pomijany. Napomnienia w rodzaju „uważajcie w tym internecie”, to zdecydowanie za mało - ocenia licealista.

I dodaje, że „kucie na pamięć w dzisiejszych czasach nie ma sensu”. Dużo ważniejsza jest umiejętność dotarcia do informacji i jej weryfikowania.

- To nie dotyczy tylko bezpieczeństwa w sieci. Nie wiemy np., jak mamy radzić sobie z emocjami. Stąd tak wielka potrzeba konsultacji psychologicznych wśród moich kolegów. Mamy z tym problem - stwierdza uczeń I LO. - Technologia się rozwija. Zagrożenia sieciowe nie znikają. Surowe kary nic nie pomogą. My nie wyeliminujemy fake newsów, bo tego nie da się zrobić. Robimy to, co możemy, czyli zwracamy uwagę na poważny problem społeczny. Bez zaangażowania szkół i instytucji państwa sobie z nim nie poradzimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24