Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Dziurgot: Boks jeszcze długo się obroni [ROZMOWA]

Jaromir Kwiatkowski
Luty 2023. Maciej Dziurgot sędziuje podczas 74. Międzynarodowego Turnieju Bokserskiego STRANDJA w Sofii.
Luty 2023. Maciej Dziurgot sędziuje podczas 74. Międzynarodowego Turnieju Bokserskiego STRANDJA w Sofii.
Współczesne sporty walki idą w złym kierunku - przekonuje Maciej Dziurgot z Rzeszowa, sędzia bokserski światowej klasy (trzy złote gwiazdki).

Rozmawiamy jubileuszowo, i to podwójnie. Polski Związek Bokserski obchodzi w tym roku 100-lecie istnienia, a pan od 40 lat sędziuje walki bokserskie. Jak to się zaczęło?

W jesieni 1983 roku zdałem egzamin sędziowski w Okręgowym Związku Bokserskim w Rzeszowie, dokąd poszedłem za namową dziadka, śp. Kazimierza Dziurgota, który przez 20 lat był sędzią piłkarskim i bokserskim. Byłem wtedy studentem Filii UMCS. Mieszkałem już w Rzeszowie, dokąd sprowadziliśmy się z rodzicami z Tarnobrzega w 1974 roku.

Liczył pan, ile razy wszedł pan na ring jako sędzia?

Do pewnego momentu skrupulatnie prowadziłem spis wszystkich walk w książeczce sędziowskiej, ale akurat zaprzestałem to robić w czasie, kiedy tych walk prowadziłem najwięcej. Myślę, że obecnie mam na koncie ok. 2,5 tys. walk, które sędziowałem w ringu, i ponad 6 tys. jako sędzia punktowy.

Nigdy nie kusiło pana, żeby wyjść na ring jako zawodnik?

Nie miałem zdrowia do sportu. No i w czasach młodzieńczych nie prowadziłem się sportowo. Papierosy, alkohol, towarzystwo. To wtedy bardziej do mnie przemawiało niż kariera sportowa.

Podczas Młodzieżowych Mistrzostw Europy w Zagrzebiu w 2014 roku po walce został pan pobity na ringu przez 18-letniego boksera, Chorwata Vido Loncara.

To był ewenement na skalę światową, pierwszy taki bandycki napad na sędziego w boksie olimpijskim (zwanym też amatorskim - przyp. red.). Przez dwa dni o tym wydarzeniu informowały wszystkie serwisy na świecie. Byłem wtedy gwiazdą mediów. (śmiech) Przepłaciłem ten atak dwutygodniowym pobytem w szpitalu w Zagrzebiu. Lecz już w następnym dniu nie czułem urazy do tego chłopaka.

Czytałem publikacje prasowe z tamtego czasu na ten temat. W jednym z wywiadów wspomniał pan, że wcale pan nie wyklucza, iż popełnił jakiś błąd i że musi pan obejrzeć tę walkę na chłodno jeszcze raz, żeby ocenić swoje sędziowanie.

Oglądałem tę walkę dziesiątki razy. Jednak to, że europejska i światowa federacja boksu przywróciły mnie do sędziowania, utwierdziło mnie w przekonaniu, że na ringu wykonałem wszystko prawidłowo. Zawodnik z Chorwacji był przeze mnie liczony trzy razy. Pierwszy raz po tym, jak jego rywal z Litwy posadził go na dechach. Od tamtego czasu Vido Loncar był w dużej defensywie. Sędzia ma obowiązek dbać o zdrowie zawodników. Zawsze będzie kwestią sporną, czy w odpowiednim momencie liczył boksera bądź przerwał walkę. Sędzia jest rozliczany praktycznie z każdego ciosu. Z tego, czy zareagował za wcześnie czy za późno. W tym drugim przypadku podnosi się fala krytyki, że dopuścił do sytuacji ekstremalnej. Sporty walki mają to do siebie, że praca sędziego ma tu kolosalne znaczenie w kontekście zdrowia i życia zawodników. Przez te 40 lat spotykałem się w ringu z mnóstwem bokserów i nikt, poza tym Chorwatem, nie miał do mnie pretensji, a wręcz odwrotnie - wszyscy zaliczali moje sędziowanie do bardzo profesjonalnych.

