Mieszkańcy Podkarpacia boją się dzików. Zwierzęta ryją coraz bliżej domów

- Straty były co roku, ale do tej pory głównie na polach, z dala od zabudowań. Tym razem zwierzęta 1-2 razy w tygodniu przechodzą całą watahą przez nasze ogrody. Nie pomaga włączone światło, nie boją się włączonego radia. Kiedyś płoszył je dźwięk uderzanych o siebie garnków. Teraz nic sobie z tego nie robią - mówi pan Sławomir z Tyczyna, gdzie w tym roku dziki spustoszyły już kilkanaście działek.

Z podobnym problemem borykają się mieszkańcy Kąkolówki w gm. Błażowa.

- Co roku dziki niszczyły mi sad i pole, ale teraz ryją także przy domu. Jest ich bardzo dużo, na noc trzeba solidnie zamykać przed nimi bramę - mówi pan Adam.

Populacja dzików na terenie byłego województwa rzeszowskiego w marcu liczyła 2580 osobników. Ze względu na wyrządzane przez nie szkody, w bieżącym sezonie łowieckim do odstrzału przeznaczono 3450 sztuk. Myśliwi przekonują, że powinno to znacząco wpłynąć na ograniczenie szkód i zredukować szybko rosnącą populację tych zwierząt.

Dlaczego dziki ryją tak blisko domów? Specjaliści tłumaczą, że szukają pożywienia, a podchodzą blisko zabudowań z dwóch powodów. Po pierwsze, człowiek osiedla się coraz bliżej lasów. Po drugie, nie mogą znaleźć jedzenia z dala od domów, gdzie jest coraz więcej nieużytków. A jedzą w zasadzie wszystko - pędraki, rośliny, bulwy, bardzo lubią też kukurydzę.

O tej porze roku zwierzęta nie powinny być groźnie, na widok człowieka uciekają. W wyjątkowych sytuacjach tylko na wiosnę, kiedy rodzą się małe dziki locha może zaatakować broniąc potomstwa.

Z wnioskiem o odszkodowanie za zniszczone uprawy do Polskiego Związku Łowieckiego należy się zgłaszać wówczas, gdy powstały w odległości powyżej 100 metrów od zwartej zabudowy. Za skutki rycia przy domach płaci urząd marszałkowski.