Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykła historia zakonnicy. Mieszka wśród michalitek od stu lat

Ewa Gorczyca
Tomasz Jefimow
W czerwcu skończyła 105 lat. W tym miesiącu obchodzi jubileusz 85-lecia ślubów zakonnych. Najprawdopodobniej jest najstarszą zakonnicą w Polsce. I jedyną osobą, która pamięta matkę Annę Kaworek, założycielkę Zgromadzenia Sióstr Michalitek.

Siostra Gabriela czeka na nas w gościnnym pokoiku na piętrze budynku Zgromadzenia Sióstr św. Michała Archanioła w Miejscu Piastowym. Gdy wchodzimy, z uśmiechem podnosi się z krzesła, żeby nas przywitać. Ściska nas serdecznie. Trochę się martwi, jak nam wyjdzie rozmowa, bo ostatnio ma trochę problemów ze słuchem.

- Od czego mam zacząć opowieść o swoim życiu? - zastanawia się. - Chyba od tego, jak tutaj trafiłam.

Pochodzi z niedalekiego Równego, tam był jej rodzinny dom. Miała może ze dwa latka, gdy umarła jej mama. Ojciec poszedł na wojnę, a potem trafił do niewoli. Przez wiele lat był w rosyjskich łagrach. - Pamiętam, jak siedziałam w progu i płakałam, bo nikogo nie miałam - wspomina.

Zobacz też: Zakonnik z mroczną przeszłością wywołał strach w Horyńcu-Zdroju

Małą Helenkę Sporniak i jej młodszą siostrę Zosię zabrała do siebie ciotka z Rogów. Przygarnęła je na jakiś czas, ale sama wychowywała dziewięcioro dzieci, było jej ciężko. Zosia trafiła do ludzi, którzy nie mieli własnych dzieci.

- Mnie, jak skończyłam pięć i pół roku, ciotka wzięła za rękę i zaprowadziła do ochronki w Miejscu Piastowym. Na plecy zarzuciła tobołek z tym, co w rodzinnym domu po mamie zostało, poduszką i pierzyną - wspomina siostra Gabriela.

W archiwaliach zgromadzenia zachował się zapis z początku 1917 roku, potwierdzający przybycie Helenki. Przyjęła ją Anna Kaworek, matka współzałożycielka zakonu michalitek, która przyjechała ze Śląska. To były czasy, gdy zgromadzenie dopiero się tworzyło. Pod opiekę sióstr trafiały sieroty, maluchy, które potrzebowały pomocy. W Galicji panowała bieda, to były powojenne lata. Takich dzieci było bardzo dużo. Nie istniał jeszcze wówczas budynek, który dziś jest siedzibą zgromadzenia. Siostry mieszkały w domkach rozrzuconych po wsi: „Żandarmówce”, „Jakubówce”, „Lisówce”.

Co pamięta z pierwszych lat?

- Mieszkało nas w „Jakubówce” z piętnaścioro dzieci. Matka Anna dbała o nas. Dopóki byłam mała, to spędzałam czas głównie na zabawie. Potem przyszedł czas na naukę i pomoc w gospodarstwie. Zajmowałam się kurczakami, pilnowałam, żeby wrona piskląt nie porwała. Chodziłam do gęsi, pasałam krowy - uśmiecha się siostra Gabriela.

Jak mówi, nie wyobrażała sobie dla siebie innego miejsca niż to, we wspólnocie sióstr.

- Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym stąd gdzieś pójść.

To, że stała się jedną z nich, przyszło naturalnie.

- Któregoś wieczoru przyszła do mnie matka Anna i zapytała: „Helciu, chcesz iść do postulatu?”. A ja tylko na to czekałam, o niczym innym nie myślałam. Miałam 16 lat.

Z radością założyła czarną chustę, pończochy i spódnicę. Siostry jeszcze wtedy (przed zatwierdzeniem zgromadzenia) nie nosiły habitów, chodziły po świecku, ale w takim stroju, by ludzie je odróżniali.

Kilka lat potem złożyła śluby i tak Helcia została siostrą Gabrielą. To był czas obowiązków i ciężkiej pracy. Dziewcząt przybywało, siostry prowadziły szkołę, budował się dom zgromadzenia, siostry stawiały go własnymi rękami.

- Było dziewięciu murarzy, a my służyłyśmy jako pomocniczki - wspomina. - Szykowałyśmy wapno, nosiłyśmy cegły, które siostry same wypalały w piecu - opowiada.

Wkrótce, już w habicie, ruszyła na kwestę, prosić ludzi o wsparcie na dokończenie budowy i utrzymanie domu dziecka. Wędrowała po całej Polsce. Dotarła aż pod Kamieniec Podolski. Czasem ktoś podwiózł, czasem szła pieszo.