Bokser, który pana zaatakował, otrzymał dożywotnią dyskwalifikację, co akurat było jedynym wyjściem w tej sytuacji. Wie pan, co się z nim teraz dzieje?

W ogóle mnie to nie interesuje. Z tego co mi wiadomo, poszedł w kryminalne sprawy. Odciąłem się od tego całkowicie i nie wracam do tego incydentu.

Przypomina pan sobie takie sytuacje, kiedy w walce, którą pan sędziował, zawodnicy urządzili sobie niemal „rzeźnię”?

Jako sędzia nigdy do takiej „rzeźni” nie dopuściłem. Oczywiście, kilka razy zdarzyły się ciężkie nokauty, kiedy zawodnicy bywali znoszeni z ringu przez służby medyczne. Taką walkę sędziowałem w finale wagi półciężkiej podczas mistrzostw Unii Europejskiej w Odense w Danii w 2009 roku. Węgier Imre Szello znokautował Obeda Mbwakongo walczącego w barwach Anglii i trzeba było przerwać zawody na 20 minut, ponieważ ten drugi nie dawał znaku życia. Walka do tego momentu była bardzo wyrównana. Zadecydował jeden cios.

No tak, zwłaszcza w cięższych wagach jeden cios może odmienić losy pojedynku.

I to jest właśnie przepiękne w tym sporcie, że dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Nie ma momentu, kiedy jesteś na zupełnie straconej pozycji.

Boks to nie jest sport dla „ministrantów”.

Chociaż „ministranci” się zdarzali i zdarzają. Marian Kasprzyk, wielka postać polskiego boksu, w 2013 roku opowiadał o swoim nawróceniu podczas koncertu Jednego Serca Jednego Ducha w Rzeszowie. Przed laty wydawało się, że boks jest sportem dla trudnej młodzieży. Miał przez lata „czarny PR”. Kiedy namawiałem znajomych, którzy mieli problemy z dziećmi, by je przyprowadzili do mojej sekcji (jestem założycielem i działaczem Rzeszowskiego Klubu Bokserskiego Wisłok, a od czterech lat jego prezesem), patrzyli na mnie dziwnie.

A młodzi - garną się do tego sportu? Bo wydawałoby się, że alternatywą są modniejsze dyscypliny, nawet z zakresu sztuk walki.

Nie wiem, jak jest w innych dyscyplinach, ale po pandemii w boksie przeżywamy w Rzeszowie boom. W latach 80. do sekcji bokserskiej Stali Rzeszów przychodziło sporo kilkunastoletnich chłopców. W tej chwili rodzice przyprowadzają chłopców i dziewczynki w wieku 7 lat.

Nie mają obaw?

Z tego wynika, że nie. Na treningach mamy po 40 osób.

Jako uczeń podstawówki obserwowałem sukcesy rzeszowskiego boksu w latach 70. Jan Kokoszka, Stanisław Osetkowski, Aleksander Brydak. Później przerwa i… Dawid „Cygan” Kostecki, a jeszcze później Michał Jabłoński i Łukasz Różański.

