Nierozgrzany debiutant w IV lidze dał radę

Z konieczności musiał wejść na boisko, bo bramkarz nr 1 Łukasz Kalandyk otrzymał czerwoną kartkę.

- Trochę byłem zaskoczony, że musiałem wejść na boisko, ale jak zobaczyłem ten faul, to czułem, że będzie to czerwona kartka - mówi Szeliga.

Popularny "Kojot", zerwany z ławki rezerwowych, nie miał nawet czasu na rozgrzewkę. Zagrał całą drugą połowę i mimo wszystko nie dał się pokonać napastnikom wyżej notowanego Piasta Tuczempy.
- Jakoś można powiedzieć, że się udało. To jednak nie tylko moja zasługa, ale całej drużyny. Myślę, że wszyscy zasłużyliśmy na ten remis, a przy odrobienie szczęścia mogliśmy się nawet pokusić o zwycięstwo - dodaje bramkarz.

Już pierwsze sekundy na boisku były prawdziwym testem dla 22-letniego golkipera. Mocny strzał z wolnego Kamila Droba sparował nad poprzeczkę.

- Cieszę, że udało się mi to obronić, to dodało mi pewności siebie, poczułem że może być dobrze. Szkoda, że nie wygraliśmy, ale liczę. Może w następnym meczu będą upragnione trzy punkty - zakończył "Kojot".

Nie licząc meczów towarzyskich ostatnie spotkanie w Jedności "Kojot" zagrał w czerwcu w okręgówce. - Strzelił wtedy nawet gola - mówi Marek Krupa, prezes Jedności. - Trener kiedyś mu obiecał, że wystawi go w ataku i to się stało właśnie wtedy.

Debiut Mateusza wiąże się jednak z wydatkiem, koledzy z drużyny, widząc go udzielającego wywiadu, domagali się od "Kojota" po meczu tzw. "wywiadowego".