Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłosz Lewandowski i Paweł Hanulak w czwartek wystartują w "Biegu Rzeźnika". Pobiegną nie tylko dla siebie, ale i dla Olka

Miłosz Bieniaszewski
Miłosz Bieniaszewski
Miłosz Lewandowski (z lewej) i Paweł Hanulak wspólnie trenują od czterech lat
Miłosz Lewandowski (z lewej) i Paweł Hanulak wspólnie trenują od czterech lat Archiwum prywatne
Paweł Hanulak i Miłosz Lewandowski to byli piłkarze Stali Rzeszów, a teraz ich pasją jest bieganie. W czwartek wystartują w duecie w „Biegu Rzeźnika”.

Poznaliście się w Stali Rzeszów?
Paweł Hanulak: Hmm, na Stali czy jeszcze wcześniej?
Miłosz Lewandowski: Wcześniej kojarzyliśmy się z rozgrywek międzyszkolnych w czasach podstawówki. Później poznaliśmy się już na treningach w Stali - jakieś 20 lat temu.

Miłosz, ty grać w piłkę skończyłeś wcześnie, bo jeszcze przed trzydziestką. Dlaczego?
Miłosz: Chyba mój poziom sportowy nie odpowiadał moim ambicjom i stwierdziłem, że nie chcę się kopać po 4 lidze. Mniej więcej wtedy przyszła propozycja ze Stali Rzeszów, aby być trenerem i decyzja była szybka.
Paweł: Można powiedzieć, że wtedy na nowo rozpoczęła się nasza historia, bo mieliśmy przez chwilę słabszy kontakt. W momencie gdy Ty podejmowałeś tę decyzję doszło do naszego przypadkowego spotkania na ścieżkach biegowych nad Wisłokiem.
Miłosz: Tak, tak, ja wtedy sobie biegałem takie 10 kilometrów, tylko po to, żeby się ruszać, bo jak skończyłem z piłką, to tego mi brakowało. To, że spotkaliśmy się z Pawłem, to był ogromny przypadek. Pamiętam, że to była niedziela, siódma rano, deszcz i burza. Wracam sobie do domu, nie ma nikogo i nagle widzę, że jeszcze jakiś jeden wariat, bez koszulki biegnie w tym deszczu. Pobiegliśmy sobie pod Podpromie i tam pogadaliśmy, że trzeba się ustawić na wspólne bieganie. I tak się to wszystko zaczęło.

Paweł, ty natomiast skończyłeś grać w piłkę jeszcze wcześniej, a z tego co pamiętam miałeś talent…
Paweł: Zawsze mi brakowało pewności siebie w meczach. Na treningach, czy na podwórku wszystko było super, a jak zaczynał się mecz, to głowa nie grała. Trenowałem jednak nawet z pierwszą drużyną, więc jakiś epizod zaliczyłem. Po tym, jak skończyło się liceum, to poszedłem jeszcze grać np. do Piasta Nowa Wieś z legendarnym Pawłem Klocem. Pokopałem piłkę do 25 roku życia, a później zdecydowanie bieganie przejęło stery w moim życiu. Piłka nożna to jest kontuzjogenny sport, na bieganie poświęcałem masę czasu i szkoda by mi było, gdybym sobie coś zrobił na meczu i przez to nie mógł biegać, więc zmuszony byłem zrezygnować. Jakieś trzy lata temu przybrało to już bardzo poważniejszą formę o czym świadczy np. „złamanie” trzech godzin w maratonie, co przy moich gabarytach jest super wynikiem.

Jako się rzekło wspólnie trenujecie od czterech lat…
Miłosz: Początkowo wyglądało to tak, że Paweł przygotowywał się do jakiegoś startu, a ja biegałem trochę dla towarzystwa (śmiech).
Paweł: To właśnie był ten moment mojej przemiany. „Lewy” zajmuje się motoryką i zaczął mi podpowiadać od tej strony, a później to już się tak wszystko potoczyło, że ja go pociągnąłem do tego, żeby wziął się za siebie (śmiech). Już nie tylko rekreacyjnie, ale bardziej poważnie.

