Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinna tragedia w Smolniku. W pożarze zginęły cztery osoby

Ewa Gorczyca, Tomasz Jefimow
Pożar drewnianego domu w Smolniku miał wyjątkowo dramatyczny przebieg. Strażacy w zgliszczach odnaleźli ciała czterech osób. Uratował się tylko 47-letni mężczyzna
Pożar drewnianego domu w Smolniku miał wyjątkowo dramatyczny przebieg. Strażacy w zgliszczach odnaleźli ciała czterech osób. Uratował się tylko 47-letni mężczyzna Grzegorz Oleniacz/KM PSP Sanok
Pożar w Smolniku wybuchł w nocy z piątku na sobotę. W płomieniach stracili życie 87-letnia kobieta, jej syn, synowa i wnuk. Tylko jeden z domowników zdołał wydostać się z domu.

Dom pani Janiny stał w centrum wsi, ale zabudowania w Smolniku są położone dość daleko od siebie. Dlatego sąsiedzi nie widzieli, co się dzieje. Kiedy przybiegli na miejsce, żywioł szalał się już tak, że nikt nie był w stanie wejść do domu, aby ratować ludzi. Łuna od ognia sięgała wyżej drzew. Przepalony dach runął do środka.

- To był budynek o drewnianej konstrukcji, typowy dom łemkowski. Pożar rozprzestrzenił się błyskawicznie - opowiada mł. bryg. Grzegorz Oleniacz, naczelnik Wydziału Operacyjno-Rozpoznawczego KP PSP w Sanoku, który był na miejscu akcji gaśniczej.

87-letnia właścicielka domu była wdową, mieszkała z synami.

- To byli biedni, ale dobrzy ludzie - mówią sąsiedzi.

Dramaty nie oszczędzały tej rodziny. Jej członków dotknęła choroba, która ograniczała im możliwości poruszania się. 10 lat temu zmarł jeden z synów pani Janiny. Drugiego pochowała w ub. tygodniu. To właśnie na pogrzeb szwagra przyjechała 47-letnia synowa pani Janiny i jej 23-letni wnuk. Panie pozostawały w bardzo dobrych relacjach. Dlatego kobieta postanowiła zostać na noc, żeby wesprzeć teściową w trudnych chwilach.

Zgłoszenie o pożarze sanoccy strażacy dostali w nocy z piątku na sobotę, o godz. 23.20.

- Zadzwonił sąsiad - mówi Grzegorz Oleniacz. - Z jego relacji wynikało, że płomienie wydostają się już na zewnątrz budynku. Pożar musiał już trwać od pewnego czasu.

Na miejsce pierwsza dotarła jednostka OSP. Strażakom zawodowym dojazd (ok. 50 km) zajął nieco dłużej. Smolnik to miejscowość na krańcu powiatu, blisko granicy. Strażackie wozy musiały kilka razy pokonywać rzeczne brody, bo mostki były dla nich za wąskie.

Strażacy szybko stłumili płomienie, ale z budynku zostało niewiele - ogień doszczętnie strawił część mieszkalną. Ratownicy od sąsiadów dowiedzieli się, że w domu nocowało kilka osób. Na kolanach przeszukiwali pogorzelisko. W zgliszczach kolejnych pomieszczeń odnajdywali ciała.

- Gaszenie pożarów jest wpisane w naszą codzienną pracę. Ale to, co się stało, wstrząsnęło nami w szczególny sposób. Sytuacja, gdy w jednym pożarze giną aż cztery osoby, jest wyjątkowa. Pierwszy raz w swojej pracy spotkałem się z taką tragedią - dodaje Oleniacz.

Tylko jeden z domowników, 47-letni Stanisław, syn właścicielki, zdołał się - mimo niepełnosprawności - przez okno wydostać z płonącego domu. Dotarł do sąsiadów. Mężczyzna doznał ciężkich poparzeń twarzy, rąk, dróg oddechowych.

- Został przetransportowany do Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej. Jego stan jest bardzo poważny - informuje Katarzyna Wojtowicz, rzecznik sanockiej policji.

W akcji brało udział 40 strażaków. Prace zakończyli oni dopiero nad ranem. Po dogaszeniu pożaru przez kilka godzin porządkowali pogorzelisko.

Więcej zdjęć: Dramatyczny pożar w Smolniku. Nie żyją cztery osoby

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24