Posłowie dostaną więcej pieniędzy na przejazdy samochodem?

Podróżowanie posła nic go nie kosztuje - za wszystko płaci Kancelaria Sejmu - czyli podatnicy. Za darmo może latać samolotem, jeździć pociągiem i autobusem, korzystać z sejmowych limuzyn albo na koszt podatników przejechać swoim autem 3,5 tys. km miesięcznie.

Tymczasem pojawiają się głosy, że limit na przejazdy prywatnymi samochodami powinien być zwiększony. Przynajmniej o 500 kilometrów.

Tak uważa Maciej Mroczek, szef sejmowej komisji regulaminowej i spraw poselskich, poseł Ruchu Palikota. Sprawę poruszył na posiedzeniu komisji, gdy omawiano kwestie związane z finansami Kancelarii Sejmu.

- Dla mnie 3,5 tysiąca kilometrów to za mało. Przejeżdżam dużo więcej i co miesiąc dopłacam z własnej kieszeni -argumentuje. I przekonuje, że podobne problemy mają posłowie z innych małych partii jak PSL czy SLD.

- Większe partie mają po kilku parlamentarzystów w okręgu, oni mogą dzielić się obowiązkami. Ja jestem sam, a muszę mieć regularny kontakt z wyborcami w całym terenie - mówi. - Powiedziałem to otwarcie, nie jako żądanie, ale jako rzecz do rozważenia. Zapewnia, że nie chodzi mu o wyciągnięcie od podatników dodatkowych pieniędzy, ale o większą swobodę w dysponowaniu funduszem, który każdy poseł dostaje na utrzymanie biura. - Ja potrzebuję więcej na paliwo, koledzy wolą wydać na pensje pracowników albo materiały biurowe. Niech każdy ma wybór w ramach tej kwoty, która jest.

Pieniądze na prowadzenie biura poseł może wydać według swojego uznania: na czynsz, pensje, podróże i szkolenia pracowników, telefony, korespondencję, sprzęt i materiały biurowe, taksówki, ekspertyzy czy drobne remonty. 12 150 zł dostaje co miesiąc - z góry.

Rozlicza się tylko raz w roku, składając sprawozdanie do Kancelarii Sejmu. Musi przedłożyć rachunki i faktury, potwierdzające wydatki. Ale nie na wszystko. Jeśli idzie o benzynę - tu akurat nikt posła nie sprawdza. Nie musi dokumentować gdzie, kiedy i w jakim celu jechał. Nie musi być nawet właścicielem samochodu.

- Podaje się tylko numer rejestracyjny auta, pojemność i liczbę przejechanych kilometrów na podstawie przebiegu licznika - przyznaje Marek Rząsa, poseł podkarpackiej PO. - Teoretycznie to jest jakieś pole do nadużyć, bo trudno rozdzielić, kiedy poseł jechał prywatnie, a kiedy służbowo. To kwestia uczciwości.

Rząsa, także działający w komisji regulaminowej, mówi, że sugestia jej szefa by zwiększyć limit kilometrów to indywidualny pomysł.

- Nie słyszałem, by inni się pod nim podpisali. Na pewno nie ma takiego oficjalnego wniosku komisji. Osobiście Rząsa jest z ryczałtu zadowolony. - Mam sporo biur w terenie. Często jeżdżę z Przemyśla do Jarosławia, Krosna, Jasła, Sanoka, Leska, do Rzeszowa na lotnisko. Z czystym sumieniem mogę zapewnić, że dla aktywnego posła - a za takiego się uważam - 3,5 tys. km miesięcznie wystarczy.

Podobną opinię wyraża inny podkarpacki poseł, Mieczysław Kasprzak z PSL.

- Do Warszawy latam, a na podróże służbowe własnym samochodem po regionie wystarcza mi ten limit, który jest.

Przyjrzeliśmy się rozliczeniom podkarpackich posłów za przejazdy. Sprawozdania z tej kadencji jeszcze nie ma, ale sprawdziliśmy, ile obecni parlamentarzyści wyjeździli w ostatnim roku minionej kadencji.

Rekordziści na benzynę przeznaczają nawet jedną czwartą tego, co dostają na utrzymanie biura.

Oni wydali najwięcej:
Krzysztof Popiołek (PiS) - 32 178,30 zł
Zbigniew Chmielowiec (PiS) - 31 175,34 zł
Mieczysław Kasprzak (PSL) - 29 921,64 zł

Oni wydali najmniej:
Jan Bury (PSL) - 11 6112,38 zł
Renata Butryn (PO) - 14 685,00
Stanisław Ożóg (PiS) - 15 378,70

Rozliczenie za okres od 1.1.2011 do 7.11.2011
dane: Kancelaria Sejmu