Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łyk Ameryki przez zabawę

Kinga Rymut - Sobala
Trzeba chcąc nie chcąc odważyć się mówić po angielsku.
Trzeba chcąc nie chcąc odważyć się mówić po angielsku. Fot. Krystyna Baranowska
Nauczyciele z Buffalo w USA po raz 17 prowadzili w Rzeszowie kurs języka angielskiego i kultury amerykańskiej.

Uczyli ponad 120 młodych ludzi z Polski, a także z Węgier i Ukrainy.

Była to młodzież gimnazjalna, studencka i pracująca. Amerykanie prowadzili zajęcia w formie warsztatów wyłącznie w języku angielskim.

- Musiałam chcąc nie chcąc odważyć się mówić po angielsku - opowiada 19 - letnia Justyna Głąb z Rzeszowa. - Dzięki temu, mówienie i rozumienie teraz nie sprawiają mi trudności.

Przełamać wstyd

Od kilku lat jedna trzecia uczniów poprzednio kilkakrotnie brała udział w kursie. Jak 17 - letnia Anna Boremisza z Nyiregyhazy na Węgrzech, która pierwszy raz przyjechała na kurs cztery lata temu. Tym razem namówiła na przyjazd brata, 30 - letniego Petera, który interesuje się informatyką i chce podszkolić angielski, żeby pracować w Anglii.

- Czuliśmy się w Rzeszowie jak w domu - zapewniają. - Nie ma kłamstwa w powiedzeniu: Polak Węgier dwa bratanki, tylko ja do tego dodałbym jeszcze Amerykanina.

Bela Vrauko z Węgier, ma 45 lat i jest sam nauczył się angielskiego. Na początku wstydził się mówić w tym języku, ale nie miał wyboru.

- Jeśli chciałem się z kimś dogadać, musiałem po prostu się przełamać - śmieje się.

Nastya Lysenko, ambitna 16 - latka z Kijowa, uczy się angielskiego, bo chce się dogadać z całym światem.

- Nie czułam się tu jak w szkole, nauczyciele wymyślali świetne zabawy - mówi. - Zabawa wyzwala pozytywne emocje, a to pomaga w nauce. Robiliśmy biżuterię, układaliśmy puzzle i kalambury.

Polacy są pracowici

Nauczycielami byli wolontariusze ze USA. Część przyjechała do Rzeszowa z ciekawości inni szukali korzeni.

- Moi dziadkowie pochodzą spod Rabki i wyemigrowali do USA sto lat temu - opowiadał Richard Szczepaniec, jeden z nauczycieli i lider projektu. - Kiedy dowiedziałem się o kursach w Rzeszowie pomyślałem, że to dobra okazja, by poznać kraj przodków. Tak mi się spodobało, że przyjechałem już czwarty raz.

Namówił swoją irlandzką żonę, nauczycielkę. - Rzeszów to wspaniałe, małe miasteczko, które rozwija się w zaskakującym tempie - oceniał Richard.

Nauczyciele nie biorą wynagrodzenia za naukę i sami płacili za przylot. Z pieniędzy, które uczniowie zapłacili za kurs organizatorzy opłacili zakwaterowanie i wyżywienie, skrypty, ognisko itp. Przed przyjazdem do Rzeszowa nauczyciele z USA przygotowali autorski podręcznik. Zajęcia odbywały się w ośmioosobowych grupach i trwały od 8.30 do 17, z dwugodzinną przerwą na regenerację sił i lunch.

- Mała ilość kursantów przynosi najlepsze efekty, nauczyciele mają czas, by zająć się każdym uczniem - wyjaśnia Elżbieta Piecuch z Urzędu Miasta Rzeszowa, organizatora kursu.

Więcej niż kurs

Każdy dzień rozpoczynał się półgodzinną zabawą dla wszystkich grup.

- Śpiewając piosenki lub recytując wiersze ćwiczyliśmy wymowę - tłumaczy 14 - letni Marcin Dziedzic z Jasła.

Potem grupy wędrowały na zajęcia w klasach, codziennie z innym nauczycielem.

- Dzięki temu poznaliśmy różne sposoby mówienia i akcentowania - cieszy się Paulina Pieniążek z Rzeszowa, lat 14.

Po południu nauczyciele przedstawiali swoje pomysły na zajęcia na następny dzień. Uczniowie wybierali najciekawsze - oglądanie filmów, rozmowy o architekturze, kulturach, stylu życia, historii zabytkach, ćwiczenie scenek, klejenie i puszczanie latawców. Dla wszystkich grup, był dzień sportu z licznymi konkursami i skakaniem w workach, grą w bingo lub karnawał w maskach. Podczas takich zajęć łatwiej było przełamać barierę w mówieniu. A często bywa tak, że osoby, które mają duży zasób słów i gramatykę w małym paluszku, boją się mówić. Dzięki kursowi problem zniknął jak ręką odjął.

- Nauka nie kończyła się wraz z końcem zajęć - opowiada Justyna. - Wychodziliśmy z nauczycielami na spacery, imprezy, wycieczki.

Paulina i Marcin żałują, że kurs dobiegł końca. - Kontakt z żywym językiem, cierpliwość nauczycieli, różnorodne techniki uczenia - wymieniają jego zalety. -Dwutygodniowy kurs dał nam więcej, niż całoroczna nauka angielskiego w szkole. To jednak nie koniec przygody z angielskim - zapewnia Justyna.

- Zostaje kontakt mailowy z nauczycielami, którzy zza oceanu zdopingują nas do samodzielnej nauki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24