Sędzia Krzysztof Lipczyński: marzy mi się prowadzić wielki mecz

- Wygrał pan nasz ranking w IV lidze. Czy to już czas by pójść wyżej?

- Bardzo bym tego chciał. Sędziowanie na razie jest moim hobby, ale marzę o tym by kiedyś posędziować mecz na którym jest kilka tysięcy widzów, mecz o dużą stawkę. Poczuć ten dreszcz. Wracając do wygranego rankingu, to nie tylko moja zasługa, trzeba pamiętać, że każdy mecz prowadzi trzech sędziów, to sukces również moich kolegów.

- Kto jest najbardziej irytujący podczas meczu: kibice, działacze, trenerzy, czy piłkarze, którzy nie zawsze znają dobrze przepisy?

- Jak wychodzę na mecz to jakoś udaje mi się odciąć od tego co mówią kibice. Sędziowie mają co tydzień szkolenia z nowych zasad w piłce, piłkarze nie mają takiego obowiązku, oni mają grać, dlatego mają prawo nie znać nowości w przepisach. Najgorsze jest zawsze to, że mam na decyzję kilka sekund. Trzeba czasem zrozumieć sędziów, to też ludzie i czasem się mylą.

- Podobno po incydencie w meczu Stal Nowa Dęba - Orzeł Przeworsk, kluby gdy się dowiedzą, że sędziuje im Lipczyński wszystkie dokumenty mają gotowe jak trzeba…

- Niekoniecznie. Weryfikacje, bo tych dotyczyła tamta sprawa, powinny wisieć w pokoju sędziowskim, taki jest obowiązek klubu. Chyba jednak nie wszyscy mnie kojarzą, bo niedługo po wspomnianym meczu miałem kolejny. Poprosiłem działaczy o dokumenty. W odpowiedzi usłyszałem: "Panie sędzio, proszę nie przesadzać. Ponoć jeden z sędziów odwołał już mecz w IV lidze. Pan też chce odwołać mecz?". Ale się ten pan zdziwił jak powiedziałem mu, że to ja byłem na tym meczu w IV lidze. Dokumenty jednak mi dostarczono na czas i mecz mógł się odbyć.