Jako młody człowiek, ale też sędzia, obserwowałem mecze bokserskie Stali Rzeszów. Później ta sekcja wycofała swoją drużynę z rozgrywek, a po kilku latach w ogóle rozwiązano sekcję bokserską. W 1995 roku, ze śp. Zbigniewem Szmiglem, Zdzisławem Lubasem, Lucjanem Gawłem i Władysławem Biernatem założyliśmy klub Wisłok Rzeszów. Współtworzyliśmy nową erę boksu w mieście. Przez te lata zdobyliśmy wiele medali na mistrzostwach Polski. W naszym klubie zaczynali karierę: Dawid „Cygan” Kostecki, Łukasz Różański czy Michał Jabłoński, który przez lata był największą gwiazdą klubu. W 2007 roku razem ze Zbyszkiem Szmiglem i Zdziśkiem Lubasem zorganizowaliśmy na Podpromiu mecz bokserski reprezentacji Polski i Irlandii. Michał Jabłoński walczył wtedy z 19-letnim Tysonem Furym, który rok później przeszedł na zawodowstwo i dziś jest jedną z największych światowych gwiazd wagi ciężkiej. Fury opisał to wydarzenie w autobiografii „Bez maski”. Napisał, że zwycięstwo nad Michałem było jego największym sukcesem w boksie olimpijskim. Wtedy dla Michała przyszło na Podpromie 3 tys. ludzi. Ciekawostką jest to, że trzy dni przed meczem Irlandczycy oznajmili, iż nie mają nikogo w wadze superciężkiej (+91 kg, w boksie zawodowym jest to waga ciężka - przyp. red.). Wręcz ich wtedy błagałem, by kogoś przywieźli. Bilety sprzedane, prawie całe Podpromie miało przyjść na Michała Jabłońskiego. Niestety, Irlandczycy znaleźli „superciężkiego”. (śmiech) Michał mocno się wtedy postawił, ale i tak zebrał mocne grzmoty od początkującego Tysona Fury’ego.

Pamiętam powiedzenie z czasów Papy Feliksa Stamma, że boks to szermierka na pięści. Czyli liczy się myślenie, strategia, a nie tylko czekanie na rozstrzygający cios. Jak jest teraz?

Boks przez lata ewoluował. Dawniej trenerzy uczyli, że najważniejszy jest lewy prosty. Wraz z rozwojem boksu zawodowego zmieniał się nie tylko boks olimpijski, ale i sposób sędziowania. Kiedyś liczyło się ciosy proste, później tylko mocne ciosy. Obecnie boks zawodowy wyznacza trendy także w boksie olimpijskim. Choć np. bracia Kliczkowie przez wiele lat nie byli zbyt lubiani w boksie zawodowym, bo nie wdawali się w żadne bójki, lecz walczyli w stylu przeniesionym z boksu olimpijskiego: technika, lewy prosty itd. Przez to medialnie ciężko ich było „sprzedać”. Era Mike’a Tysona polegała na „zabijaniu” rywala na ringu.

A zatem w cenie było „zabijanie” na ringu, nokaut - tego oczekiwała publiczność, media, sponsorzy. Rozstrzygnięcie walki na punkty było „wypadkiem przy pracy”.

Dlatego media poszły w stronę sportów „klatkowych”, MMA, ponieważ tam leje się zdecydowanie więcej krwi, jest więcej nokautów itd. Publiczność jest żądna krwi, mocnych wrażeń i to najbardziej lubi.

M.in. dlatego medialnie boks zawodowy kompletnie przytłoczył dziś jego wersję olimpijską, o której mało się mówi. A pomyśleć, że w latach 70. zastanawiano się, jaki mógłby być wynik walki pomiędzy najlepszymi bokserami obu tych nurtów w wadze ciężkiej, czyli Muhammadem Alim i Kubańczykiem Teofilo Stevensonem.

Stevenson wyprzedził epokę i szkoda, że nie dane mu było spróbować.

To bardziej on nie chciał. Nie tyle z powodów sportowych, co ideologicznych. Zakochany w Fidelu Castro, nie wyobrażał sobie, że mógłby walczyć z zawodowcem.

Powiem tak: w kwestii relacji pomiędzy tymi oboma nurtami boksu jestem zwolennikiem boksu zawodowego, ale po solidnej karierze amatorskiej. Bracia Kliczkowie, Giennadij Gołowkin, Oscar de la Hoya czy Roy Jones jr. to zawodnicy, którzy wcześniej osiągnęli szczyty w boksie olimpijskim.

Wśród gwiazd boksu zawodowego jest wielu byłych mistrzów olimpijskich.

