Rada Miasta Rzeszowa - za dużo żartów, za mało pracy

Rada miasta to 25 osób reprezentujących 4 kluby. Największy to dziewięcioosobowy PiS. Proprezydencki Rozwój Rzeszowa liczy 6 członków, a PO i SLD mają po 5 osób. Po ostatnich wyborach układ sił w radzie mocno się zmienił. Prezydenccy radni podzielili się na dwa kluby (SLD i RR), ale ponieważ jest ich tylko 11, musieli zawiązać koalicję z PO. Chociaż razem mają 16 na 25 szabel, nie zawsze głosują po myśli prezydenta, co raz po raz rodzi na sali frustrację i prowadzi do wielu słownych utarczek.

Chlebek kontra Kultys

Podczas wtorkowej sesji po raz kolejny dał o sobie znać Czesław Chlebek, szef Rozwoju Rzeszowa. Jako główny rycerz prezydenckiej drużyny niemal każdą wypowiedź kończył uszczypnięciem Roberta Kultysa, jednego z liderów klubu PiS. Radnych prawicy rozbawił do łez świątecznym apelem w obronie Tadeusza Ferenca.

- Mamy Wielki Tydzień. Niech pan przeprosi pana prezydenta za szkalowanie - mówił w kierunku Kultysa. Za obraźliwe uznał pytania radnego PiS o uzbrojenie strefy ekonomicznej Dworzysko. - Ja nikogo nie obraziłem. Jak kiepsko idą prace, każdy widzi. Czesław Chlebek? Jego docinki mnie bawią i nie zamierzam polemizować na tym poziomie - odpowiada Kultys.

- Po prostu radni prezydenta wiedzą, że na pewne tematy nie mają wiedzy i nie są w stanie merytorycznie odnieść się do wypowiedzi Roberta. Dlatego w dziecinny sposób próbują zbić go z pantałyku. Wolą inwektywy, niż merytoryczną dyskusję - uważa Jerzy Cypryś, szef klubu PiS.

Ale ataki na Roberta Kultysa to nie wszystkie wyczyny radnego Chlebka. Tłumacząc radnym PiS ekonomiczny sens przyłączenia Malawy stwierdził niedawno, że Rzeszów jest jak chłop. A każdy chłop wie, że aby wyciągnąć, najpierw trzeba włożyć. Z kolei namawiając do przyłączenia Matysówki przekonywał, że ludzie mają tam problemy z wodociągiem.

- Jedna z mieszkanek mówiła mi, że z tego powodu nie myła się dwa lata. Zróbmy jej prezent, niech się wreszcie wykąpie w wodzie z Rzeszowa - namawiał prawicę.

- Ja po prostu mam poczucie humoru i w ten sposób próbuję rozładować napięcie na sali. Radni PiS do wielu spraw podchodzą zbyt poważnie i czasami niepotrzebnie się spinają. Nie wycofuję się z moich wypowiedzi, na żartach trzeba się znać - odpowiada dziś radny Chlebek.

Poziomem dyskusji na sesjach coraz bardziej zniesmaczony jest przewodniczący Andrzej Dec, który radnym jest nieprzerwanie od 1990 roku.

- To choroba, która przetacza się przez radę. Zamiast merytorycznych argumentów ocenia się w wypowiedzi adwersarza. Jak jeden zacznie, kolejni robią to samo. Niestety, prym wiedzie w tym prezydent, który daje zły przykład, m.in. mówiąc radnym po imieniu. To nie na miejscu, ale moich uwag zdaje się nie słyszeć - ocenia Dec.

- Podczas ostatniej sesji prezydent powiedział mieszkańcom Drabinianki, żeby nie byli frajerami i zgodzili się na budowę kortów. Mówienie per "ty" to przy tym pestka - dorzuca Cypryś.

Ferenc odpowiada, że atmosfera na sesji jest dużo przyjemniejsza niż w Sejmie, a mówienie po imieniu to w jego ustach oznaka szacunku.

- Jestem prezydentem i mogę sobie na to pozwolić. To buduje dobrą atmosferę w pracy. A jak krzyknę czy przeklnę, to tylko dlatego, że dużo wymagam. Mam do tego prawo, bo dobrze płacę - odpowiada prezydent.