Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ralph Kamiński: Nie lubię dosłowności w sztuce

Jakub Hap
Karol Łakomiec
Śpiewa, komponuje, aranżuje, pisze teksty. My Best Band in The World - tak nazywa się 7-osobowa grupa, z którą chce podbić świat. Koncertową promocję albumu „Morze” rozpocznie 4 marca w Jasielskim Domu Kultury. Wywiad z Ralphem Kamińskim

2016 r. był dla ciebie przełomowy. 6 czerwca telewidzowie z całej Polski mogli usłyszeć twoją twórczość z Opola, 14 listopada albumem „Morze” zadebiutowałeś na rynku fonograficznym. Jak czuje się młody artysta z małego Jasła, któremu dane jest spełniać marzenia?
Fantastycznie. Nic nie daje takiej radości, jak możliwość robienia rzeczy, które się kocha. A ja kocham śpiewać, komponować, zamykać się w swoim muzycznym świecie. Dzięki wydarzeniom, które przywołujesz, mogłem wyjść z tym co robię na zewnątrz, podzielić się sobą ze światem. To coś wspaniałego, bo chyba żaden twórca nie pisze tylko dla siebie.

Twoje „Morze” nie zginęło w morzu wielu innych wydawnictw - zostało zauważone przez publiczność i branżę. Zbiera pochlebne recenzje. Wierzyłeś w sukces?Zawsze wierzyłem w siebie. Swój talent, możliwości, wizję twórczości. Miałem też przeczucie, że tych kilkanaście piosenek, nad którymi ciężko pracowałem przez ostatnie pięć lat, tworzy dobry materiał. „Morze” to początek nowego rozdziału w realizowaniu pasji, fundament, na którym chcę oprzeć muzyczną przyszłość, walkę o kolejnych słuchaczy.

Odpalając twoją płytę, już z pierwszą piosenką da się wyczuć, że jesteś osobą niezwykle wrażliwą, sentymentalną. Utwór „Apple Air” to wycieczka w czasie do twojego dzieciństwa. Każdy ma w sobie jakieś pokłady sentymentalności. Zależało mi, żeby płyta była osobista. „Apple Air” to wyjątkowa piosenka. Pomysł, by zaśpiewać o zapachu jabłkowego powietrza z „Pektowinu”, zaświtał mi w głowie jeszcze w liceum, gdy wracałem późnym wieczorem do domu. Idea była prosta: w jednym utworze wyrazić całą magię beztroskich czasów, które już nie wrócą, ale które zawsze pozostaną we mnie. Gdy wyjechałem na studia do Trójmiasta, przychodziły chwile tęsknoty za jasielskimi ulicami. Miejsca, które mamy na wyciągnięcie ręki, wydają nam się nudne. Dopiero gdy się z nimi rozstaniemy, zaczynamy je doceniać. O tym też jest ten utwór.

Płyta zaczyna się od słów do mamy, dziękujesz jej za miłość. To najważniejsza osoba w twoim życiu?Dzięki niej jestem tu, gdzie jestem. Ona we mnie uwierzyła, choć na początku nikt inny nie widział we mnie większego muzycznego potencjału. Zawsze miałem wsparcie w mojej mamie… Nie bała się we mnie inwestować, nawet, gdy nie mieliśmy zbyt dużo pieniędzy. Kiedy w ostatniej klasie liceum chciałem jeździć na lekcje śpiewu do Krakowa, by je opłacić, była w stanie wziąć kredyt - tak zależało jej, bym spełniał marzenia.

Piosenka „Jan” również jest bardzo sentymentalna...To mój pomnik dla dziadka, Jana Skórskiego. Gdy zacząłem ją pisać, jeszcze był z nami, druga zwrotka powstała po jego odejściu. Dziadek to druga z najważniejszych dla mnie osób. On też bardzo mi pomagał, przede wszystkim podczas studiów. Był hodowcą gołębi, mistrzem w wyścigach gołębi sportowych. Niesłychanie barwna postać, lecz niebywale skromna. W YouTube można obejrzeć krótki dokument o jego hobby.

Jak na debiutanta ociekasz dojrzałością. Twoja twórczość jest spójna, teksty - choć bardzo osobiste - wolne są od grafomanii. W twoich piosenkach czuć serce. Bardzo mi miło, gdy słyszę takie słowa. Planując swoją przyszłość, nie miałem „planu B” - chciałem tworzyć muzykę, bo to moja wielka pasja i jedyne prawdziwe marzenie. Nigdy nie śpiewałem dla samego śpiewania. Cieszę się, jeśli to słychać. By porywać tłumy, a kiedyś poczuć się artystycznie spełnionym, muszę dawać z siebie więcej. W zasadzie nie trzeba być superwokalistą, aby opowiadać piękne historie, wzbudzać emocje. Doskonałość to błąd, choć warto do niej dążyć.