Zgadza się. Jest teraz w wadze ciężkiej perspektywiczny bokser, Bachodir Żalolow z Uzbekistanu. Mistrz olimpijski, zawodnik dwumetrowy, który stoczył już 12 walk w boksie zawodowym i demoluje kolejnych rywali. Poczekajmy, ale według mnie ze swoją techniką i siłą to będzie przyszły mistrz świata zawodowców. Ci, którzy nie boksowali lub boksowali krótko w boksie olimpijskim i szybko przechodzili na zawodowstwo, nie do końca się sprawdzali. Choć są wyjątki. Mike Tyson nie stoczył zbyt wielu walk w boksie olimpijskim, a osiągnął bardzo wiele w boksie zawodowym.

A Kubańczyk Odlanier Solis, następca wielkich rodaków Teofilo Stevensona i Felixa Savona, trzykrotny mistrz świata i mistrz olimpijski w boksie amatorskim, nie osiągnął zbyt wiele jako zawodowiec. Dziś to tylko gdybanie, ale jak pan sądzi - jaki byłby wynik walki Alego ze Stevensonem?

Uważam, że Stevenson ze swoim bardzo mocnym ciosem i bajeczną techniką mógłby zostać mistrzem świata zawodowców. Poza tym bardzo ważna rzecz: jak na tamte czasy był wysoki (dziś żaden zawodnik o wzroście 180 cm nie ma w wadze ciężkiej szans, muszą to być dwumetrowcy). Tomasz Adamek, przechodząc w boksie zawodowym do wagi ciężkiej, trafił akurat na erę braci Kliczków, więc przy swojej posturze i niskim wzroście nie miał szans. Miał wiele atutów - odporność na ciosy, technikę, chęć walki - ale trafił źle.

Kto podoba się panu najbardziej ze współczesnych bokserów?

Spośród Polaków na pierwszym miejscu stawiałbym Darka Michalczewskiego, po nim Tomasza Adamka i Andrzeja Gołotę. W boksie zawodowym na świecie bardzo podoba mi się Tyson Fury, i to nie dlatego, że sędziowałem jego walkę z Michałem Jabłońskim w Rzeszowie. Podoba mi się jego sposób bycia, luz, i to, że potrafi upaść na ringu, a później podnieść się i wygrać walkę. Uwielbiam walki Evandera Holyfielda i George’a Foremana, ponieważ byli to zawodnicy wywodzący się z boksu olimpijskiego, którzy przenieśli wspaniałą technikę obrony do boksu zawodowego. To nie były zwykłe zabijaki, ich walki oglądało się bardzo przyjemnie.

Przypadek Gołoty był dla mnie szczególnym. Dwadzieścia kilka lat temu mógł być zawodowym mistrzem świata, ale przegrał wszystkie najważniejsze walki. A mimo to był w Polsce obdarzony szczególną estymą.

Nie przegrał umiejętnościami, tylko głową. Psychiką.

Podsumowując, pomimo ekspansji bardziej brutalnych sportów „klatkowych”, o los boksu jest pan spokojny?

Zdecydowanie. Dla jakiej innej dyscypliny Arabowie byliby skłonni wyłożyć kilkaset milionów dolarów, by doprowadzić do walki o tytuł niekwestionowanego mistrza świata pomiędzy Tysonem Furym a Ukraińcem Ołeksandrem Usykiem? W pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających sportowców oprócz golfisty, rugbisty czy koszykarza są także bokserzy. Na razie są to pieniądze niedostępne dla zawodników MMA czy innych sportów walki. Boks nadal elektryzuje. Największe gwiazdy gromadzą przed telewizorami tłumy chętnych do ich oglądania. Tymczasem w Polsce są już organizowane walki na gołe pięści. Walki w klatce kiedyś były zakazane, a dziś wchodzą na „salony”. Niedługo będziemy oglądać w telewizorze reality show i naciskając czerwony lub niebieski guzik decydować, kto kogo ma zabić. Idzie to w złym kierunku. Żywię jednak nadzieję, że prawdziwy boks długo jeszcze się obroni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24