- Ludzie różnie dawali, po 10 groszy, ale się uzbierało - opowiada.

Mocno przeżyła zatwierdzenie zgromadzenia w 1928 roku.

- Pozwolenie przyszło z Rzymu. Biskup Anatol Nowak przyjechał do Miejsca Piastowego, zebrał wszystkie siostry i ogłosił decyzję.

Przed II wojną światową wyjechała do Skaryszewa, by założyć tam placówkę opiekuńczą i zostać jej przełożoną. Dzięki jej staraniom w Radomiu siostry przejęły dom dziecka, w którym schronienie znalazła setka sierot wojennych. Potem przebywała na innych jeszcze placówkach, na wielu pełniąc funkcję przełożonej. W połowie lat 90. wróciła do Miejsca Piastowego. - I jestem tu do dziś - mówi.

Siostra Maksymiliana, sekretarka generalna zgromadzenia, opowiada, że po latach do klasztoru przyjechała delegacja ze Skaryszewa, zebrać informacje o historii powstania skaryszewskiej ochronki.

- Ależ było zaskoczenie, gdy dowiedzieli się, że siostra Gabriela mieszka u nas i wszystko pamięta. Pani dyrektor tamtejszego przedszkola była tak zachwycona, że obwołali siostrę jego patronką. Żartujemy, że siostra całe życie ornaty i sztandary haftowała, a teraz ma swój portret wyhaftowany na sztandarze przedszkola. Z okazji 105. urodzin dostała z przedszkola życzenia, pamiątkowe tableau, każde z dzieci zrobiło dla niej kwiatuszek.

Zawsze miała zajęcie, nie lubiła siedzieć bezczynnie. Każdą minutę dnia chciała mieć wypełnioną. Największą jej pasją stało się właśnie haftowanie. Hafty udawały się jej wyjątkowo piękne. Spod jej ręki wychodziły koronki, serwety, obrusy, sztandary, stuły, stroje liturgiczne.

- Ile ja tych ornatów naszyłam przez całe życie - mówi.

Siostra Maksymiliana wspomina, jak zachodziła do jej pokoiku.

- Miała tam dwa okna, bo do szycia potrzebne było dobre światło. Na parapecie gościły zawsze jakieś sikorki, wróbelki. Lubiła ich towarzystwo. Jest wrażliwa na zwierzęta, przyrodę. I przepełniona taką wewnętrzną dobrocią.

W całym swoim życiu zawsze miała coś do zrobienia. I to się nie zmieniło, nawet gdy już przekroczyła setkę. W 2012 roku przypadał jubileusz 100-lecia śmierci ks. Bronisława Markiewicza, założyciela Zgromadzenia św. Michała Archanioła. - Założyła sobie, że z tej okazji musi uszyć sto stuł - opowiada siostra Maksymiliana.

Kroiła, fastrygowała, ozdabiała. Trwało to rok, ale pracę wykonała. Obdarowała tymi stułami michalickie sanktuarium „na górce”, część przeznaczyła na misje.

- Teraz już niewiele mogę robić, palce już nie takie sprawne i oczy już kiepskie - przyznaje siostra Gabriela. - Ale pozostała mi modlitwa. To Pan Jezus zawsze przyjmuje - cieszy się.

Wstaje wcześnie, idzie do kaplicy. - Wyprzedza nas wszystkie - uśmiecha się siostra Maksymiliana.

Zobacz też: Kazanie nad trumną zmarłego zbulwersowało część parafian w Sieteszy

Radość czerpie z przebywania we wspólnocie.

- Spędziłam tu tyle lat i zawsze dobrze się czułam, jak w rodzinie - zapewnia. Sto pięć lat życia przemknęło jej szybko. - Jakby ktoś otworzył drzwi i zamknął - mówi. - Trzeba pomagać innym, nie narzekać, jak jest praca, nie ma czasu na smutki - dodaje.

Dla współsióstr jest niezwykle ważną osobą, świadkiem historii zgromadzenia.

- Przejęła od założycielek pracowitość, duchowość - mówi siostra Maksymiliana. - Całym swoim życiem daje nam tego świadectwo. Okres powstawania zgromadzenia był przecież bardzo trudny. Siostry doświadczały wielkiego ubóstwa, dzieliły to wszystko z dziećmi, którymi się opiekowały.

Jest niezwykle pogodną osobą. Zawsze zaprasza, żeby usiąść, porozmawiać, chce się dzielić tym, co przeżyła. Ma w sobie dużo uroku, ciepła. - Trzeba do ludzi podchodzić z sercem i z cierpliwością, wtedy ma się szczęśliwe życie - mówi nam na pożegnanie siostra Gabrliela.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24