Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lokatorzy z M3

GRZEGORZ CHOJNOWSKI
Pan Roman, właściciel mieszkania, wybudował dom między Rzeszowem a Słociną. Dlatego od trzech lat wynajmuje dawne lokum. Nie chce go sprzedawać, bo może się przydać wnukowi, który właśnie idzie do liceum. Od pana Romana dostaję numery telefonów do byłych i aktualnych lokatorów. Cała trójka zgadza się na rozmowę o sobie. Wszyscy choć przez parę miesięcy mieszkali na trzecim piętrze wieżowca na Nowym Mieście.

Tomasz

Przed trzema laty wrócił ze Stanów. W Polsce czekała na niego żona i syn-przedszkolak. Do Chicago wyjechał po drugim roku studiów na rzeszowskiej socjologii, przeczuwając ewentualne kłopoty z pracą i urządzeniem się w życiu.
- Dwadzieścia osób z socjologii też zdecydowało się na saksy. Niemcy, Włochy albo Ameryka. Następne poszukały zajęcia w Krakowie i Warszawie, jeden kumpel został leśnikiem pod Elblągiem. Mieliśmy niedawno taki nieformalny zjazd.
  Spotkanie po latach zorganizował Tomasz, który zdążył już wykończyć dom na rodzinnej ziemi pod Łańcutem. Teraz ma firmę, handluje materiałami budowlanymi. Myśli o nawiązaniu do familijnej tradycji. - Tylko czy prywatny tartak to dzisiaj rzeczywiście dobry interes? - zastanawia się.
- Nigdy nie miałem zamiaru zostawać w Stanach. Może gdyby Aśka dostała wizę, byłoby całkiem inaczej...
Joanna to żona, nauczycielka w wiejskiej podstawówce. - Dlaczego pracuję? Tomek chciałby, żebym siedziała w domu, co najwyżej pomagała mu w firmie. A ja po prostu uwielbiam uczyć.
Poznali się parę tygodni przed studniówką na szkolnej dyskotece, kiedy dziewczyny z liceum zaprosiły uczniów technikum. - To był taki sprytny plan, żeby te, które nie miały chłopaków, poznały kogoś, kto nadawałby się na partnera na bal. Ja akurat wtedy z kimś chodziłam, ale Tomek od razu wpadł mi w oko. No i to jego wzięłam na studniówkę.
Czas spędzony na Podwisłoczu wspominają z ożywieniem. Zakupy w Jedynce, niedzielne msze w osiedlowym kościele. - A pamiętasz pana Eugeniusza? - pyta Tomek z rozbawieniem.
Pan Eugeniusz to sąsiad-emeryt, któremu Joasia wyjątkowo się podobała. Wynajmując mieszkanie na Nowym Mieście, Tomasz z Joanną budowali własny dom. Na przeprowadzce najwięcej zyskał mały Michał. - Dobrze jest, gdy dziecko ma dużo przestrzeni.

Studentki

Następnymi lokatorkami były dwie studentki filologii. Obydwie Ele, jedna z Ropczyc, druga z Mielca. Ogień i woda.
- Sama nie wiem, jak my ze sobą wytrzymałyśmy - śmieje się mielczanka, zatrudniona dziś w rzeszowskiej firmie turystycznej.
Druga Ela na razie nie pracuje, za miesiąc wychodzi za mąż. To ona wyciągała koleżankę na czwartkowe dyskoteki do Akademii i przyprowadzała do stolika chłopaków. Najchętniej jednak podrywały barmanów. - Zwłaszcza tych nowych.
- Marzenia? - zastanawia się Ela z Ropczyc. - Schudnąć siedem kilo.
- Już widzę jak chudniesz w ciąży - powątpiewa przyjaciółka.
Przyjeżdżając do Rzeszowa na studia, wiedziały, że nie wrócą do swoich miast. Choć bardzo je lubią i często odwiedzają rodziców (obie są jedynaczkami). - Rzeszów daje więcej możliwości, dużo się tu dzieje. Jest teatr, kilka niezłych kin, masa knajpek, no i ciekawsi ludzie.
Dziewczyny żałują, iż nie udało im się ukończyć uniwersytetu. Mają ostatnie dyplomy WSP. Planują jednak studia podyplomowe. - Trzeba coś dorobić do magistra.
Elżbieta z Mielca szukała najpierw pracy w szkole, złożyła kilkanaście podań, lecz nie było etatu. Przez pół roku zastępowała nauczycielkę, która wzięła urlop macierzyński. Potem Ela z Ropczyc zwolniła się z biura w firmie turystycznej, polecając na swoje miejsce dawną współlokatorkę.
- Wszystko dzięki Elce.
- Nie przesadzaj, znalazłabyś coś. Z twoim biustem! - przekomarzają się dwudziestopięciolatki.
Przyszły mąż Elki, informatyk po politechnice, ma sklep komputerowy. Będą tam razem pracować, ale myślą o czymś większym. - Może jakiś sympatyczny klub w centrum? Albo stylowa herbaciarnia... - fantazjuje dziewczyna, zaznaczając, że do tego ostatniego rzeszowianie chyba jeszcze nie dojrzeli.
Połowa koleżanek z liceum zazdrości Elom zakotwiczenia w stolicy regionu. - Ale my to nic - mówi mielczanka. - Moja kumpela z ławki zaraz po maturze wyjechała do Nowego Jorku. Zaczynała jako modelka, a teraz realizuje ambicje aktorskie. Na razie występuje w teatrze i reklamówkach.

