Pedagodzy z Podkarpacia są oburzeni - Nie jesteśmy żadnymi komuchami.
12 tys. nauczycieli, w tym kilkuset z naszego regionu protestowało w sobotę w Warszawie przeciw polityce Romana Giertycha i niskich zarobkach w szkolnictwie.
Nikt z ministerstwa edukacji nie miał odwagi wyjść do protestujących. Budynek MEN obstawili policjanci. Protestujący zamiast rozmów o postulatach usłyszeli, że ciązy na nich odium komunizmu.
Oburzeni słowami ministra
- Związek Nauczycielstwa Polskiego jest politycznym partnerem SLD - powiedział na konferencji wiceminister Mirosław Orzechowski.
- Kandydat na dyrektora powinien publicznie oświadczyć, że nie ma nic wspólnego z organizacją, która jest w Polsce nielegalna i przestępcza. Przeszłość ZNP jest mroczna i dotyczy każdego okresu politycznego powojennej Polski.
- To szykanowanie ludzi. Byliśmy podczas marszu zszokowani tymi obraźliwymi słowami - mówi Anna Szczołko, prezes rzeszowskiego oddziału ZNP. - Nie jesteśmy żadnymi komuchami. 3/4 związkowców to ludzie młodzi. Wiceminister ośmiesza się.
"Daliście się przekupić"
Wiceminister Orzechowski zarzucił uczestnikom marszu, że dali się przekupić.
- ZNP, wzorem dawnej komuny, kiedy to za udział w pochodzie, fundowano setkę wódki i serdelka, za udział w manifestacji oferuje gratyfikacje 25 zł - stwierdził.
Zapowiedział, że zajmie się tym prokuratura.
- To jakaś totalna bzdura. Nikt nikogo nie przekupił. Ludzie jechali z własnej woli. A pieniądze na zorganizowanie marszu to składki związkowe. To nie są pieniądze ministra - tłumaczy A. Szczołko.
"Munduruje dzieci nasze, trzeba posłać go w kamasze" - m.in. z takim transparentem maszerowali pedagodzy. Niektórzy byli przebrani w fartuszki, inni nieśli dzwonki, czarne flagi i makietę czarnego konia.
ZNP za tydzień zdecyduje o dacie ogólnopolskiego strajku. Nauczyciele na jeden dzień przestaną uczyć.