Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Gortat: nad Wisłą zapanuje moda na basket

Kamil Kozioł
- Z polską koszykówka jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej – mówi Marcin Gortat.
- Z polską koszykówka jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej – mówi Marcin Gortat. Wojciech Nieśpiałowski
Rozmowa z Marcinem Gortatem, koszykarzem reprezentacji Polski, grającym w zawodowej lidze NBA w zespole Phoenix Suns.

Kim jest Marcin Gortat

Kim jest Marcin Gortat

To jedyny Polski koszykarz, który zrobił dużą karierę w NBA. Obecnie reprezentuje barwy Phoenix Suns, ale występował również w Orlando Magic. Rozpoczynał w ŁKS Łódź, skąd trafił do niemieckiego RheinEnergie Kolonia. 28 czerwca 2005 wziął udział w drafcie NBA i został wybrany w drugiej rundzie, z numerem 57 przez Phoenix Suns. Nowy klub oddał go jednak do Orlando Magic. W rozgrywkach NBA zadebiutował 1 marca 2008 przeciwko New York Knicks (118:92). Gortat przebywał na boisku przez 2 minuty i 11 sekund, zdobył dwa punkty, zaliczył zbiórkę i faul.
Sukcesy - mistrzostwo Niemiec: 2005/2006, Puchar Niemiec: 2003/2004, 2004/2005, 2006/2007, pierwszy Polak, który zagrał w play-off NBA, pierwszy Polak, który osiągnął double-double w NBA, pierwszy Polak, który rozpoczął mecz w NBA w pierwszej piątce swojego zespołu, pierwszy Polak, którego drużyna wygrała finał konferencji NBA, pierwszy Polak, którego drużyna zagrała w finale NBA, 9. miejsce na Eurobaskecie w 2009 roku, wicemistrzostwo NBA: 2008/2009.

- Publiczność w Lublinie dopisała, a doping był wspaniały. W meczu z Albanią, ostatnim w eliminacjach mistrzostw Europy, zawiódł tylko jeden element - reprezentacja Polski, choć wygrała 89:59. Dlaczego? - To pytanie trzeba zadać kilku chłopakom. Myślę, że podeszliśmy do tego meczu zbyt luźno. Byliśmy mocno zrelaksowani i to było widać na parkiecie. Albańczycy nie mieli nic do stracenia i zaproponowali w pierwszej kwarcie bardzo trudne warunki. Dostali za to nagrodę w postaci zwycięstwa w tej części spotkania. Później podkręciliśmy tempo i wynik zrobił się już bezpieczny.

- Jakie to były eliminacje dla reprezentacji Polski? - Nie były to wymarzone dla nas eliminacje, ale najważniejsze jest to, że osiągnęliśmy cel. Mieliśmy awansować do mistrzostw Europy i zrobiliśmy to w niezłym stylu. Marzyłem jednak o komplecie zwycięstw.

- Początek mieliście fatalny... - Wyszedł brak doświadczenia u części zawodników. Potrzeba było kilku spotkań, aby się dotrzeć i stworzyć z tej grupy fajną paczkę. To był dla nas bardzo trudny okres. Przez ostatnich kilka tygodni ciągle byliśmy w podróży. Hotele zmienialiśmy co kilka dni. Do tego dochodziły przeloty do innych państw. To było istne szaleństwo. Doszło do tego, że jeden z nas w pewnym momencie wsiadł do samochodu i zapomniał, jak się go zapala.

Inny komfort latania

- Ale w NBA podróże są jeszcze częstsze... - Uwierzcie mi, że nie da się porównać komfortu latania w USA i w Europie. To dwa różne światy.

- O awansie przesądziły mecze wyjazdowe. Nie lubicie grać przed własnymi kibicami? - To nie jest tak. Po prostu lepiej gra się nam na wyjazdach. Zdaję sobie sprawę, że powinno być inaczej, ale w obecnej chwili nie jesteśmy w stanie tego zmienić.

