Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pracujesz za granicą, licz tylko na siebie

Beata Terczyńska
Bogusław Busz: - Wypłata była kilka dni po terminie. Gdy chodziliśmy do banku pytać o pieniądze, dawano nam obrazek świętego, żeby się do niego modlić.
Bogusław Busz: - Wypłata była kilka dni po terminie. Gdy chodziliśmy do banku pytać o pieniądze, dawano nam obrazek świętego, żeby się do niego modlić. WOJCIECH ZATWARNICKI
Bogusław Busz: - Oszukano nas w Hiszpanii. Gdy szukaliśmy pomocy, nasza ambasada się tym nie przejęła.

Pogryziony przez pchły, bez pieniędzy, po 39 dniach bez pracy powiedział "dość'. Z grupą rodaków postanowił szukać pomocy w polskiej ambasadzie w Madrycie. Ma żal, że nikt się nie przejął ich losem.

Bogusław Busz z Lubeni pod koniec września wyjechał, aby zarobić przy zbiorze oliwek. Pracę oferowała, opisywana już przez nas, firma Talher. Firmował ją Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie (później okazało się, że ręczyła za nią także hiszpańska ambasada w Polsce).

Koszmar zamiast saksów

- Gdy przyjechaliśmy, okazało się, że pracy jak na lekarstwo. Dwa dni zbierania owoców, 3 przestoju i to bez powodu. Cóż można było zarobić? - opowiada rozżalony. - Pieniądze zabrane z domu szybko topniały. Niektórzy szli nad ocean łowić ryby, bo inaczej byśmy z głodu pozdychali. Ludzie byli na skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego.

Pan Bogusław opowiada, w jakich warunkach mieszkał.

- Były to zapchlone, zarobaczone baraki, z pokojami 6-osobowymi, choć obiecywano trójki. Podczas deszczu woda lała się nam na głowę. Nie było mowy o odpoczynku, bo obok stała dyskoteka.

Po co nam ambasada

Wraz z 6 innymi osobami powiedzieli "dość". Spakowali torby. Nie mieli pieniędzy na powrót, więc postanowili szukać pomocy w polskiej ambasadzie w Madrycie.

- Poskładaliśmy się na telefon, ale w ambasadzie nie przejęli się naszym losem. Powiedzieli, że samochodu po nas nie wyślą, i mamy sami trafić do nich - opowiada rozżalony. - Nie wiedzieliśmy, że ambasada jest czynna tylko do godz. 13, ani tego, że do tramwaju nie wejdziemy z walizkami, bo po zamachu wprowadzili takie obostrzenia. Musieliśmy iść na piechotę. Zmęczeni i głodni. Noc spędziliśmy na peronie metra.

O godz. 6 rano Polacy byli już przed budynkiem ambasady.

- Ochroniarze nie wpuścili nas do środka, żebyśmy w ciepłym korytarzu mogli poczekać. Potem dostaliśmy herbatę i po dwa ciasteczka - mówi. - Obiecali też założyć za nas pieniądze na powrót do Polski. Bus miał być wieczorem następnego dnia. Do tego czasu "zaoferowali" 20 euro na przeżycie. Wychodziło po ok. 3 euro na osobę, gdy butelka coli kosztowała 1,5. W końcu dali nam 50 euro. Nie wiem, po co nam taka ambasada.

Nikt nie kazał im jechać

Noc mieszkańcy regionu spędzili na dworcu. Po powrocie, o oszustwach w Hiszpanii pan Bogusław powiadomił policję. Co usłyszał? Że nikt się nie będzie zajmował tą sprawą, bo pojechał tam z własnej woli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24