Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stephen Baldwin: spotykałem się z polskimi dziewczynami

kmularz
Fot. Marcin Kalita
Z aktorem STEPHENEM BALDWINEM rozmawia Marcin Kalita.

Amerykański aktor, producent, reżyser i scenarzysta. Urodził się 12 maja 1966 roku w Massapequa na Long Island w stanie Nowy Jork. Wystąpił m.in. w takich hollywoodzkich produkcjach jak: "Urodzony 4 lipca", "Ofiary wojny", "Ich troje", Podejrzani", "Scigani", "Flinstonowie: Niech żyje Rock Vegas!", "Zdradzony" czy "CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas". Ma dwie siostry: Elizabeth i Jane oraz braci: Aleca, Daniela i Williama, którzy również są aktorami. Żona - Kennya Deodato. Mają dwie córki: Alię i Hailey.

- Witamy w Polsce. Co Cię sprowadza do naszego kraju, do Rzeszowa?

- Przyjechałem między innymi w związku z promocją filmu "Loving the Bad Man", który właśnie jest przygotowywany do dystrybucji w Polsce przez rzeszowską firmę FT Films. Jest to historia dziewczyny, zgwałconej przez pijanego człowieka. Film na polskie ekrany powinien trafić jesienią.

- Wtedy również zaszczycisz nasz kraj swoją obecnością?

- Jest taka możliwość. Kiedy nawiązaliśmy kontakt z polskim dystrybutorem filmu, okazało się, że łączą nas nie tylko sprawy zawodowe. Razem z żoną od lat interesujemy się losami prześladowanych chrześcijan. Firma zajmująca się dystrybucją naszego filmu, planuje stworzyć w podrzeszowskim Łańcucie specjalny ośrodek właśnie dla takich osób z Syrii. Z tej okazji zostałem zaproszony do Rzeszowa na bal charytatywny, z którego dochód zostanie przeznaczony na ten cel.

- Jesteś w Polsce po raz pierwszy Interesowałeś się wcześniej naszym krajem?

- Piękno tego kraju nie było mi obce. Dawno temu, jeszcze zanim się ożeniłem, spotykałem się z polskimi dziewczynami (uśmiech). Pomyślałem wtedy, że fajnie byłoby odwiedzić ten kraj. I, co prawda po latach, ale udało mi się w końcu zrealizować swój plan. Oczywiście z Polską kojarzą mi się także takie ikony jak Jan Paweł II czy Lech Wałęsa. To raczej wszystko. A, i jeszcze z polskimi smakami. Razem z żoną preferujemy zdrową żywność, ale przepadamy za polską kiełbasą!

- Jesteś najmłodszy z sześciorga rodzeństwa.

- Zgadza się, mam dwie starsze siostry i czterech starszych braci.

- Braci doskonale znamy. W końcu wszyscy też są aktorami. Jak to jest być tym najmłodszym? Robiłeś w domu za rodzinną maskotkę czy raczej rodzeństwo wysługiwało się Tobą w pracach domowych?

- Tutaj rzeczywiście nie było równowagi. Rodzina dzieliła się na dwa obozy. Pierwszy tworzyłem ja i mama, a drugi - cała reszta. Wiadomo, że jako najmłodszy byłem ukochanym synkiem mamy. Tym bardziej, że urodziłem się dokładnie w Dniu Matki, który w Stanach Zjednoczonych jest świętem ruchomym. Bracia byli surowiej traktowani. Im, w przeciwieństwie do mnie, żadne przekleństwa nie uchodziły płazem. Poza tym jak to bracia, rywalizowaliśmy ze sobą. Szczególnie Alec z Danielem, który gabarytowo jest jeszcze większy od niego.

- Jak to się stało, że wszyscy czterej poszliście w aktorstwo? Przecież nie wywodzicie się z rodziny o podobnych tradycjach?

- Ojciec był nauczycielem i trenerem amerykańskiego futbolu, a mama zajmowała się domem. Oczywiście wszystko zaczęło się od najstarszego Aleca, który zaczynał od nauk politycznych, ale w trakcie studiów zmienił zdanie i wyjechał do szkoły teatralnej w Nowym Jorku. W tym czasie pracował także jako kelner. Wtedy zauważył go jakiś producent i zaproponował rólkę w pierwszym serialu. Kiedy zobaczyliśmy, ile pieniędzy zarobił, pomyśleliśmy sobie, że jeśli on może, to każdy z nas też.

- Czyli jak zwykle poszło o kasę!

- Coś w tym stylu.

- A podobno zapowiadałeś się na niezłego śpiewaka operowego!

- Kiedy byłem jeszcze w szkole, przygotowywaliśmy akademię. A na nią pewien utwór muzyczny. Mi przypadł w udziale fragment śpiewany sopranem. Do tego stopnia udało mi się zachwycić publiczność, że potem numer ten na wiele lat stał się moim sztandarowym na najprzeróżniejsze okazje. Kiedy jednak stanąłem przed wyborem dalszej drogi, porzuciłem śpiew na rzecz aktorstwa.

- Teraz, kiedy każdy z Was ma już pewien dorobek na swoim koncie, nadal zdarza się Wam między sobą rywalizować?

- Nie, przede wszystkim ze względu na różnice w latach i posturach. A w Polsce jest taki przypadek, że aż czterech braci jest aktorami?

- Nic mi o tym nie wiadomo. Owszem, są całe klany aktorskie, ale w ich skład wchodzą przedstawiciele różnych pokoleń.

- Więc właśnie, nawet w Hollywood jesteśmy dość szczególnym przypadkiem. Czasem żartujemy między sobą, że jeśli producent dzwoni do Aleca, a on nie może, to odeśle go do Daniela. Ten do Williama, a on z kolei do mnie.

- Czyli jako, może nie najsłabsze, ale najmłodsze ogniwo, nadal jesteś na szarym końcu tego łańcucha!

- Niestety, cóż zrobić!

- Zdarzyło się Wam kiedyś stworzyć coś razem?

- Jak do tej pory jeszcze nie. Kiedyś były rozmowy o pewnym projekcie, który jednak nie został skierowany do produkcji. Może wszystko przed nami? Jednak w tej kwestii musimy się liczyć ze zdaniem króla lwa, którym w naszym klanie jest Alec. Czekamy więc na jego decyzje.

- A Wasze dzieci myślą o kontynuowaniu aktorskiej tradycji?

- W kolejnym projekcie filmowym będę grał ojca własnej córki. Poza tym obie są modelkami.

- Podobno Ty też miałeś okazję prezentować bieliznę Calvina Kleina?

- Nie, nie, nie! To dość zabawna historia. Jakieś 25 lat temu zarówno z moim bratem Williamem jak i Kleinem pracowała kobieta, która namówiła go do wzięcia udziału w jakiejś reklamówce telewizyjnej. Wtedy podszedłem do niej i powiedziałem, że ja też mogę. Na co ona rzuciła do mnie "Sorry, nie!". Ale jak wiadomo, historia lubi się powtarzać i teraz ta sama kobieta współpracuje z moimi córkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24