Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mniej filozofii, więcej mocy

JAROMIR KWIATKOWSKI
Rozmowa z JANEM PTASZYNEM-WRÓBLEWSKIM: - Niedługo minie pół wieku pańskiej przygody z jazzem i saksofonem. Jak to się zaczęło?

- A żebym to ja pamiętał! To nie ja szukałem tej muzyczki, to ona mnie dopadła. Mimo, że w tych czasach była u nas raczej zakazana, to zawsze w radiu, słuchając zachodnich rozgłośni, można było coś tam usłyszeć.

- Kto pana w tamtych czasach szczególnie inspirował?

- Oj, nie da się wymienić wszystkiego, co było wówczas ważne. Bardzo podobały mi się orkiestry swingowe, bo to były czasy, kiedy jeszcze "straszył" w Polsce film "Serenada w Dolinie Słońca" z Glennem Millerem. Później na takiej antyimperialistycznej wystawie "Oto Ameryka" leciały nagrania Charliego Parkera (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to Parker). A jeszcze później zacząłem "tropić" tę muzykę w radiu i słuchałem mnóstwa, mnóstwa rzeczy, bo wtedy różne prądy jazzowe ścierały się niesłychanie gwałtownie. Był i Miles Davis, i Clifford Brown, i Dave Brubeck, i wielu innych.

- Czy pierwsze koncerty jazzowe w Polsce po odwilży w 1956 r. były "powiewem wolności"?

[obrazek3]- Dla wielu ludzi tak. Nagle wolno było słuchać tego, co wcześniej było zakazane. Dlatego ludzie walili na te koncerty "drzwiami i oknami". Jedni z pobudek politycznych, inni - aby po prostu zobaczyć, jak to wygląda.

- W tymże 1956 r. zaczął pan grać w zespole Krzysztofa Komedy. To legendarna postać polskiego jazzu. Jaki był naprawdę?

- Był cudownym człowiekiem. Miał wiele cierpliwości, by uczyć nas wszystkiego od zera. Jeżeli chodzi o życiową stronę, to Krzysio był najzupełniej normalny. Nie był taki okropnie patetyczny, jak go się czasami przedstawia. To był facet z poczuciem humoru, koleżeński, lubił robić dowcipy.

- Czy jego przedwczesna śmierć nie przyczyniła się do jego legendy?

[obrazek5] JAN PTASZYN-WRÓBLEWSKI (ur. 1936) - saksofonista jazzowy, kompozytor, dyrygent, pedagog, popularyzator jazzu. Wystąpił 28 maja br. w klubie WDK "Bohema" w Rzeszowie podczas setnej edycji "Czwartków jazzowych". Koncert odbył się dzięki hojności prezydenta Rzeszowa.
(fot. JANUSZ WITOWICZ)- Oczywiście, że tak. Ale było to jednak już po tym, jak otrzymał nagrodę amerykańskich krytyków za "Rosemary?s Baby". Niezależnie od okoliczności, słusznie mu się ona należała.

- W 1958 r., jako jedyny muzyk "zza żelaznej kurtyny", wystąpił pan na słynnym festiwalu jazzowym w Newport (USA).

- Byłem wtedy jak ogłupiały: zobaczyłem na żywo mnóstwo największych postaci jazzu, których wcześniej nie widziałem nawet na zdjęciach, a jedynie słyszałem w radiu ich nagrania.

- Z orkiestrą, w której pan zagrał, wystąpił wtedy m.in. Louis Armstrong.

- Do dziś uważam to za moje największe osiągnięcie. Może to wydaje się dziś śmieszne, ale nie znam większego autorytetu w jazzie niż Armstrong. Uważam, że zrobił dla tego gatunku muzyki więcej niż ktokolwiek inny.

- Prowadził pan wiele zespołów, trudno je nawet wszystkie wyliczyć. Obecnie ma pan zespół stabilny - z Wojciechem i Jackiem Niedzielami oraz Marcinem Jahrem gra pan od kilku lat.
- I całe szczęście. Wbrew pozorom, tego rodzaju stabilizacja sprzyja wszelkim muzycznym poczynaniom. Dopiero wtedy, gdy muzycy dobrze się poznają i wiedzą, kiedy i z czyjej strony mogą spodziewać się pomocy bądź niespodzianek, można sobie pozwolić na znacznie więcej.

- Czy jazz jest - jak uważa wielu - muzyką trudną i snobistyczną?
- Oczywiście, że nie. Wszystko zależy, kto co lubi. Można pójść na jazzowy koncert i stwierdzić, że nic się nam tam nie podoba. I to wcale nie musi oznaczać, że nie lubimy jazzu, lecz że akurat ten gatunek nam nie odpowiada. Ja lubię ten rodzaj jazzu, gdzie jest mniej filozofii, a więcej mocy.

- Występuje pan nie tylko w klubach jazzowych. Ostatnio w Rzeszowie częściej można było usłyszeć pana w filharmonii.

- Rzeczywiście, tak było. Zdarzało się, że występowałem tam w typowo filharmonicznych przedsięwzięciach. Ale bywało też i tak, że w tej samej filharmonii graliśmy najzwyczajniejsze jazzowe koncerty.

- Jest pan znakomitym kompozytorem, nie tylko jazzowym. Choć przeczytałem kiedyś pańską wypowiedź, że komponowanie symfonii pochłania mnóstwo czasu, a efekt artystyczny jest niepewny.
- To ze wszystkim tak jest. Jeżeli chodzi o ścisły nurt jazzowy, to uważam, że kompozycja jest rzeczą istotną, ale nie najważniejszą. Pretekstów do grania można znaleźć wiele. Mogą wystarczyć nawet te kompozycje, które już zostały napisane. Ważniejsze jest wtedy ich opracowanie w jakiejś nowej formie. Ale, oczywiście, kiedy napisze się temat, który zostanie później podjęty przez innych muzyków, to jest to powód do satysfakcji.

- Jest pan również kompozytorem pięknych piosenek, m.in. dla Ewy Bem, Łucji Prus, Andrzeja Dąbrowskiego czy Andrzeja Zauchy.
- To były produkty uboczne. Piosenkami nie zajmuję się już od bardzo dawna. Nigdy nie przywiązywałem do nich wielkiej wagi, choć jeżeli już siadałem do komponowania, to oczywiście chciałem to zrobić jak najlepiej.

- Jest pan też autorem i prowadzącym znakomitych audycji radiowych popularyzujących jazz.

- Każdy muzyk ma do powiedzenia na ten temat znacznie więcej niż ktokolwiek inny, ponieważ zna pewne tajemnice, których nie zna żaden krytyk czy muzykolog. A jeżeli jeszcze potrafi gadać, to bardzo dobrze, gdy na ten temat gada. Ja na szczęście jestem wyszczekany, nie tremuję się... Ot, i cała tajemnica.

- Czy młodzież garnie się do grania jazzu?

- Tak. Powiedziałbym nawet, że bardzo mocno. Wspaniałe jest to, że pojawiają się coraz to nowi młodzi muzycy. I że są coraz lepsi. Sam im się dziwię, bo obecnie nie jest to łatwe życie, a już na pewno nieopłacalne, jeżeli porównamy wkład pracy i rezultaty finansowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24