Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reżyser Jan Jakub Kolski: Myślę, że wrócę na Podkarpacie z kolejnym moim filmem [ZDJĘCIA]

Beata Terczyńska
Fot. Michał Mielniczuk/Biuro prasowe UMWP
Pytacie, jaka substancja przywiodła mnie w podkarpackie. Budynki, jakaś infrastruktura szczególnie przydatna do filmu? Odpowiadam: nie. Ten rodzaj człowieczeństwa, który państwo nosicie w sercach i którym nas obdarowaliście, to jest wasz największy skarb. Proszę, zachowajcie go na zawsze. Po to tu przyjeżdżamy, żeby doświadczać tej niezwykłej energii - mówił reżyser podczas regionalnej premiery "Ułaskawienia" w Rzeszowie.

„Ułaskawienie” to kolejne dzieło jednego z najbardziej uznanych polskich reżyserów, Jana Jakuba Kolskiego, autora m.in. "Jasminum" i "Jańcia Wodnika".

W nowym filmie sięgnął po wątki autobiograficzne, by na motywach historii własnego dziadka ukazać stratę niemożliwą do zaakceptowania. To kameralna i refleksyjna, ale zarazem wstrząsająca opowieść poruszająca uniwersalne tematy.

Para głównych bohaterów (granych przez Jana Jankowskiego i Grażynę Błęcką-Kolską) odnajduje w sobie determinację, by razem ze zwłokami syna przemierzyć pół kraju i zapewnić zmarłemu godny pochówek. Wędrówka bohaterów przez rozdartą wewnętrznie Polskę 1946 roku pozwala im zobaczyć na własne oczy rzeczywistość zrujnowanego wojną kraju. To świat, w którym bliscy zwracają się przeciwko sobie, a pomoc może przyjść z niespodziewanej strony. Osobista misja bohaterów nosi znamiona westernowej tułaczki, podczas której nawet surowe warunki i śmiertelne niebezpieczeństwo nie są tak ciężkie, jak brzemię na ich ramionach. Żeby osiągnąć swój cel bohaterowie muszą wykazać się wytrwałością i hartem ducha dawnych pionierów Dzikiego Zachodu.

Już kiedy gościliśmy na planie filmowym w Przemyślu, reżyser mówił nam, że „Ułaskawienie” ma być obrazem bardzo osobistym.

- Chcę powołać się na życie moich dziadków. W ich losie wpisanym w panoramę losów polskich pierwszych lat po wojnie przechował się jakiś szczególnie przejmujący depozyt cierpienia, uporu, odwagi i... miłości. Przez lata uczyłem się historii o bohaterach: w Szkole Podstawowej w Popielawach, w liceum we Wrocławiu, na studiach, na ulicy. Zmieniały się ustroje, z nimi perspektywy, ale jedno pozostało niezmienne: pewność, że najodważniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem, była moja babcia Hania, zaś mężczyzną mój dziadek Jakub.

Plac zdjęciowy przy klasztorze w Przemyślu.

W Przemyślu Jan Jakub Kolski kręci "Ułaskawienie" [ZDJĘCIA, WIDEO]

Reżyser podczas spotkania z widzami w Rzeszowie mówił wczoraj, jak wiele zawdzięcza dziadkom. Po babci ma m.in. pracowitość, umiejętność pokonywania przeszkód i... rozmawiania ze zwierzętami.

- Dziadek wyposażał mnie w inny sposób. W jakimś sensie zahartował mnie. Dziś myślę, że robił to z miłości, jakiejś przemyślności. Stając przed wyborem, czy mówić słuchaj drogi wnuczku, jesteś takim dziwnym, przewrażliwionym dzieckiem, ale bardzo cię kocham, wolał mówić: nic z ciebie nie będzie, do wojska się nie nadajesz. Wybrał to drugie, szorstkie podejście. Zmuszając mnie do wysiłku.

Przyznał, że przedstawiona w filmie podróż z trumną jest wyimaginowana, że to w zasadzie było marzenie babci Hani, ale nigdy nie spełnione.

- Babcia mówiła do zmarłego syna, że chciałaby go pochować wysoko i w spokojnej ziemi. Uznałem, że wysoko, to być może znaczy w górach. Wybrałem Bieszczady, bo je lubię, wybrałem te okolice, bo je lubię. I tam wyprawiłem dziadków z trumną. To była podróż imaginowana, w jakimś sensie zamówiona pod moją babcię. Ale wiem też, co jest po stronie faktów, bo bardzo pieczołowicie to badałem. Przez z górą rok przesiadywałem w IPN. Czytałem dokumenty, dziesiątki stron dotyczące wuja, dotyczące Konspiracyjnego Wojska Polskiego.