A może pozazdrościłeś koledze?
Miłosz: Nie, to na pewno nie było to. Pomyślałem, że skoro on biega, to czemu ja mam tego nie robić, a przy tym odbudujemy koleżeńskie relacje.
Paweł: Wiesz, te ambicje z piłki przeniosłeś na coś innego.
Miłosz: Coś w tym jest. Nie mogłem zrealizować się w piłce nożnej, to staram się to robić w bieganiu. Kiedyś może będzie to jeszcze coś innego.

Startujecie na długich dystansach. Jak wygląda przykładowy dzień w trakcie przygotowań do takich startów?
Miłosz: U mnie wygląda to trochę inaczej, a u Pawła inaczej, bo mamy różne prace, Paweł ma dziecko, a więc każdy z nas musi sobie to inaczej poukładać. Ja muszę wszystko dostosować do pracy, a więc albo muszę wstawać bardzo wcześnie rano, albo biegać późno, a czasem i w ciągu dnia wplatałem trening, jeśli miałem jakąś przerwę.

Co masz na myśli mówiąc wcześnie rano, bo dla każdego to może być inna godzina?
Miłosz: Ostatnimi czasy wstawałem o 4 rano i godzinę później zaczynałem trening. Maksymalnie o 6. Pamiętam, że początkowo mówiłem, że o 6 nie da się biegać, a teraz, jak zaczynam o tej porze, to myślę, że już jest późno. Obecnie mam tak, że jak pójdę rano pobiegać, to cały dzień jestem już nakręcony.

Domyślam się Paweł, że dla ciebie tak wczesne godziny to też normalność?
Paweł: Od około dwóch tygodni postanowiłem, żeby spać więcej i odpoczywać, bo wcześniej spałem 4-5 godzin i wydawało mi się, że to wystarczało, ale jak chcę być w tym piku formy w tym konkretnym dniu, to zmiany i racjonalne podejście do odpoczynku były niezbędne. Teraz wstaję więc o 4 rano, ale chodzę spać o 21, czasami 22. Zaczynam dzień od lodowatego prysznica, do 11-12 pracuję przy komputerze, a później trening, czas spędzany z córką i załatwianie wszystkiego dookoła. Tak się to teraz kręci.

Nie pytam, czy przez te kilka lat mieliście kiedykolwiek dość, tylko, jak często?
Miłosz: Wiele razy (śmiech). Nawet przed niedawnym ultramaratonem, który ostatecznie wygrałem, rozmawiałem z koleżanką i mówiłem, po co mi to bieganie, że może powinienem się jeszcze bardziej skupić na pracy, a nie wolny czas poświęcać na bieganie. Zastanawiałem się, czy kiedyś nie będę tego żałował, że uprawiam sport, do którego cały czas dokładam.
Paweł: Podczas samego biegania w człowieku budzi się sporo, często skrajnych emocji. Najczęściej to właśnie podczas samej aktywności mam dość. Ogólnie bieganie to nie jest medialny sport i nie da się tego sprzedać kibicom w prosty sposób - aczkolwiek, dzięki działaniu w Internecie - próbujemy to robić. Jakby się dało przenieść te emocje z biegów na ekran to piłka nożna miałaby wielką konkurencję.

Ty Paweł biegłeś z Rzeszowa do Gdańska, to czasu na przemyślenia miałeś sporo…
Paweł: Tak, przez całą tą przygodę wróciłem do Rzeszowa już jako inny człowiek. Biegłem przez osiem dni i to co się działo w mojej głowie, jaką ludzie dawali mi energię, nie zapomnę tego do końca życia. Taka hardcorowa aktywność powoduje, że w głowie się układa, albo, później przychodzą do głowy jeszcze ciekawsze, głupsze, pomysły (śmiech).
Miłosz: Ja wiele razy podczas startów kilkugodzinnych przemyślałem całe swoje życie od deski do deski.

