Stanisław Pruś: nie wiem, czy się w V lidze zatrzymamy

- Chyba w najczarniejszych snach nie spodziewałeś się, że możecie przegrać w Leżajsku tak wysoko?
- Szczerze mówiąc, to się spodziewałem.

- Serio!?
- My nie potrafimy sklecić akcji, podać celnie piłki na 30-40 metrów. Nie mamy ludzi, chęci, nic nie mamy. 12 lat kopię piłkę w IV lidze i powoli mi ochotę odbiera, bo kto by nie przyjechał wali nas po pięć-sześć sztuk. To jest nieprawdopodobne. Jak tak dalej pójdzie to nie wiem, czy my się w V lidze zatrzymamy.

- Sypiecie się. Na ławce był tylko czterech rezerwowych...
- Za kartki pauzują Kornel Kołacz i Przemek Pik. Arek Marszałek zrezygnował po odejściu trenera Andrzeja Jaskota. Jest nas może 15., z czego trzech-czterech nadaje się do IV ligi. Tutaj jakiś poziom trzeba reprezentować, nie wystarczy chodzić na treningi, chociaż i tak niektórzy tego nie robią. Musimy na ten temat porozmawiać, bo szkoda jeździć i się kompromitować.

- Nie rozumiem jeszcze jednego. Gracie mecz o życie, a na ławce jest tylko jeden działacz-trener Łukasz Cetnarski. Wiem, że jest duża impreza w Kolbuszowej, ale wami się już nikt nie interesuje...
- Nie chciałbym się wypowiadać na ten temat. Zostały nam jeszcze trzy mecze...

- Chciałbyś w nich zagrać?
- O to się nie boję. Nie daj Bóg, żeby jeszcze mnie zabrakło. Tym bardziej, że wypadnie nam chyba Tomek Abramowicz. Zresztą mam do niego wielkie pretensje za to osłabienie. Taki doświadczony zawodnik nie może dostawać dwóch kartek za gadanie. Przez niego prawie pół meczu graliśmy w osłabieniu. Do tego czasu nie było tak źle.