Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na deptaku w Iwoniczu

ANDRZEJ PIĄTEK
ARCHIWUM
Rozmowa z MACIEJEM STUHREM: - Spotykam pana pod pijalnią w Iwoniczu - Zdroju. Co pana tu sprowadza?

- Słońce, powietrze dużo czyściejsze niż w Krakowie, chęć odwiedzenia kogoś bliskiego.

- Z wykształcenia jest pan psychologiem? Ilu zna pan aktorów z dyplomem psychologa?
- Chyba... żadnego.

- Z pewnością aktorstwo i psychologia mają jeszcze jakiś wspólny mianownik?
- Oczywiście. Na przykład - obserwacja człowieka. Pod tym względem, psycholog i aktor wykonują tę samą pracę. Ale ja dość szybko zrozumiałem, że nie można psychologicznymi wytrychami posługiwać się w życiu codziennym. Powiedziałem sobie już na studiach, że nie będę manipulował ludźmi, ani analizował siebie poprzez reguły psychologiczne.

- Z tego wynika, że jako aktor ze zdobytej wiedzy psychologicznej nie zamierza pan korzystać. Nie szkoda studiów?
- Nie poszedłem na uniwersytet po to, by zdobyć zawód psychologa. Pomysł psychologii narodził się w klasie maturalnej, a wcześniej już rozważałem pójście do szkoły teatralnej. Potem okazało się, że te lata na psychologii wcale nie były stracone dla aktorstwa. Wręcz przeciwnie - studiując psychologię zacząłem poświęcać się kabaretowi i filmowi.

- Estrada kabaretowa była dla pana sprawdzianem przed rozpoczęciem kariery scenicznej?
- Z pewnością, choć w kabarecie byliśmy raczej profanami sceny. Nie chodzi, broń Boże, o brak szacunku dla widza! Kontakt z widzem jest tu najbliższy z możliwych. Estrada kabaretowa była dla mnie przygodą, którą zapewne jeszcze będę chciał przeżywać. Na szczęście, nie stała się rutyną.

- Kuba w filmie "Chłopaki nie płaczą" i Alex w "Fuksie", to zwykli, sympatyczni chłopcy, tacy, jakich możemy spotkać po sąsiedzku...
- I właśnie dlatego z pracą nad takimi rolami jest pewien kłopot. Trzeba umieć naturalnie, ale również aktorsko wykonywać różne czynności - przebiec, zapalić zapłon w samochodzie, poprosić o kilo mąki w sklepie. Ja jak idę do sklepu kupować mąkę nigdy jakoś specjalnie do tego się nie przygotowuję. I tę metodę przeniosłem na pracę nad takimi scenami. Nie z lenistwa, ale by były one naturalne.

- Grani przez pana bohaterowie są śmieszni, chociaż śmiertelnie poważnie traktują sytuacje jakie się im przytrafiają.
- Jeśli aktor musi się wygłupiać, to znaczy, że scenariusz komedii nie jest najlepszy. Najśmieszniej jest wtedy, kiedy wszystko bierzemy na serio. Bo gdybyśmy naprawdę znaleźli się w którejś z tych komediowych sytuacji, wcale byśmy się nie śmiali. Właśnie tak wyglądamy w kretyńskich sytuacjach - i to dopiero śmieszy.

- Po "Przedwiośniu", spektaklach Teatru Telewizji, teatralnej adaptacji "Zbrodni i kary", ma pan chyba dowody, że wyszedł pan poza rozśmieszanie?
- Gdyby to zdarzyło się pół sekundy później, być może zostałbym ukształtowany zupełnie inaczej. Ale od dziecka byłem angażowany w sprawy teatru i filmu, mogłem spędzać mnóstwo czasu w Starym Teatrze, gdy grał mój ojciec. Wtedy liczył się dla mnie nie repertuar, ale garderoba, kostiumy, zmiana dekoracji. Do dziś tkwi we mnie fascynacja teatralnością, również tą ukrytą, za kulisami.

- Jak liczy się dla pana autorytet ojca - wybitnego aktora i reżysera?
- Aktorstwo to nasza główna nić porozumienia. Ogromnie cenię ojca jako aktora i jestem jego wiernym widzem. Trudno mi zresztą o tym mówić, będąc tak zżytym z nim i z jego aktorstwem. Tej sztuki uczyłem się głównie od ojca, podpatrując, jak gra. Jak wyjść z cienia ojca, było moim wielkim kompleksem przez długie lata. Jeszcze nieraz pewnie będę się z tym borykał, ale teraz najważniejsze dla mnie szukanie w własnych dróg.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24