Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mógł trafić do obozu pracy

Beata Terczyńska
Piotr Zdun z Rzeszowa twierdzi, że rozpoznałby przewoźników, którzy mogą być zamieszani w aferę z ujawnionym obozem pracy w Foggii we Włoszech. Zetknął się z nimi półtorej roku temu, kiedy jechał do Coligriano, do pracy.

Piotr Zdun liczył, że wyjeżdżając do Włoch zarobi na remont domu.

- W prasie znalazłem ogłoszenie, że poszukują ludzi do pracy we Włoszech - opowiada. - Wcześniej, przez 4 lata wyjeżdżałem do Szwajcarii. Też przez pośrednika. Owszem, płaciłem mu, ale na miejscu obiecana praca była.
Przezornie, zanim wyjechał do Włoch zaprosił pośrednika do domu. Spisał jego dane. Młody chłopak nie obiecywał, że zarobi kokosy. Wydawał się uczciwy.

Mógł trafić do obozu pracy

Włoskie obozy pracy

Tydzień temu włoscy karabinierzy uwolnili 113 Polaków z obozów pracy zlokalizowanych w okolicach Foggi i Bari. W tym samym czasie polska policja zatrzymała 10 osób w kraju zamieszanych w wywóz rodaków do Włoch. Wśród nich jest 7 osób z Podkarpacia. Od środy Prokuratura Okręgowa w Krakowie listem gończym ściga też 23-letnią Joannę Mroczek z Mroczka z Grzegorzówki k. Dylągówki i 27-letniego Łukasz Zapał z Łączek Kucharskich k. Ropczyc. To oni według prokuratury kierowali handlem ludzi do Włoch. Wydano też europejskie nakazy ich aresztowania.

W drodze do Coligriano zepsuł się bus. - Wtedy holował nas inny, jadący do Foggii. Pamiętam twarze tamtych przewoźników. Bardzo możliwe, że są to te same osoby, które woziły ludzi do obozu pracy - podejrzewa. - Słyszeliśmy, że mamy szczęście, że nie jedziemy do Foggii. Bo szefuje tam Turek, który na dzień dobry zabiera ludziom paszporty.

Pan Piotr wie, że trafił lepiej, choć i tak przeżył gehennę.

- Wiedziałem, że zostałem oszukany po tym, gdy zobaczyłem koszmarne warunki, w jakich przyjdzie mi mieszkać. Tynk i grzyb odpadały ze ścian. W 2 - klitkowym mieszkanku ulokowali 16 mężczyzn. Jeden bojler miał wystarczyć na tyle osób. Było brudno, śmierdziało. Prąd był kradziony z latarni - opowiada. - Jakoś bym to przetrwał, gdyby choć praca była. Mieliśmy zrywać owoce w sadzie. A te były już przetrzebione przez Włochów. Słyszeliśmy, że jeśli nie będziemy zbierać to szef się z nami porachuje. Płacono nam za to grosze, które nie wystarczały na jedzenie i lokum. Jedliśmy chleb maczany w jajku, obsmażany.

Z nożem przy żebrach

* Imię i nazwisko bohatera zostały zmienione ze względu na jego bezpieczeństwo. Dlatego też nie ujawniamy jego twarzy.

Teoretycznie można było stamtąd uciec, nikt nie zabrał im paszportów.

- Tylko za co? Nie było pieniędzy nawet na karty do telefonów, żeby dodzwonić się do rodziny. A kiedy jednemu z kolegów udało się skontaktować z ambasadą polską w Rzymie usłyszał, że pomogą, ale jak przyjedziemy do nich na miejsce. 600 km bez jedzenia, picia, pieniędzy. Wtedy wsadzą nas w autokar do Polski, za który po powrocie sami będziemy musieli zapłacić.

Pan Piotr przekonuje, że miejsce, gdzie pracował było metą dla polskich kryminalistów, także poszukiwanych listami gończymi.

- Kiedy jeden ze współlokatorów zajrzał przez okno do pomieszczenia gospodarczego, wyleciał ze środka Włoch i przystawił mu nóż pod żebra. Ostrzegł, żeby nigdy tego więcej nie robić.

Po ponad 3 tygodniach mężczyźnie udało się wrócić do Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24