Tamara

Tamara mieszka na Podwisłoczu razem z dwudziestomiesięczną córką. Do Polski przyjechała prawie dwa lata temu spod Kijowa. Na początku przebywała u zaprzyjaźnionej rodziny na Podlasiu, ale codzienne dojazdy do Lublina okazały się zbyt wyczerpujące i kosztowne. Poza tym trudno było o zajęcie. Znajoma poleciła Tamarze Rzeszów. Rzeczywiście, tu znalazła lepsze warunki. Pracuje jako kosmetyczka i fryzjerka w małym zakładzie, wieczorem umawia się z klientkami w domu, dorabiając po godzinach. Mąż, z zawodu mechanik samochodowy, trzyma na Ukrainie etat w dużym warsztacie. Ona zdecydowała się na przyjazd do Polski. - Mamy tu dalszą rodzinę. No i u nas wszystkie dziewczyny szukają dla siebie szansy. Polska to wciąż dobre wyjście. Lepiej się u was zarabia i żyje.
Córeczka Ola urodziła się w Polsce. Dopiero tutaj Tamara zorientowała się, że jest w ciąży. Postanowiła więc zostać na dłużej: - Kuzynka bardzo mi pomagała.
Gdy mama robi paniom fryzury, doradza, jaki dobrać makijaż, Olą opiekuje się Irina, też Ukrainka, choć z całkiem innej części tego kraju. Na razie obie kobiety nie chcą wracać do ojczyzny. Nie mają po co. W Rzeszowie czują się dobrze. Irina planuje nawet studia na uniwersytecie. - Może za rok.
- Nie wszystkim Ukraińcom tak się wiedzie. Są kobiety, które potrafią sobie poradzić, zwłaszcza jeśli skończyły jakieś kursy zawodowe. Mogą być na przykład fryzjerkami. Gorzej trafiają młodsze dziewczyny. Jeśli nie zgodzą się na pracę w agencji, jeżdżą po całej Polsce, chwytając każde zajęcie. Często się wycofują i kupują bilet powrotny.
Tamara tłumaczy, że na Ukrainie można znaleźć dla siebie miejsce, ale zdecydowanie trudniej niż w Polsce. Praca jest dla osób ze znajomością angielskiego i obsługi komputera. - Mniej płacą, ale i życie tańsze.
O Polakach wyraża się pozytywnie, chociaż zdarzają się stereotypowe zachowania. Sporo klientek patrzy na nią ze zdziwieniem. Bo taka zadbana, zawsze w ładnej sukience. - Dla wielu z was Ukrainiec powinien chodzić w dresie i nieświeżo pachnieć. I ciągnąć toboły z rzeczami na handel. Ale bez urazy, u nas też nie wszyscy kochają Polaków.
        Tamara nieźle mówi po polsku. Codzienne plotki z klientkami to najlepsza szkoła. Na koniec pytam o sąsiadów. Zna tylko pana Eugeniusza, który spędza właśnie lato w uzdrowisku, a Tamara dogląda jego mieszkania naprzeciwko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24