Reżyser Jan Jakub Kolski: Myślę, że wrócę na Podkarpacie z k...

Opowiadał, że dziadek, rymarz z Popielaw, świeżo po tym, jak ożenił się z babcią, wówczas 17-letnią dziewczyną, poszedł do Pierwszego Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Na ochotnika. Po to, żeby brać udział w wojnie polsko – rosyjskiej. Przeszedł cały szlak bojowy. Brał udział w szarży pod Arcelinem.

- Z szabelką, na jakimś koniku, mam nadzieję, że jak na ekranie białym, rzucił się na bolszewików, których było więcej. Takim prawdziwym żołnierzem, nieugiętym była też moja babcia. Był taki moment, kiedy miała męża w obozie koncentracyjnym, w stodole ciężko rannego po potyczce partyzanckiej wuja, 12-letnią córeczkę - moją mamę - wywiezioną na przechowanie do rodziny, starszą córkę świeżo w grobie po tym, jak po operacji ślepej kiszki wdała się infekcja. Musiała dać sobie radę z tym wszystkim.

Reżyser z humorem opowiadał też, że babcia miała własne pijawki do leczenia. Co jakiś czas je kąpała.

- Państwo wiecie, że pijawki nigdy nie są takie same. Bywają bardziej lub mniej rozciągnięte. Ona je nieomylnie rozpoznawała. Wiedziała, która jest Hania, Jadzia, Zosia. Przemawiała do nich, gdy doświadczały tej kąpieli. Moja babcia przełamywała stereotypy prostej, wiejskiej kobiety. Była i prosta i skomplikowana. I wiejska i światowa.

I odważna.

- Gdy Skrzypczyk (sąsiad) zaczynał pić, pakowała pierzynę w tobołek i przenosiła się do Skrzypczykowej. Mówiła do dziadka: Skrzypczyk pije, on kiwał głową ze zrozumieniem. To niestety dla mnie oznaczało, że przez 3, czy 4 dni babcia będzie spać u Skrzypczykowej, żeby ją bronić przed mężem, a dziadek będzie gotował. Dziadek gotował gorzej, niż babcia - żartował.

Na ekranie pojawia się dobry Niemiec. To fikcyjna postać, czy autentyczna?

- To postać wzięta z życia. Mój dziadek wrócił z obozu w Auschwitz w 1946 roku ważąc 49 kg. A rok wcześniej, zimą z 44 na 45 rok ważył zaledwie 39 kg. Przeżył dzięki temu, że niemiecki podoficer pracujący w obozie wziął go do rymarni. Miał tam lepsze jedzenie i ciepło. Dziadek po wojnie zdawał relację sprawiedliwie. Nie mogłem o tym zapomnieć. Stąd postać Niemca.

Ważnymi elementami w obrazie jest wiara, religia, Bóg. Jan Jakub Kolski pytany o jego wiarę, odpowiedział tak: - Ja się kłócę, jestem niedowiarkiem. Mnie potrzeba dowodów na istnienie. Los nie obdarował mnie taka prostą, naiwną, szczerą wiarą w Boga. Ostatnio dostaję od niego głównie dowody na nieistnienie, więc się zmagam. Szukam, eksploruję siebie, świat dookoła i odnajduję jakąś siłę sprawczą w bardzo prostych rzeczach.

Zapamiętał, że dziadek słysząc o kolejnych końcach świata, uśmiechał się do siebie.

- Jak go pytałem, czemu się śmieje, przecież to poważna sprawa, powtarzał, że koniec świata już był. On go widział będąc w Auschwitz. Kiedy chciałem z nim rozmawiać o Bogu, mówił "Ciii… O tym ze mną nie rozmawiaj". No więc nie rozmawiałem. Próbowałem sam na własną rękę szukać odpowiedzi na pytania. Ciągle szukam.

Istotny jest także motyw butów oficerskich, zakładanych synowi leżącemu w trumnie i zdjętych w pewnych okolicznościach.

- Absolutnie jest to motyw, który nie wziął się znikąd, tylko z historii rodzinnej. - Były takie buty oficerskie w rodzinie. Dziadek je strasznie nabożnie traktował. Pieczołowicie pastował w lewo, w prawo i od wielkiego święta zakładał. Przymierzyłem je kiedyś. Natychmiast się wywróciłem, bo założyłem je zimą.

W roli jednego z braciszków w klasztorze widzimy Krzysztofa Globisza. Wielkiego aktora, który w lipcu w 2014 r. doznał udaru mózgu.

