Obie ekipy do meczu przystąpiły w pełni świadome wagi spotkania w kontekście awansu do czołowej szóstki rozgrywek. Przez pierwsze jedenaście minut toczyła się gra bramka za bramkę. Obie strony popełniały masę błędów, nie celnie podawały, gubiły piłkę. Z czasem jednak jarosławianki odskoczyły na cztery bramki. Ciężko było zatrzymać lwowiankom Joannę Gadzinę, która rewelacyjnie radziła sobie w akcjach sam na sam. ostatecznie na przerwę czarno-niebieskie zeszły z zaliczka sześciu bramek.
Drugą połowę lepiej rozpoczęły jarosławianki, ale gospodynie nie zamierzały odpuszczać. Punkt po punkcie dążyły do wyrównania. W 50 minucie zespół z miasta nad Sanem prowadził 22:17 i chyba mało kto spodziewał się, że końcówka spotkania będzie tak emocjonująca.
- Po pierwszej połowie wydawało się, że kontrolujemy przebieg spotkania i myślę, że do 45 minuty właśnie tak było. Ale potem za szybko uwierzyliśmy, że mecz się skończył, że już jest po wszystkim. Galiczanka pokazała, że mimo jest młodym zespołem jest także walecznym i potrafi walczyć do końca. Dlatego sport jest piękny. Kto walczy, ten dostaje nagrodę. Na szczęście udało się mecz wygrać za dwa punkty i to nas cieszy. Martwi mnie przestój nad którym musimy się jeszcze zastanowić i popracować