Wczoraj przed przemyskim Sądem Okręgowym stanęli 53-letni Marek P. i 24-letni Mateusz Ż.
Pierwszy to były kierownik przemyskiej grupy Towarzystwa Ubezpieczeń na Życia Aviva. To jemu bezpośrednio podlegała Magdalena B. Zdaniem prokuratury, miał jej ułatwiać oszukiwanie wielu klientów poprzez udostępnianie biura po godzinach pracy, swojego konta bankowego, brak reakcji na przyjmowanie znaczących kwot oraz potwierdzanie klientom legalności oferowanych przez oskarżoną usług.
Marek P., emeryt, z miesięcznymi dochodami 3800 złotych. Żonaty, trójka dzieci. Nie przyznaje się do oskarżeń. Wczoraj pojawił się w sądzie w eleganckim, ciemnym garniturze. Odmówił składania wyjaśnień, poprosił o odczytanie swoich zeznań ze śledztwa.
Dobra agentka, ale jej to nie wystarczało
Podczas przesłuchania Marek P. w prokuraturze chwalił Magdalenę B., twierdził, że zaliczała się do najlepszych agentów Avivy w Polsce. Zeznał, że nie wiedział o jej dodatkowej działalności, a zwłaszcza o przyjmowaniu przez nią "astronomicznych wpłat". Wyjaśnił, że dowiedział się o tym dopiero, gdy "wybuchła afera". Wtedy po odbiór pieniędzy zaczęli się do niego zgłaszać oszukani klienci Magdaleny B.
Marek P. w śledztwie zeznał, że "byli parą" z Magdaleną B. To ona miała mu pożyczyć 30 tys. na kupno samochodu leksus. On do tego dołożył kolejne 30 tys. złotych. Twierdzi, że samochód już sprzedał.
Marek P. odpowiada z wolnej stopy. Podobnie jak drugi oskarżony mężczyzna, 24-letni Mateusz Ż. Były agent Avivy. Kawaler, bezdzietny, bez zawodu, prowadzący własną działalność gospodarczą, z dochodami ok. 3800 złotych. Na wczorajszej rozprawie pojawił się w sportowym stroju, w krótkich spodniach.
Zarówno w śledztwie, jak i podczas wczorajszego procesu, nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Prokuratura oskarża go o kierowanie klientów do Magdaleny B. i nakłanianie ich do skorzystania z oferty.
Magdalena B. od 2008 r. była agentką Avivy w Przemyślu. Zajmowała się sprzedawaniem polis. Choć zarabiała dobrze, według jej zeznań od 10 do 40 tys. złotych miesięcznie, chciała mieć jeszcze więcej. Od początku 2011 r., pod szyldem Avivy, zaczęła dorabiać "na boku", oferować klientom bardzo zyskowne lokaty.
Nie wiadomo, gdzie jest 7 mln złotych
[obrazek3] Wczoraj przed Sądem Okręgowym stanął osk. Marek P., były kierownik przemyskiej Avivy. Zdaniem prokuratury miał ułatwiać osk. Magdalenie B. oszukiwanie klientów. (fot. Norbert Ziętal)Pierwsi klienci rzeczywiście dość szybko dostawali swoje pieniądze, powiększone o atrakcyjne "oprocentowanie".
- Wiadomość rozchodziła się pocztą pantoflową. Zainteresowanie było bardzo duże - zeznała w prokuraturze Magdalena B.
W oczach klientów uwiarygodniał ją szyld Avivy. Część wpłat pieniężnych potwierdzała na drukach tej firmy, korzystała z jej pomieszczeń biurowych. Przemyska prokuratura okręgowa ustaliła aż 90 poszkodowanych, wpłacali od kilku tys. złotych do sum nawet ponad pół miliona złotych. Łącznie 7,25 mln złotych. Nie odzyskano tych pieniędzy. Oskarżona twierdzi, że ich nie ma, że zostały spożytkowane na spłatę klientów.
Magdalena B. odmówiła składania wyjaśnień przed sądem. W śledztwie przyznała się do stworzenia systemu, który miał działań na zasadzie piramidy finansowej. Przyznała się również do przyjmowania wpłat pieniężnych.
Kobieta prawie półtora roku spędziła w areszcie tymczasowym. Opuściła go miesiąc temu po wpłaceniu 100 tys. złotych kaucji. Ma dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Proces w tej sprawie ruszył 20 czerwca. Do przesłuchania jest jeszcze 90 poszkodowanych. Prowadzący sprawę sędzia Andrzej Sierpiński wyznaczył jedenaście rozpraw, aż do początku października.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?