Gdybym miał wymienić trzy słowa najtrafniej definiujące twoją twórczość, wszystkie zaczynałyby się od litery „n”: niepokój, nostalgia, niepewność. Swoimi piosenkami zabierasz słuchacza w świat, którego barwy nie wydają się kolorowe, choć na co dzień zdajesz się być osobą wręcz tryskającą pogodą ducha.Ta płyta zamyka okres pt. „Morze”, w którym dorosłość uderzyła mnie w twarz. Jest rozliczeniem pewnego etapu. Na co dzień staram się podchodzić do wszystkiego z uśmiechem, stawiać czoła przeciwnościom. Ale to nie znaczy, że nie mam w sobie smutku. Targają mną różne emocje. Ujście dla nich znajduję w piosenkach, które są moim katharsis. Opowiadają o mnie i moim życiu, od początku do końca. Dużą wagę przywiązuję też do klipów, które, jak cała moja twórczość, powstają według mojej wizji. A ona zawsze jest specyficzna, bo nie lubię dosłowności w sztuce.

Jak powstają twoje utwory? Rzadko jest tak, że siadam do pianina z założeniem, że zaraz coś stworzę. Musi być jakiś impuls. Zawód muzyka nie jest łatwy - wprawdzie niektóre z moich utworów powstały w kilka godzin, ale są i takie, które dojrzewały miesiącami. Tak było np. z „Moim Hymnem o Warszawie”. Nie chciałem, by wyszedł banał, coś niezgodnego ze mną. Tym bardziej, że byłem pewien, że ta piosenka będzie poddana krytyce.

Skoro podjąłeś temat utworu o stolicy - bardziej ją kochasz, czy jednak bardziej Cię wkurza?Lubię wielkomiejskie życie. Szybko odnalazłem się w stolicy. To moje miejsce, bo tam mam swój zespół, wielu znajomych. Ale ja jestem typem włóczykija, lubię podróże, częstą zmianę otoczenia. A odpowiadając na pytanie - kocham Warszawę za indywidualność, otwartość. Można tam swobodnie tworzyć. Wkurzam się na nią za podejście do niektórych ludzi, wysokie ceny mieszkań, korki i smog. Wydaje mi się jednak, że częściej mnie zachwyca.

Przed kilkoma dniami cała Polska żyła śmiercią Danuty Szaflarskiej. Z tego co słyszałem, była twoją sąsiadką.Odeszła w wieku 102 lat, miałem wrażenie, że to kobieta niezniszczalna. Onieśmielony jej legendą, niestety, nigdy nie odważyłem się nawiązać z nią rozmowy. Wiem jednak, że była bardzo otwartą osobą - zalaliśmy pani Danucie mieszkanie, nie było problemów (uśmiech). Włożyłem do jej skrzynki swój album. Nie mam pojęcia, czy zdążyła odsłuchać, ale byłaby to dla mnie wielka nobilitacja.

Masz już swoją publiczność? Jeśli tak, jaka ona jest?Na moje koncerty przychodzą ludzie, którzy lubią zagłębiać się w muzyce. W różnym wieku. Zdarza się, że widzę twarze, które już znam. To dowód, że to co robię ma sens.

Często odwiedzasz Jasło? Masz tu ulubione miejsca?Najbliżsi mieszkają obecnie na przedmieściach, zaglądam do nich, kiedy tylko mogę. Będąc na Jasielszczyźnie, zawsze staram się także wpaść do babci. Ulubione miejsca? Mam takie jedno, magiczne, skąd widać całe Jasło. Wieczorami lubię jeździć autem jasielskimi ulicami.

Czujesz się popularny w rodzinnym mieście?Raczej lekko zawstydzony, np. na widok plakatów mojego koncertu, który już 4 marca (śmiech). Chociaż oczywiście to niesamowite uczucie.

Jutro twoja historia zatoczy koło. W JDK-u stawiałeś pierwsze wokalne kroki...Cieszę się, że pierwszą trasę koncertową rozpocznę właśnie w tym miejscu, że udało się namówić pana dyrektora. To będzie wielkie show z niespodziankami.Jestem tym koncertem bardzo podekscytowany. Potem wystąpię w dziewięciu innych miastach, większość wejściówek jest już wyprzedana. Czuję, że zbliża się dla mnie niesamowity czas. Dziękuję wszystkim, którzy kupują moje płyty. Widzimy się w sobotę!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24