W sobotnim meczu Śląsk chciał poprawić sobie humory po ostatniej porażce z Pogonią Szczecin, a Stal po dobrym meczu z Lechią miała ochotę sprawić kolejną niespodziankę.
Zaczęło się jednak dosyć spokojnie - oba zespołu jakby trochę się nawzajem badały. Pierwsi dali jednak o sobie znać gospodarze, którzy po niezłych akcjach oskrzydlających zmusili do interwencji Rafała Strączka. Z biegiem czasu aktywniejsi wydawali się piłkarze Śląska - próbowali centrować w pole karne Stali lub strzelać z dystansu, ale brakowało im dokładności albo dobrze spisywała się defensywa zespołu z Mielca. Końcówka pierwszej części gry była wręcz antyreklamą futbolu, bo zawodnicy obu drużyn nie stwarzali żadnych sytuacji, a gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska i śmiało można określić to, co widzieliśmy na stadionie we Wrocławiu jako przysłowiową "kopaninę". W przedostatniej minucie regulaminowego czasu ożywienie na boisko wprowadził swoich zachowaniem Konrad Poprawa, który celowo zatrzymał piłkę ręką i obejrzał za to czerwoną kartkę. Minutę później Hinokio uniósł ręce w geście tryumfu, bo trafił do siatki wrocławian, ale zawodnik Stali przy przyjęciu piłki pomógł sobie ręką i sędzia gola nie uznał.
Druga część mogła znakomicie zacząć się dla mielczan - w polu karnym dobrą piłkę dostał Krystian Getinger, ale uderzył głową bardzo niecelnie. Minutę później znowu było bardzo gorąco pod bramką Śląska - tym razem na strzał z dystansu zdecydował się Mateusz Mak, ale minimalnie się pomylił. Pierwsze minuty wskazywały na to, że goście przejmą inicjatywę i wydawało się, że gol jest tylko kwestią czasu. W 57. minucie jednak Śląsk pokazał, że nawet w dziesięciu może być bardzo groźny - na bramkę Stali popędził Mateusz Praszelik, który popisał się ładną indywidualną akcją i tylko znakomita interwencja Strączka zapobiegła utracie bramki. W rewanżu na bramkę Śląska znowu uderzał Mak, ale tym razem kapitalną obroną popisał się Matus Putnocky.
W 78. minucie stało się to, czego mało kto się spodziewał, bo jednak Stal prezentowała się minimalnie lepiej - na połowie mielczan piłkę przejął Praszelik, który zdecydował się na uderzenie z dystansu. Jego strzał próbował zablokować jeden z zawodników gości jednak zrobił to tak niefortunnie, że piłka przelobowała zaskoczonego Strączka i wrocławianie wyszli na prowadzenie. Stal jednak szybko wzięła się do roboty i już trzy minuty później wyrównała - po dośrodkowaniu z rzutu wolnego pewnym strzałem głową popisał się Czorbadżijski. Mielczanie jednak nie zdołali nawet dobrze nacieszyć się wyrównującym golem, gdy znowu uderzył Śląsk - po dobrej akcji skrzydłem piłkę dostał Schwarz, który ładnym strzałem pod poprzeczkę pokonał Strączka.
W końcowych minutach Stal jeszcze rzuciła się do ataków, sporo dośrodkowywała w pole karne rywala, ale klarownej sytuacji już sobie nie stworzyła.
Śląsk Wrocław - PGE Stal Mielec (0:0)
Bramki: 1:0 Praszelik 77, 1:1 Czorbadżijski 80, 2:1 Schwarz 81.
Śląsk: Putnocky - Bejger, Poprawa cz [45], Golla, Pawłowski (46 Lewkot), Schwarz, Mączyński, Stiglec, Sobota (76 Iskra), Praszelik (80 Bergier), Quintana (46 Pich). Trener Jacek Magiera.
Stal: Strączek - Granlund (60 Kolev), Czorbadżijski, Matras, Flis, Getinger ż, Urbańczyk (72 Kort), Tomasiewicz ż, Mak, Hinokio (82 Jankowski), Sitek. Trener Adam Majewski.
Sędziował Stefański (Bydgoszcz).
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Hakiel złożył ukochanej arabską przysięgę miłości! Poznali się 6 miesięcy temu...
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"
- To on stworzył Dagmarę Kaźmierską. Dziś nie chce się do niej przyznać