Polska demokracja uległa zepsuciu

- Mieszka pan i pracuje w Krakowie. Jednak przyjechał pan do swego rodzinnego Jasła, by wesprzeć lokalnych działaczy PO. Czy to przypadkiem nie chwilowa troska o Jasło, tak na potrzeby kampanii?

- Przyjeżdżam tu prywatnie dość często. Gdy się pierwsze 18 lat życia spędziło w jakimś mieście, to pozostaje ono w sercu na zawsze. W głębokim znaczeniu tego słowa, z tego miasta się nigdy nie wyjeżdża.

Mnie się zawsze będą śnić jasielskie krajobrazy, jasielskie dziewczyny… I nie może być tak, że moje rodzinne miasto należy do Polski B, zaniedbanej, zostawionej na uboczu. Znam tu wielu mądrych ludzi, którzy chcą działać dla lokalnej społeczności. Przyjechałem ich poprzeć.

- Pana współpracownicy, znajomi mówią o pana niezwykłej charyzmie. Ale przecież charyzmą nie można innych zarazić.
- Ale można w nich tchnąć entuzjazm. Polaków stać na wielkie rzeczy, muszą tylko w siebie uwierzyć. Muszą uwierzyć, że dobre rzeczy można robić tylko razem. Jeśli damy się podzielić, jeśli pozwolimy, by w życiu publicznym obowiązywała zasada "dziel i rządź" albo "cel uświęca środki", to wtedy jako społeczeństwo zamienimy się w chaotyczną, bezwolną masę. Nam jest potrzebna Polska ludzi wolnych, dumnych z siebie i chcących działać dla innych.

- Jak pan ocenia polską demokrację? Czy rzeczywiście jest zagrożona?

- Nigdy po 1989 roku nie spodziewałem się, że podstawowym instrumentem w rękach polityków będą dyktafony do nagrywania swoich kolegów czy oponentów. Nie spodziewałem się, że media publiczne zostaną oddane w ręce jednej partii i będą instrumentem propagandy, zamiast rzetelnej informacji.

Wierzę jednak, że demokracja w Polsce przetrwa, choć jej jakość w ciągu ostatnich dwóch lat uległa gwałtownemu zepsuciu. Mam tu na myśli chociażby atak na wolność prasy, na niezależność sędziów czy Trybunał Konstytucyjny.