- Nie musiałem go długo namawiać. Całym sobą łaknął takiej propozycji. Pytany o udział Krzysztofa w tym filmie, odpowiadam niezmiennie, że tak rozumiem przyjaźń. Jeśli spotykaliśmy się, gdy z jego zdrowiem wszystko było ok, to dlaczego nie mielibyśmy pokonać tych przeszkód, które pojawiły się po drodze i nie spotkać teraz. Poprosiłem Krzysztofa, żeby zrobił filmik, w jakiej jest kondycji fizycznej, żebym wiedział, co mam do dyspozycji, Po prostu. Jak zawodowiec zawodowca, ale przecież z tyłu, w drugim planie było to, co przeżyliśmy razem, czyli przyjaźń. Z dużym humorem, dystansem do siebie, pokazał, że umie machać laseczką, stać na jednej nodze. Bardzo się ucieszyłem, że odzyskuje zdrowie.

Na pytanie jednego z widzów, czy możemy się spodziewać, że Jan Jankowski zastąpi teraz Franciszka Pieczkę, który w wielu filmach reżysera był jednym z głównych aktorów.

- Tego nie możecie się spodziewać - śmiał się reżyser. - Franek Pieczka jest nie do zastąpienia. Ma dla niego propozycję dużej roli. Myślę, że go przekonam.

Żartował, że próbował powołać do życia nową jednostkę miary – jedną pieczkę. - Byłaby to jednostka szczególnego człowieczeństwa, wartości, życzliwości. Tego wszystkiego, co Franek ma.

Z humorem przyznał też, że wymagającą pracę nad "Ułaskawieniem" zakończył... w szpitalu.

- Uspokoję państwa, jestem znów w dobrej formie. Robiłem badania. Jak u młodzieniaszka. Wszystko gra. Będę się eksploatował dalej, ale już nie w tak ponurym świecie. Ciągnie mnie do czegoś jaśniejszego. Napisałem taki scenariusz dla dzieci. Wydaje się, pod opieką literacką mojej 7,5-letniej córki. Powiedziała bowiem: w porządku, możemy robić.

Reżyser podkreślał, że nie odpowiada na zamówienia z zewnątrz. Czeka, aż zapuka wewnętrzne, z serca.

- Spełniły się wszystkie oczekiwania, które miałem wobec podkarpackich miast i okolic. Doświadczyłem tu wielkiej sympatii. Powody, dla których chciałbym tu wrócić ciągle są żywe, wiec wrócę. Mam nadzieję, ze przyjmiecie mnie tak, jak do tej pory.

Zaprzyjaźnił się z wieloma osobami. Szczególnie ciepłą atmosferę poczuł w Węgierce, u pani Stasi i Antoniego. - To starsi państwo, którzy mają taką skromną chatkę, ale w sobie tyle serca, cierpliwości do innych. Szybko zorientowałem się, że nie tylko oni. Większość ludzi tu jest takich.

Kiedy zatem wróci pan na Podkarpacie?

- Zaraz, jak tylko dostanę pieniądze na nowy film. Myślę, że część będzie kręcona własnie u was.

Film zrealizowany został przy wsparciu finansowym Urzędu Marszałkowskiego i Urzędu Miasta Rzeszowa, z Podkarpackiego Regionalnego Funduszu Filmowego.

Zdjęcia powstawały m.in. w Przemyślu, Sędziszowie Małopolskim, Pruchniku, Rozbórzu Długim, Węgierce, Krzywczy. Poza Podkarpaciem, także w Czechach, na Słowacji, w Łodzi, na Dolnym Śląsku. Na ekranie to jeden świat. Za zdjęcia odpowiada Julian Kernbach.

„Ułaskawienie” wejdzie do w kin 22 lutego. Już spotkało się z dużym uznaniem ze strony krytyków filmowych. Zdobyło trzy nagrody na Festiwalu Filmowym w Gdyni (w tym za scenariusz dla Jana Jakuba Kolskiego oraz za główną rolę kobiecą Grażyny Błęckiej-Kolskiej).

ZOBACZ TEŻ INNE WIDEO Z PLANU ZDJECIOWEGO:
Jan Jankowski

Agnieszka Janowska

Jan Jakub Kolski

POPULARNE NA NOWINY24:

Zaginieni w województwie podkarpackim. Czy ich widziałeś?

Gala Ślubna w Hotelu Korczowa [ZDJĘCIA]

Premier i minister przylecieli do nas 2 śmigłowcami [FOTO]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24