Biegniecie te kilka godzin, przykładowo w ultramaratonie. Przez cały czas musicie o czymś myśleć, czy są momenty, że się wyłączacie?
Miłosz: Na tym ostatnim ultramaratonie byłem bardzo skoncentrowany na tym, co mam robić, gdzie pobiec, co zjeść, ale były też chwile, że myślałem o życiu.
Paweł: To był szybki bieg (uśmiech). Może uściślę, te 4 godziny, w przypadku ultramaratonu, można traktować jako szybki. Przeważnie ultramaratony to jest 10 godzin, a nawet więcej.
Miłosz: Nie raz jest taka myśl, że biegnę coś takiego ostatni raz i sobie to powtarzam, że już się nie pakuję w takie bieganie.
Paweł: Jak biegałem zawody jeszcze rekreacyjnie, to w zasadzie za każdym razem na mecie mówiłem sobie „nigdy więcej”, ale po dwudziestu minutach odpoczynku myślenie się zmieniało i w głowie rodziły się nowe, biegowe, plany i marzenia.
Miłosz: Najgorsze są momenty takiej „ściany”, czyli sporego kryzysu.
Paweł: W takim momencie wspominam sobie sytuacje z życia, które dobrze na mnie zadziałają - wywołają emocje. Na „Bieg Rzeźnika”, który przed nami, drukuję sobie zdjęcie córy i będę je miał pod numerem startowym. To będzie moja tajna broń (uśmiech).

Miłosz, wspomniałeś o tym, że są takie sytuacje, gdy pojawia się „ściana”. Można to w jakiś sposób pokonać?
Miłosz: Trzeba mieć swoją rutynę, do której się wraca.
Paweł: Przygotowany plan na taką ewentualność.
Miłosz: Jak to nadejdzie trzeba też mieć świadomość, że to się skończy, kwestia kiedy, a to już od nas zależy. Czy będziemy o tym myśleć cały czas, czy myśli powędrują gdzie indziej. Gorsze jest, jak zaczyna coś boleć, przychodzi ból, którego się nie spodziewałeś. Miewałem takie sytuacje, że myślałem o zejściu z trasy, ale ambicja sportowa mi na to nie pozwalała.
Paweł: Ta „ściana” najczęściej spowodowana jest wypłukaniem z organizmu witamin, utraty energii i przygotowując się musimy zadbać również o tę stronę, a nie tylko fizyczną czy mentalną.

Przed wami „Bieg Rzeźnika” na dystansie 82 kilometrów. Braliście już kiedyś udział w tym biegu?
Miłosz: Nie, to jest nasz pierwszy raz. Słyszałem o nim od wielu lat, ale jakoś się nie składało.
Paweł: To jest legendarny bieg. Nawet ludzie, którzy niezbyt się znają na biegach, to tę nazwę pewnie kojarzą, ale mogą nie wiedzieć ile to trwa i ile kilometrów trzeba pobiegać po szczytach w Bieszczadach. Większość ludzi nie jest świadoma tego, jakie dystanse ludzie potrafią przebyć na swoich nogach, nie mówiąc już nawet o ściganiu się na tak długim i trudnym odcinku.

Wy w tym biegu będziecie startować w duecie. To właśnie będzie najtrudniejsze?
Paweł: Mówiąc szczerze, nie wiem, jak to będzie. To jest sport indywidualny. Razem biegamy często, ale co będzie na zawodach, trudno powiedzieć.
Miłosz: Mogę się tylko domyślać, co będzie najcięższe i myślę, że może być tym to, gdy jeden będzie słabł, a drugi będzie chciał cisnąć do przodu. W takim przypadku jeden będzie musiał poczekać na drugiego.
Paweł: Nawet ostatnio mówiłem Miłoszowi, co to będzie, jak któryś z nas będzie miał tragiczny dzień. Robimy jednak wszystko, aby tak się nie stało. Ze wzajemnym bodźcowaniem nie będzie natomiast problemu.
Miłosz: Znamy się na tyle długo, że w trakcie biegu możemy porozmawiać, czasem się pokłócić, pożartować, ale i biec w ciszy.
Paweł: W przypadku „Biegu Rzeźnika” jest taka legenda, że jak małżeństwo zapisze się na ten bieg i na metę wrócą niepokłóceni, to będą ze sobą do końca życia.