- Najmocniejszy punkt zespołu Alesa Pipana? - Chcielibyście usłyszeć, że Marcin Gortat. Nie ma takiej opcji. Najmocniejszym punktem naszej drużyny jest wszechstronność. Mamy wielu zawodników, którzy potrafią grać na różnych pozycjach. Każdy rzuca i każdy podaje, co sprawia, że jesteśmy bardzo groźni. Można powiedzieć nawet, że jesteśmy takimi boiskowymi bandytami. Cieszy mnie również to, że jesteśmy zgrani poza parkietem. W poprzednich latach było sporo podgrup w reprezentacji Polski. W tym roku byliśmy jedną drużyną. Mogę śmiało powiedzieć, że z tymi chłopakami mógłbym kraść konie.

- Jaką ocenę wystawiłby pan reprezentacji Polski? - Oceniajmy ludzi, którzy byli na kadrze. To nie są tylko zawodnicy, ale również ogromna grupa osób, które nam pomagają. Na pierwszym miejscu postawiłbym duet z Turowa Zgorzelec współpracujący z kadrą - kierownika zespołu Grzegorza Ardelego i masażystę Macieja Żmijewskiego. Oni odmienili funkcjonowanie drużyny. Cieszy mnie, że w koszulce z orłem na piersi występuje ogromna grupa młodzieży. Jakub Wojciechowski, Mateusz Ponitka czy Przemysław Karnowski są przyszłością polskiej koszykówki. Mają w sobie olbrzymi potencjał, którego na razie nie wykorzystują. Oni muszą ciężko pracować na każdym treningu.

Karnowski jest skierowany na sukces

- Karnowski może zostać następcą Marcina Gortata? - To chłopak z olbrzymim sercem do koszykówki. Jest skierowany na sukces i życzę mu, żeby w przyszłości rozgrywał wielkie mecze. Pieszczotliwie nazywam go "sarenką". Myślę, że wicemistrzostwo świata zdobyte przez Przemka i jego kolegów zostało zbyt mocno rozdmuchane. Oni prezentują niezły poziom, ale opinia o ich umiejętnościach jest na razie jeszcze nieco za wysoka.

- Co dała panu gra w reprezentacji Polski? - Te występy były spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Poza tym zrobiłem spory postęp. Ogromna w tym zasługa Andrzeja Pluty. To on jeździł ze mną na kilka godzin przed meczami i mnie rozgrzewał. Dzięki niemu poprawiłem rzut. Andrzej wprowadził pewne korekty do ułożenia rąk przy rzucie i to przyniosło natychmiastowy efekt. Jestem mu wdzięczny za poświęcenie mi tyle czasu i uwagi. Wydawałoby się, że jako 28-latek nie mogę zrobić zbyt dużego postępu. Andrzej Pluta pokazał mi, że może być inaczej. Dzięki niemu chcę dalej rozwijać się i to jest mój cel na nadchodzący sezon.

- Po tych dwóch miesiącach w Polsce jest pan w stanie powiedzieć, jaki poziom prezentuje polska koszykówka? - Myślę, że z polską koszykówka jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Mamy szansę na mistrzostwach Europy w Słowenii powalczyć o dobry wynik. Jeżeli uda się to nam, to nad Wisłą zapanuje moda na basket. To zjawisko będzie można porównać jedynie do siatkówki. Do zrealizowania naszych marzeń brakuje nam już bardzo mało.

- Łukasz Koszarek wspominał, że stać was na ćwierćfinał Eurobasketu. To jest cel możliwy do zrealizowania? - Z roku na rok uczę się czegoś nowego. W tym roku nauczyłem się cieszyć z każdego zwycięstwa.

Nie wiem, czy zagram w Słowenii

- Marcin Gortat wystąpi w mistrzostwach Europy w Słowenii? - Zobaczymy. Wiem, że liczy na to cała Polska, ale ja nie mogę składać żadnych deklaracji. Za rok równie dobrze mogę zostać tatą, jak i inwalidą. Na to pytanie odpowiem w marcu lub w kwietniu.

- Jakie ma pan plany na najbliższe dni? - Najbliższe godziny spędzę z rodziną. Później lecę do Orlando, a stamtąd do Phoenix. Od razu włączam się w treningi - pewnie będzie dużo siłowni i zajęć indywidualnych. Musisz kochać to, co robisz, by coś osiągnąć. Ja tak robię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24