Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na podkarpackich kąpieliskach zabraknie ratowników?

Anna Janik
G.Lipiec
Z 2,5 tys. ratowników w regionie uprawnienia ma teraz tylko 150. To efekt nowego rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych.

W tym roku podczas wypoczynku nad wodą utopiło się już 6 osób. Tyle, ile przez cały 2011 rok.

Chaos i dezorganizacja - tak w skrócie można podsumować sytuację, z jaką u progu sezonu kąpielowego muszą się zmierzyć ratownicy wodni. Nowe rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych, zmienia dotychczasowe zasady szkoleń ratowniczych.

Tłumy na Żwirowni w Rzeszowie. Zobacz zdjęcia.

Do tej pory nad bezpieczeństwem kąpiących się mogli czuwać zarówno zawodowi ratownicy WOPR, jaki ochotnicy, którzy ukończyli kurs I pomocy i podstawowe szkolenia. Pracowali wówczas pod okiem bardziej doświadczonych kolegów. W myśl nowego rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych, które w dzienniku ustaw pojawiło się 2 lipca nie mają już takiego prawa.

- Teraz każdy ochotnik musi de facto zrobić kurs na I ratownika wodnego WOPR. To oznacza, że aby zdobyć uprawnienia nie wystarczy już 10-cio, ale 63-godzinne szkolenie - mówi Robert Dworak, prezes Podkarpackiego WOPR.

- Nie rozumiem, dlaczego takie zmiany wchodzą w życie w ostatniej chwili, kiedy sezon już trwa, a my nie mamy jeszcze nawet opracowanych programów szkoleń. Rząd tak bardzo przejął się Euro, że zapomniał chyba o bożym świecie - denerwuje się.

I dodaje, że pierwsze szkolenia ruszą najszybciej za tydzień. Koszt takiego kursu to minimum tysiąc złotych. Dawniej wystarczyło wydać 150. Już wiadomo, że mało kto będzie chciał przeznaczyć tyle na naukę, bo średnie zarobki ratowników wahają się w granicach 1500-2500 tys. zł. W dodatku część z nich ma tzw. umowy pogodowe, które uzależniają ich godziny pracy, a więc również wynagrodzenie od aury. W przypadku chłodnego lata mogą zarobić poniżej minimalnej krajowej.

- Dlatego bardzo dużo z nich wyjeżdża do zagranicznych kurortów, gdzie mają pewną pracę i znacznie lepsze warunki - dodaje prezes Dworak.

- Tam robią wprawdzie dodatkowe egzaminy, ale to dla nich formalność. Polscy ratownicy są za granicą bardzo cenieni, bo nasz poziom szkolenia jest wysoki - zaznacza szef podkarpackiego WOPR-u.

Nie walą drzwiami i oknami

Wszystko to sprawia, że w tym roku po raz kolejny, tyle, że na jeszcze większą skalę będzie brakować osób, które czuwają nad plażowiczami.

- Ratowników nie bierze się z rękawa, od lat powtarzamy, że coś wreszcie musi się zmienić, bo teraz w tym fachu pracują głównie ludzie młodzi, którzy nie mają jeszcze pełnej świadomości tego, co robią. Doświadczeni, wykwalifikowani ratownicy obowiązki na kąpieliskach pełnią dodatkowo, bo w większości mają stałą pracę - tłumaczy Artur Szymański, szef bieszczadzkiego WOPR-u.

- A co ma przyciągać nowe osoby, skoro zarobki są małe, stres ogromny, a odpowiedzialność karna w przypadku utonięć taka sama jak chociażby pilotów, którzy powodują wypadek - dodaje.

Jedyną pozytywną zmianą przepisów dotyczącą ratowników WOPR jest fakt, że od sierpnia ubiegłego roku podczas dyżuru są traktowani jak funkcjonariusze publiczni. To oznacza, że za naruszenie ich nietykalności cielesnej grozi grzywna lub pozbawienie wolności do 3 lat.

- Taki zapis na pewno daje większy komfort psychiczny podczas pracy, bo na kąpieliska przychodzą różni ludzie, nie zawsze kulturalnie się zachowują. Sam ratownik czuje się po prostu bezpieczniej - dodaje prezes Dworak.

To, ilu dokładnie ratowników będzie pracować tego lata w regionie, zwłaszcza na nowych, zgłoszonych WOPR-owi kąpieliskach okaże się pod koniec przyszłego tygodnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24