Stawiacie więc trochę na szali przyjaźń?
Paweł: Aż tak, to pewnie nie.
Miłosz: Myślę, że ten bieg spowoduje, że będziemy jeszcze bliżej siebie, w jeszcze bardziej przyjacielskiej relacji.

Na jaki czas się nastawiacie?
Miłosz: Chcielibyśmy zrobić to w dziewięć godzin. Rekord trasy wynosi 8 godzin i 56 minut i po cichu liczę, że to pobijemy.
Paweł: To jest bardzo ambitne podejście, ale zrobiliśmy wszystko, aby się przygotować pod mocny bieg. Wszystko teraz w naszych głowach i nogach.

W „Rzeźniku” startujecie oczywiście dla siebie, po to, aby wygrać, ale nie tylko, bo biegniecie też dla kogoś…
Paweł: Postanowiliśmy po raz kolejny połączyć wyzwanie sportowe z akcją charytatywną. Teraz pomagamy małemu Olkowi, czyli chłopczykowi, który ma dwa lata, a w swoim życiu przeszedł już więcej niż większość z nas przeżyje kiedykolwiek. W wyniku powikłań ciąży bliźniaczej przeżył śmierć brata bliźniaka. Cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Obserwujemy go od pół roku, jego mama wrzuca posty na naszą grupę „Każdy Ma Swoje Podium” i relacjonuje jego progres, co jest bardzo budujące i inspirujące również dla nas, jak taki chłopczyk i jego mama walczą o jego przyszłość. Warto więc wesprzeć go również od strony finansowej. Wszystkie informacje o tej akcji można znaleźć na wszystkich social mediach „Podium” w Internecie. Dziękujemy z góry wszystkim, którzy wesprą naszą inicjatywę. Wykorzystamy tę energię od każdej wpłaty na zawodach. Szacunek.
Miłosz: Fajnie, że naszą pasję sportową można połączyć z pomaganiem. Jest wtedy takie poczucie, że zrobiło się coś nie tylko dla siebie, ale również dla kogoś. To też będzie dla nas motywacja, taki kolejny bodziec.
Paweł: Jak biegłem np. do tego Gdańska, to bardzo dużo siły dawało mi to, że ludzie wpłacali na cel charytatywny. Pamiętam, że w okolicach Warszawy chciałem już schodzić z trasy, ale gdy zobaczyłem wsparcie od ludzi czy właśnie przychodziły mi powiadomienia o wpłatach na tamten cel, to szybciutko kończyłem marudzić.

A ten Wasz projekt Podium? Często można spotkać ludzi biegających w koszulkach z tym logo czy też często przewija się ta nazwa, ale tak krótko - co to jest Podium?
Paweł: Jest to społeczność, która motywuje i inspiruje ludzi do działania. Organizujemy różne wydarzenia sportowe, inicjatywy społeczne, różne aktywności dla ludzi w każdym wieku. Jednym zdaniem - nie chcemy dopuścić do tego, żeby ludzie budzili się w wieku np. 60-70 lat z poczuciem, że życie im przeciekło przez palce.

Tak na koniec - czego wam życzyć w najbliższy czwartek?
Miłosz: Zdrowia.
Paweł: Żeby to był nasz dzień, żeby obyło się bez niespodzianek.
Miłosz: To może jeszcze zwycięstwa (śmiech).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24