Przemyskie PO i PiS zarzucają sobie niszczenie plakatów wyborczych

W Przemyślu niszczenie plakatów zarówno Jarosława Kaczyńskiego (PiS) jak również Bronisława Komorowskiego (PO) to normalność. Są zrywane, zaklejane, zamalowywane.

- Miejsca na plakatowanie na terenie Przemyśla jest na tyle dużo, że wystarczy na ekspozycję obydwu kandydatów. Zamiast zaklejania i zrywania plakatów, które niepotrzebnie podnoszą koszty kampanii, proponujemy podział tablic i słupów po połowie, dla każdego z kandydatów - w liście do PiS pisze poseł Piotr Tomański, przewodniczący zarządu powiatu przemyskiego PO.

Twierdzi, że zaoszczędzone w ten sposób pieniądze, mogłyby być przekazane na pomoc dla powodzian.

W piśmie, skierowanym również do wiadomości mediów, przypomina, że materiały komitetów wyborczych są pod ochroną prawną.

- Jeśli przypadki niszczenia naszych materiałów będą się powtarzać, to skierujemy wniosek do organów ścigania o wszczęcie postępowania i ukaranie winnych tego, niestety stale powtarzającego się procederu ze strony osób zaangażowanych w kampanię Jarosława Kaczyńskiego - pisze w liście Tomański.

Przemyski sztab wyborczy J. Kaczyńskiego jest zdziwiony pismem.

- Przecież to działacze PO rozpoczęli tę wojnę. Zaklejali nasze plakaty w Boże Ciało. Nasze materiały są niszczone systematycznie, w sposób metodyczny. Są na nich dopisywane niesmaczne komentarze. Mamy sygnały, że młodzi ludzie, działający dla PO, niszczyli nasze plakaty będąc pod wpływem alkoholu - mówi Lucyna Podhalicz, koordynator wyborczy z ramienia PiS w okręgu krośnieńsko - przemyskim.