Pielęgniarki protestowały przed oddziałem NFZ w Rzeszowie

Protest rozpoczął się o godz. 10 i zakończył się po godz. 11. Przebiegał spokojnie. Nie było krzyków, gwizdów, hałasowania "grzechotkami" z pet-ów, ani nawet transparentów. Związkowcy nie blokowali też wejścia do budynku. Przedstawiciele w tym czasie rozmawiali z szefową rzeszowskiego oddziału NFZ.

Związkowcy domagali się zmiany tzw. algorytmu podziału pieniędzy na zdrowie. Od 2007 r. brane są bowiem pod uwagę m.in. koszty pracy w danym województwie. Obliczane są one w oparciu o przeciętny miesięczny dochód na jedną osobę w rodzinie. A to sprawia, że na leczenie mieszkańców biednej tzw. ściany wschodniej spływa mniej pieniędzy. Podkarpacie dostaje najmniej kasy w kraju. Na jednego ubezpieczonego przypada 1246 zł. W sumie prawie 400 mln zł traci nasz region na dzieleniu pieniędzy na dotychczasowych zasadach.

Odbija się to nie tylko na pacjentach, ale też na pracownikach, którzy najmniej zarabiają. W dzisiejszym proteście wzięły więc udział pielęgniarki, położne, ratownicy medyczni m.in. z Rzeszowa, Strzyżowa, Lubaczowa, Przeworska, Leżajska, Przemyśla.

- To złe naliczanie przekłada się na nasze zarobki. Po 30 latach dostaję na rękę 1600 zł. Jakby tego było mało, od maja dostajemy jeszcze 150 zł mniej, bo NFZ zalega z wypłaceniem pieniędzy - irytuje się Anna Dudzińska, przewodnicząca Związków Zawodowych Pielęgniarek i Położnych w strzyżowskim szpitalu.

Wśród protestujących był też Bernard Waśko dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie. Pozwolił pielęgniarkom zapisać czerwoną szminką na swoim samochodzie "Prezesie, kochaj szpitale i pacjentów". Przy haśle nie zbrakło też serc.

Więcej w jutrzejszym wydaniu Nowin.