Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Wilk przejechał na handbike'u 240 km w ciągu jednego dnia

Beata Terczyńska
Rafał Wilk
Rafał Wilk
W ciągu jednego dnia Rafał Wilk przejechał na handbike'u aż 240 km! Tym samym były żużlowiec, dwukrotny mistrz olimpijski paraolimpiady w Londynie, pobił swój styczniowy rekord - 160 km.

Rafał Wilk pochwalił się najnowszym rekordem podczas spotkania z młodzieżą Zespołu Szkół Gospodarczych w Rzeszowie, którego organizatorem był Krystian Herba, nauczyciel wychowania fizycznego w ZSG. Były żużlowiec opowiadał, jak wypadek na torze sprzed 6 lat odmienił jego życie i kiedy wrócił do sportu. Najpierw były specjalne narty, bo do jeżdżenia w pozycji siedzącej. Wybrał się na nie już pół roku po wypadku. Ku zaskoczeniu lekarzy.

- Kiedy powiedziałem im, że wybieram się na narty, kilka razy pytali: Gdzie się pan wybiera? No, na narty - odpowiadałem. Za wcześnie. Dobrze się pan czuje? - odradzali, ale ja czułem, że organizm tego potrzebuje i pojechałem - opowiada sportowiec. - Z czasem dojrzałem do roweru. Pożyczyłem handbike na dwa tygodnie od kolegi, który akurat gdzieś wyjeżdżał. Od razu wiedziałem, że to jest to, bo można zsiąść z wózka, poczuć się wolnym, pojeździć po trasach, górkach dookoła Rzeszowa, obcować z naturą.

Rafał zaczął się interesować, gdzie można kupić rower z napędem ręcznym.
- Pierwszy ściągnąłem ze Stanów dzięki bratu. Dostałem go akurat wtedy, gdy przechodziłem kolejną operację - mówi. - Wymieniali mi cały stelaż w plecach, bo nie wytrzymał mojego trybu życia. Parę śrub się tam urwało - żartował przy młodzieży.

Niedługo po wyjściu ze szpitala, choć jeszcze plecy nie do końca były wygojone, zaczął trenować. Z czasem na poważnie, z myślą o zawodach, a potem o paraolimpiadzie. - Paradoksalnie mówiąc, wypadek na żużlu sprawił, że pojechałem na olimpiadę, bo przecież sporty motorowe nie są olimpijskimi.

Pytany, z czego wynika niesamowity pęd do aktywności, tłumaczy, że na pewno sport miał duży wpływ na jego charakter, silną wolę. - Mnie porażki motywowały do tego, żeby się jeszcze bardziej starać - mówi. - A że najwięcej wypadków ponoć dzieje się w domu, więc staram się wychodzić teraz jak najczęściej, żeby mnie coś jeszcze nie spotkało - śmieje się.
Wracając wspomnieniami do 3 maja 2006 r., mówi tak: - To był szczególny dzień, kiedy pewien etap życia się zamknął, ale trzeba było szybko rozpocząć nowy. Życie trzeba przyjmować takie, jakie jest, choć nie jest łatwo. Pokazywać sobie i innym, że nie musi być gorsze. Warto podejmować różne wyzwania. Mam mnóstwo radości w sobie, a to jest chyba najważniejsze, by cieszyć się życiem.

Gdyby miał jeszcze raz je powtórzyć, też wybrałby żużel, bo - jak mówi - był to kawał fajnego czasu, przeżyć, wyjazdów...

Olimpijczyk z uśmiechem opowiadał, jak czasami reagują ludzie na widok rowerzysty w pozycji leżącej. - Podjechaliśmy kiedyś z kolegą do sklepu i poprosiliśmy pana, żeby nam coś podał. A on na to: Może byście sami przyszli? No to ja: Wiem pan, bo my nie chodzimy. Usłyszałem wtedy: Nie dość, ze leniuszek, to jeszcze kłamczuszek.

Innym razem w Kazimierzu rowerzystka przekonywała go, że ma lepiej, bo sobie wygodnie leży i chętnie by się z nim zamieniła. Dopiero, gdy się dowiedziała, że pozycję wymusza niepełnosprawność, zmieniła zdanie.

Uczniowie mieli okazję zobaczyć jak wygląda handbike, którym wystartował na olimpiadzie w Londynie . - Zaczynałem od roweru, który ważył 16,5 kg. Ten jest o 6 kg lżejszy. Można go rozpędzić do dość dużych prędkości i sporo kilometrów na nim przejechać.

Największe prędkości? - Maksymalna to 94 km/godz., ale z górki. Nie myślcie, że na prostej. A taka średnia to 40 - 45 km na godz.

Od grudnia ma na koncie już 600 godz. treningów i ponad 15 tys. przejechanych kilometrów. - Niektórzy pewnie autem tyle nie przejeżdżają w ciągu roku - śmieje się.

Ma w sobie takie zaparcie, że jedne z zawodów wygrał, mimo, iż na trasie złamał nogę.
- Jakie to uczucie? Na pewno jest przyjemniejsze, niż u zdrowego człowieka, bo nie boli - śmieje się. - Nie zdawałem sobie sprawy, że noga jest złamana. Dopiero w domu podejrzanie zaczęła wyglądać, nabierała kolorów i masy.
Prześwietlenie pokazało, że jest problem. Rafał nie przejął się, czy kości zostały dobrze poskładane. - Modelem już nie będę. Wydaje się, że zrosły się w miarę dobrze, chociaż tego nie wiem, bo miałem pójść do kontroli po dwóch miesiącach, ale nie byłem. Dwa lata teraz minęły - znów się śmieje.

- To nie znaczy, że dobrze robię. Nie ma co brać przykładu, bo o zdrowie trzeba dbać. Tak ogólnie, bardzo dbam. To był jednorazowy przypadek - zaznacza.

Kiedy na olimpiadzie usłyszał Mazurek Dąbrowskiego.... - Dobrze, że nie stałem, tylko siedziałem. Człowiekowi wydaje się, że jest taki twardy, wszystko może, ale jak zagrali hymn, aż mi się te moje nogi ugięły - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24